Płomienna korona

"Pod wiatr"

Autor: Przemysław 'sorfal' Chudzik

Płomienna korona
Lata 1306-1320 to burzliwy, trudny, ale ważny czas w odradzaniu się Polski po rozbiciu dzielnicowym. W tym okresie osadzono zwieńczenie trylogii Odrodzone królestwo Elżbiety Cherezińskiej o niebagatelnej objętości niemal 1100 stron. To dużo, ale jeśli powieść jest dobrej jakości, to lektura i tak przebiega sprawnie i przyjemnie. A jeśli jest inaczej?

Autorka zaczyna powieść w 1306 roku, mniej więcej w tym miejscu, w którym zakończył się tom II. Fabuła skupia się w dużej mierze na przeciwnościach, jakie spotyka na swojej drodze do zjednoczenia kraju i uzyskania korony królewskiej Władysław zwany już nie karłem, a Łokietkiem. Będą to zmagania z krzyżakami i Brandeburgią o Pomorze, próby odzyskania i obrony Wielkopolski oraz walki z krakowskimi mieszczanami. Nie zabraknie też przepychanek z biskupem Muskatą i Luksemburczykami. I choć nie ze wszystkich starć mały książę wyjdzie zwycięsko i nie raz popełni błędy, to – jak wiadomo – idea jest słuszna, a Bóg z nami, więc ostateczny sukces murowany.

I choć wokół Władysława dużo się dzieje, w pewnym momencie możemy odczuć znużenie jego przygodami. Kłopot bowiem w tym, że jego postać nie ewoluuje. Przez całe powieściowe życie zachowuje się, jakby miał piętnaście lat i nie przeszedł długiej drogi od wydarzeń ukazanych w pierwszym tomie. I wcale nie pomaga to, że inni bohaterowie Płomiennej korony mu to wypominają.

Do pewnego momentu – bo potem ich wątek idzie w odstawkę – ważni dla fabuły będą oponenci Łokietka, czyli przede wszystkim Krzyżacy. I jeśli pominiemy naiwny i doklejony na siłę wątek nadprzyrodzony towarzyszący "krzyżackim" rozdziałom oraz przymkniemy oko na stereotypowe potraktowanie zakonnych rycerzy, możemy się nieźle bawić, śledząc ich losy. Ciekawią też wykolejeni Brandenburczycy, chociaż w tym przypadku Cherezińska przesadziła z nasycaniem ich natury "mrokiem".

Drugim ważnym wątkiem są dzieje wdowy czeskiej po Wacławie II, córki Przemysła II – Rikissy. Otoczona szacunkiem i ciesząca się władzą, wpływa na losy Czech i krajów ościennych, mocując się z nie tylko z wrogimi jej władcami Pragi, ale też własnymi pragnieniami i poczuciem obowiązku wobec zajmowanej przez siebie pozycji. Rikissa wraz z żoną Łokietka są żyjącymi świętymi, a ich wizerunek kala jedynie to, że podobają im się inni mężczyźni niż ich mężowie (o zdradzie oczywiście mowy być nie może). Wyidealizowanie tych postaci samo w sobie nie musiałoby być złe (patrz św. Kinga z pierwszego tomu trylogii), ale tu wypada irytująco i nudno.

Muszę podkreślić, że jestem daleki od uznawania za wadę powieści Cherezińskiej tego, że jest ona przykładem prostej powieści masowej – że styl ma niewyszukany, język prosty, postaci papierowe, a sceny masowe i batalistyczne kuleją. Nie oszukujmy się, nie dla tych cech czyta się prozę tego typu. W Płomiennej koronie zabrakło jednak tego, co mimo wad wcześniej przykuwało uwagę czytelnika – jakiegoś "nerwu", pasji, postaci, które, choć są nieskomplikowane i naiwne, intrygowały. 

Niby wszystko jest tu na miejscu, ba, niewiele jest elementów, które tak mocno irytowały mnie w jej wcześniejszych książkach – mniej tu jarmarcznego patosu czy chwytów rodem z taniego romansu. Mimo to zwieńczenie trylogii nie budzi oczekiwanego entuzjazmu. Albo przejadł mi się już styl i metoda autorki, albo powieść jest po prostu zbyt długa i przegadana.

Bardzo dobrze, że trylogia Odrodzone królestwo została zamknięta i ponownie mogliśmy poznać kawał historii Polski i krajów ościennych podany w przystępny sposób. Czas spędzony z Płomienną koroną nie jest więc czasem straconym, ale satysfakcja z lektury pozostaje umiarkowana.