Polak Rosjanom Wilkiem

Recenzja Dziennika Snajpera Władysława Wilka

Autor: Przemek 'Gonz' Pawełek

Polak Rosjanom Wilkiem
Dziennik snajpera to książka nietypowa i wyróżniająca się na tle innych publikacji poświęconych działaniom wojennym. Wilk opisuje w niej dwa i pół miesiąca służby w czeczeńskiej armii pod koniec pierwszej wojny z Rosją. Wyjątkowość polega tu nie tylko na pokazaniu konfliktu od kuchni, z pozycji górskich fortyfikacji Czeczenów, ale także na perspektywie – Polaka, który chwycił za karabin.

Nie wiem czy plusem, czy minusem jest tu zwodniczość tytułu. Sugeruje on tygodnie spędzone na szukaniu właściwych punktów strzeleckich, napięcie towarzyszące wyczekiwaniu na właściwy moment, przekradanie się na miejsce zasadzki czy pojedynki z innymi żołnierzami posługującymi się bronią wyborową. Specyfika kaukaskiej partyzantki spowodowała, że tego typu opisy są marginalną częścią książki, skupiającej się bardziej na atmosferze samego konfliktu i na ludziach. Wszystko to są ciekawe wątki, mam jednak wrażenie, że autor nie wiedział, na czym się skoncentrować. Komponowania dzieła nie ułatwiał mu raczej fakt, że nie wszystko o sobie chciał zdradzić.

Dni spędzone przez Wilka z batalionem to opis gry nerwów, jaka rozegrała się pod koniec pierwszego konfliktu w Czeczenii. Autor przedstawia walkę Dawida z Goliatem, a porównania do antycznej bitwy pod Termopilami nie wydają się być przesadzone. Garstka bojowników, którym towarzyszy Polak, jest kiepsko wyposażona i ma słabą łączność z resztą armii. W oddziale brak karności, nie da się nawet utrzymać stałego składu osobowego jednostki, bo to święta wojna, za którą nie przysługuje żołd. Czeczeni mają jednak po swojej stronie ukształtowanie terenu, wykorzystywane przez nich po mistrzowsku. Zapał do walki podsyca w nich przekonanie, że racja jest po ich stronie, nie zaś zdemoralizowanego najeźdźcy. Naprzeciw stoi wielokrotnie większa armia korzystająca z czołgów, artylerii i wsparcia lotniczego, ale nie robi to na nich wrażenia. Na kilka dziesiątek ofiar po stronie rosyjskiej przypada najwyżej jeden ranny bądź martwy Czeczeniec.

Partyzanci atakują z ukrycia podszczypując okupanta, który odpowiada ogniem artyleryjskim i z moździerzy, najczęściej chybiając, ewentualnie zmuszając wroga do krycia się po schronach. Wilk rzadko ma okazję do postrzelania ze swojego karabinu Dragunowa – łatwo wtedy o zdradzenie swojej pozycji i narażenie się na kolejny ostrzał, a Rosjanie pocisków nie żałują. Pozostają warty, moknięcie na deszczu, budowanie schronów i okopów oraz zwiady. Nie brzmi to zbyt fascynująco i, niestety, tak też wypada. Miłośników dzikiej przyrody zauroczyć mogą opisy surowych kaukaskich krajobrazów oraz flory wypełniające sporą część pierwszych trzystu stron. Nie brak też rozważań o naturze wojny, śmierci i samego człowieka, autor niebezpiecznie zbliża się jednak wtedy do chłopskiej filozofii ubranej w zdania w stylu Paolo Coelho, co nie wychodzi książce na plus.

Co jednak jest zaletą Dziennika snajpera? Na pewno wrażliwość i dociekliwość autora angażującego się, gdy tylko ma ku temu sposobność, w rozmowy z ludźmi. Dużo ciekawsze od tygodni spędzonych w górach są ostatnie dni wojny, gdy Wilk odwiedza Grozny, rozmawia z weteranami, czy obserwuje zmiany w relacjach pomiędzy Czeczenami a zamieszkującymi ich kraj Rosjanami. Niestety, jest to tylko ułamek całości, budzący niedosyt i zainteresowanie tym, co robił on w Czeczenii wcześniej, zanim założył mundur i chwycił za karabin. Cóż może robić normalny – wydawało by się – człowiek w kraju od miesięcy ogarniętym wojną? Wilk w tych kwestiach milczy (zapewne by zachować anonimowość) napomykając tylko, że ma za sobą służbę w wojskach saperskich i pewne doświadczenie wyniesione z Jugosławii. Parał się też myślistwem na Syberii, być może miał kontakt z rosyjskim półświatkiem. Co do ostatniego, to tylko moje własne domniemania, ale jedynie na nich można się tu opierać. Autor przemilczał nawet swój zawód, ale reportażowy charakter całości odchodzący od suchej formuły dziennika, liczne fotografie urozmaicające książkę oraz nietypowe znajomości, na które się powołuje, zdają się zdradzać jego prawdziwą profesję.

Wielka szkoda, że Wilk aż do tego stopnia stara się ukryć swoją tożsamość i przeszłość, bo strzępki jego własnej historii, będącej tu wielkim znakiem zapytania, okazują się być dużo ciekawsze od samej wojaczki, która pozwoliła mu się tylko otrzeć o wojnę. Co ciekawe – książka nie daje też odpowiedzi na pytanie: dlaczego chwycił on w ogóle za broń? Czy była to próba zaimponowania kobiecie? Patriotyzm, rozumiany według myśli "trzeba bić Ruskich, gdy jest ku temu okazja"? Wiara w sprawę? Czysta, samcza potrzeba sprawdzenia się w ekstremalnych warunkach? A może poczucie wdzięczności wobec Czeczenów, u których gościł od – no właśnie, od jak dawna? Tego wszystkiego do końca nie wiadomo.

Pomimo pewnych luk w opowieści, przez które nie da się poznać pełnej historii i motywacji autora, Wilk zwraca uwagę na wiele ciekawych detali. Takich jak na przykład jego miejsce w oddziale jako nie tylko cudzoziemca, ale też chrześcijanina w kraju muzułmanów, a w dodatku będącego Słowianinem – tak jak Rosjanie. Jak rozprężenie panujące w wojsku bez zarysowanej hierarchii, które  – aż dziw bierze – przez tyle czasu odpierało zmasowane ataki bez rozejścia się do domów. Jak ciekawe losy Rosjan, którzy z różnych powodów postanowili przejść na stronę czeczeńską. To także szalenie intrygujący wątek mitu wiecznie żywego Dżochara Dudajewa, który według bojowników miał przeżyć śmiertelny atak bombowy i czekać na właściwy moment, by się ujawnić. Wszystko to naprawdę fascynuje, szkoda tylko że same działania snajperskie są tu na bardzo dalekim planie, a większość opisów z frontu dotyczy gór, drzew, oraz informacji ile czasu oddział chował się przed kolejnymi bombardowaniami. Całość jest zbyt długa, kolejne opisy dni – które wydają się być do siebie podobne – zbyt rozwleczone; przeciągnięcie dziennika wynagradza jednak świetnie sportretowany obraz końca wojny.

Fascynatów współczesnej wojskowości zachęcam do zapoznania się z tą publikacją, głównie ze względu na polski akcent i nietypowy kąt widzenia, ale ostrzegam, że sporo tu bezruchu, a momentami także kontemplacji. To raczej lektura uzupełniająca. Spragnieni mocnych wrażeń powinni raczej sięgnąć po Dziesięć kawałków o wojnie. Rosjanin w Czeczenii Arkadija Babczenki, gdzie momentami wręcz trudno o złapanie oddechu.