Pół wojny

Si vis pacem para bellum?

Autor: Maja 'Vanth' Białkowska

Pół wojny
Trylogii nie powinno się oceniać po tym, jak się zaczyna, ale jak się kończy – taki wniosek może się nasuwać po przeczytaniu Pół wojny, którą Joe Abercrombie zamyka serię rozgrywającą się w krainach obmywanych przez fale Morza Drzazg.

Nastał czas ognia i krwi. Najwyższy Król podjudzany przez Babkę Wexen kontynuuje podbój kolejnych krain, głosząc hasła o zaprowadzeniu ładu i sprawiedliwości wśród ich mieszkańców i pragnąc nawrócić ich na jedyną, słuszną wiarę w Jednobóstwo. Padają kolejne miasta, ich mieszkańcy giną w mękach ku uciesze dzikich hord, a ocaleni nie potrafią otrząsnąć się z traumy, jakiej doświadczyli patrząc na śmierć swych najbliższych. Jedynie nielicznym dana jest wewnętrzna siła, która sprawia, iż stają do walki. Po raz pierwszy, kolejny i następny. Do tych niezłomnych należy księżniczka Skara, wnuczka Fynna, władcy Throvenlandu.

Ostatni tom trylogii rozpoczyna się w sposób identyczny, jak miało to miejsce w przypadku wcześniejszych jej odsłon. Poznajemy protagonistów w momencie dla nich przełomowym i zarazem skrajnie dramatycznym, gdy muszą oni podjąć decyzję o całym swym przyszłym życiu, a ów wybór ostatecznie i nieodwracalnie ich definiuje. Po księciu pragnącym zemsty i dwójce młodych wojowników nadszedł czas na księżniczkę, która uczona była władać odmienną bronią – własnym umysłem. Od dziecka przygotowywana do roli polityka, wysłuchując kolejnych reguł powtarzanych przez królewską doradczynię – Matkę Kyre, wprowadzającą Skarę w meandry skomplikowanej gry o władzę, doskonale poznała teorię, a gdy nastał czas na praktyczne jej zastosowanie, uczennica przewyższyła mistrzynię.

Toczące się w Pół wojny wydarzenia obserwujemy również oczyma dwóch młodzieńców – ulubieńca Grom-Gil-Gorma, równie bezwzględnego jak przewodzący Vansterom Łamacz Mieczy Raitha, który sam o sobie mówi, iż jest zabójcą bez zasad moralnych, oraz Kolla, ucznia Ojca Yarviego, szykowanego przez półrękiego Ministra do roli swego następcy. Każde z tej trójki odmiennie postrzega świat, w inny sposób relacjonuje epizody, w jakich przyjdzie im uczestniczyć, różni ich wszystko – pochodzenie, wykształcenie, wyznawane przez nich zasady, lecz w miarę rozwoju akcji można dostrzec w ich zachowaniu pewne podobieństwo, tak jakby byli uosobieniem konkretnych cech ludzkiej osobowości. Księżniczka jawi się jako rozum, berserk stanowi siłę, zaś adept wiedzy jest sumieniem. Przejścia, jakich doświadczają, uzupełniają ich portrety charakterologiczne o dodatkowe elementy, częstokroć zaskakujące i niezgodne z pierwotnym ich wizerunkiem. Zresztą przemiana to motyw stojący u podstaw całej opowiedzianej przez pisarza sagi, a skalę tego przedsięwzięcia czytelnik uświadamia sobie dopiero w chwili, gdy dotrze do jej końca. Wówczas objawia się koncept autora, wedle którego ilość narratorów zgodna jest z numeracją kolejnych tomów, co znacząco wpływa na całą fabułę.

Jest to tylko jeden z trybików zbudowanej z zegarmistrzowską precyzją machiny "produced by Abercrombie". Każdy bowiem, nawet mało znaczący element intrygi, który mniej uważny czytelnik mógł przeoczyć czytając Pół króla i Pół świata, nagle wskakuje na właściwe sobie miejsce, dopełniając obraz wykreowanego przez pisarza świata i wizerunki bohaterów. W ostatnim tomie mniej skrupulatnie ukazuje on miejsca, w jakich rozgrywa się akcja, o których wiedzę posiedliśmy już we wcześniejszych częściach, a jedyny wyjątek stanowią miasta elfów – zarówno ruiny ich siedzib, na których ludzie wznieśli swe budowle (jak chociażby twierdza Baila – jedno z kluczowych w powieści lokacji), jak i przeklęty Strokom, źródło zakazanej magii i artefaktów przynoszących zagładę. Zaś tożsamość pradawnej rasy, jej historia i przyczyny upadku do samego końca pozostają w sferze sugestii i niedopowiedzeń, które prowadzą ku konkretnym tropom. Nic jednak nie zostaje wyłożone wprost, tak jak miało to miejsce chociażby w trylogii o Jorgu – psychopacie, której kreator, stosując podobne rozwiązanie fabularne, postanowił wyjawić je w każdym detalu – Abercrombie zdecydowanie bardziej ufa inteligencji swych czytelników.

W Pół wojny kompletnie zatarły się granice pomiędzy dobrem a złem. Co prawda już wcześniej postaci można było oceniać przypisując im paletę rozmaitych odcieni szarości, lecz wielu z nich można było przydać te jaśniejsze, gdy ich postępowanie, choć dalekie od jakiegokolwiek z kodeksów moralnych, etycznych, czy religijnych, tłumaczyło jakże ludzkie pragnienie zemszczenia się za doznane krzywdy. Finalny tom odziera protagonistów z owego skłaniającego do sympatyzowania z nimi kostiumu, ukazując do tej pory nieco zszarganych herosów jako skrajnie amoralnych i chwytających się najbardziej podłych metod wojowników i polityków. Identyczny probierz można zastosować wobec najeźdźców, jak i broniących swych ojczyzn Gettlandczyków, Thorovenów i Vansterów. Jakże to typowe dla pisarza, który podobną regułę stosuje w każdej ze swych powieści i po pozornej łagodności i pewnej infantylności, jaką cechowały się dwa pierwsze tomy sagi, przypomina, iż jego uniwersa nie są światami dla dobrych ludzi. Powraca również do zabijania kluczowych dla fabuły postaci, likwidując zarówno tych, w których tliły się jeszcze resztki szlachetności, jak i najbardziej zdeprawowanych, tak jakby pragnął potwierdzić od wieków znaną teorię, że nowe można budować jedynie na zgliszczach starego, a zwycięstwo dane jest nie Hektorom, czy Achillesom, lecz Odyseuszom i to w wersji moralnie zdegenerowanej.

Podróż – zarówno w sensie fizycznym, jak i wędrówka ku samopoznaniu – stanowiła kluczowy element dwóch pierwszych odsłon Morza Drzazg. Natomiast wieńczący cykl tom odsuwa ten motyw na dalszy plan, albowiem na piedestał zostaje wyniesiona wojna. Arma virumque cano – jakże wykrzywioną parafrazą tych słów jest fabuła książki. Pisarz  skrajnie naturalistycznie przedstawia kolejne sceny bitew, oblężeń i pojedynków, lecz czyni to w sposób wciągający i nie można zarzucić mu skłonności do epatowania okrucieństwem. Ukazuje koszmar wojny, którą jedynie w połowie można zwyciężyć mieczem, gdyż słowo potrafi ranić jeszcze mocniej. Długie partie tekstu przypominają Bohaterów, marynistyczne zmagania doceniłby sam Forester, zaś obrona Twierdzy Baila, choć nie robi aż takiego wrażenia jak eriksonowskie opisy oblężeń, zapada w pamięć.

Abercrombie po raz kolejny udowadnia, iż potrafi budować skomplikowane relacje pomiędzy swymi postaciami, czyniąc to zarówno w sposób humorystyczny (szermierka słowna pomiędzy Uthilem –  Żelaznym Królem Gettlandu i vansterlandzkim Twórcą Sierot), jak i dramatyczny. Również związki uczuciowe, we wcześniejszych tomach potraktowane nieco po macoszemu, w Pół wojny zaskakują swą wielowymiarowością. Nie są to już miłostki pomiędzy niedojrzałymi emocjonalnie partnerami (choć od tego punktu wychodzą), lecz afekty potrafiące ranić, odzierać z godności, zbudowane na kłamstwie, lecz jednocześnie wzbogacające partnerów w nie zaangażowanych, wprowadzające ich na nowe poziomy wrażliwości, choć wiedza ta ma gorzki posmak. Tworząc je pisarz czerpie garściami z baśniowych schematów (motyw księżniczki i prostaczka), lecz nie należy się spodziewać rozwiązań wedle bajkowej formuły "i żyli długo i szczęśliwie".

Ostatnia odsłona Morza Drzazg potwierdza, iż autor Pierwszego Prawa nadal jest w znakomitej formie. Powracają w niej te wszystkie elementy jego twórczości, które sprawiły, iż wcześniejsze jego książki pochłaniało się zarywając noce – doskonale skonstruowana fabuła, pełnokrwiści bohaterowie, których można pokochać i jednocześnie znienawidzić, sceny bitewne skontrapunktowane politycznymi rozgrywkami, a wszystko to ujęte w szorstkim, męskim stylu, jakże charakterystycznym dla prozy Abercrombiego. Polecam – nie tylko miłośnikom testosteronu.