Podziemne miasto

Horror na pół gwizdka

Autor: Michał 'von Trupka' Gola

Podziemne miasto
Horrory można z grubsza podzielić na te, które próbują wytworzyć nastrój grozy i te, które zalewają czytelnika falą krwi i flaków. Podziemne miasto zaczyna się jak typ pierwszy, zaś kończy jak drugi – w żadnej kategorii nie radzi sobie jednak najlepiej.

W okolicach Międzyrzecza naziści wybudowali olbrzymi kompleks połączonych podziemnymi korytarzami bunkrów, wedle plotek zawierających w swoim wnętrzu ukryte od czasów wojny skarby. Oddział NKWD wysłany do PRL w celu spenetrowania tego labiryntu natrafia na salę o dziwacznej konstrukcji, przywodzącej na myśl raczej świątynię niż fortyfikacje. Wkrótce potem pozostawieni na straży Rosjanie giną w makabryczny sposób. Polscy żołnierze, obawiając się o bezpieczeństwo miejscowej ludności, postanawiają rozwikłać zagadkę zła czyhającego w ciemności.

Muszę przyznać, że stojący za powieścią pomysł wzbudził moje zainteresowanie. Choć nie trzeba geniuszu, żeby domyślić się, jak z grubsza rozwinie się akcja, to połączenie klaustrofobicznych podziemnych konstrukcji, nazistowskiej mistyki i mrocznej niewiadomej mogło dać bardzo dobre efekty. Niestety jednak wyszło tak sobie. Autor jakby nie potrafił zdecydować, w jakim stylu powinien napisać swoje dzieło, więc wybrał wszystkie. Podziemne miasto zaczyna się jak klasyczny horror, by po drodze przeobrazić się w pełną absurdów powieść sensacyjną z pogranicza Stawki większej niż życie i przygód Jamesa Bonda i ostatecznie skończyć jako gore. Czasami takie łączenie gatunków się sprawdza, lecz tym razem czegoś zabrakło.

Z początku – mimo sztampowych rozwiązań fabularnych – autorowi udaje się wytworzyć nieco nastroju grozy, gdyż wprawne operowanie ciemnością i niewiadomą zdaje egzamin. Tymczasem akcja szybko nabiera tempa, coraz bardziej zmierzając w kierunku sensacji, wszelka groza odchodzi więc w zapomnienie, a na scenę wkracza inny typ rozrywki. Kreując Polaków na spadkobierców J23 autor posługuje się wprawdzie kliszami do cna zużytymi i absolutnie przewidywalnymi, jednakże dynamiczna akcja może porwać, o ile tylko nie postawimy jej zbyt wysokich wymagań. Niestety momentami autor próbuje uatrakcyjnić fabułę nieco za bardzo, na siłę przyszywa do powieści elementy z zupełnie innej bajki, które do reszty historii pasują jak świniakowi siodło, co budzi raczej irytację niż zadowolenie. Nie bez znaczenia jest też fakt, że choć autor teoretycznie trzyma tożsamość siejącego zniszczenie zła w tajemnicy, to w praktyce rzucane przez niego aluzje są przejrzyste jak szkło i każdy czytelnik obeznany z mitologiami świata momentalnie domyśli się z kim/czym przyjdzie się mierzyć bohaterom. W ostatecznym rozrachunku Podziemne miasto niezbyt umie straszyć, ale momenty sensacyjne prezentują przyzwoicie średni poziom.

Kiedy czytelnik minie połowę książki, autor zdejmuje białe rękawiczki i przechodzi do sedna, to jest do mnożenia zgonów. Niejeden twórca powieści grozy dorobił się sławy na tym procederze, jednak Henelowi raczej się ten wyczyn nie uda. Choć trup w rzeczy samej pada gęsto i krwawo, to fani prawdziwie ociekającego posoką gore będą musieli obejść się (nie)smakiem. Opisy rozczłonkowania są bowiem powtarzalne i niezbyt szczegółowe, daleko im do niemal poetyckich grotesek kreowanych przez Cichowlasa czy choćby absurdalnych, acz widowiskowych tworów Mastertona. O ile nie przeszkadza to zbytnio w momentach, gdy akcja wartko prze do przodu, to kiedy autor zwalnia, by pozwolić czytelnikowi nasycić się makabrą, do lektury zakrada się nuda.

O ile mistyczne, ponadnaturalne zło nie wyszło autorowi najlepiej, to całkiem sprawnie poradził sobie z ukazaniem zła codziennego, kryjącego się w zwykłych ludziach. Czy mowa tu o bezdusznych oficerach NKWD, czy o mieszkańcach okolicznych wsi, Henel odmalowuje kryjące się w ich sercach grzechy i grzeszki w sposób cyniczny i przekonujący. Nie znaczy to, że kreacja postaci jest bez wad – Rosjanie jeden w jednego są oślizgłymi typami bez grama litości w sercach czy pomyślunku w głowie, zaś polscy żołnierze to prawdziwe uosobienie cnót – niemniej jest to jeden z najjaśniejszych punktów powieści.

Podziemne miasto nie sprawdza się jako horror. Choć z początku próbuje nieco straszyć, to szybko się poddaje, nie dostarcza również dostatecznej ilości podrobów, by spodobać się miłośnikom co bardziej brutalnych pozycji. Jeżeli jednak potraktować powieść jako lekkie sensacyjne czytadło, to otrzymamy produkt reprezentujący stany średnie, z dodatkiem w postaci ciekawie odmalowanych postaci pobocznych.