Pies i klecha. Tancerz - Łukasz Orbitowski, Jarosław Urbaniuk

Autor: Małgorzata 'Schleppel' Tomaszek

Pies i klecha. Tancerz - Łukasz Orbitowski, Jarosław Urbaniuk
Każdy Polak (mam przynajmniej taką nadzieję) zna Adama Mickiewicza, nie każdy jednak wie o jego powiązaniach z "nawiedzonym" mistykiem Andrzejem Towiańskim, który spowodował niemałe zamieszanie w życiu naszego wieszcza. To są fakty, jakie znajdziemy w każdym podręczniku. Orbitowski i Urbaniuk zdecydowali się nieco ubarwić życiorys autora Dziadów, nadając mu raczej złowrogi charakter. Co by było, gdyby Mickiewiczowi udało się zawrzeć w swoich dziełach moc pozwalającą na zdobycie ponadludzkich zdolności? Gdyby istniała piąta część arcydzieła polskiego romantyzmu? Część, która po rozszyfrowaniu mogłaby zmienić swego czytelnika w istotę zdolną władać innymi ludźmi? W anioła…?

Te pytania pojawią się w trakcie śledztwa prowadzonego przez komisarza Enka i księdza Gila. Obaj bohaterowie ponownie spotkają się w sprawie bardzo makabrycznych morderstw, które wstrząsają Krakowem. Jedyny trop to znalezione przy każdym ciele dziwaczne zapiski: fragmenty wiersza i rozrysowany na kroki taniec. Śledztwo prowadzi od Krakowa, przez Paryż, aż po Stambuł: miejsce śmierci Mickiewicza. Niespodziewanym sojusznikiem "psa" i "klechy" staje się nawiedzony Ślązak, "boży szaleniec" Rajmund Cnota, obdarzony mocą wieszczenia założyciel Towarzystwa Wiedzy Ezoterycznej Jezus Maria. Bohaterom przyda się ten niecodzienny pomocnik, gdyż i wróg w tym przypadku jest potężny – na tyle, by kilkakrotnie zagrozić życiu naszej bohaterskiej dwójki.

Przyznam, że to moje pierwsze spotkanie z niecodziennym tandemem, złożonym ze zgorzkniałego komisarza i popijającego mocne trunki księdza. Obawiałam się trochę, że brak znajomości pierwszej części utrudni mi lekturę, ale na szczęście tak nie było. Całość jest tak skonstruowana, że bez problemu można ją czytać jako odrębną całość – nie ukrywam, że liczne odnośniki do poprzednich perypetii troszeczkę mnie dezorientowały, ale na szczęście tylko czasami. Dosyć szybko przekonałam się do obu bohaterów, akceptując ich liczne wady oraz aprobując tą dosyć niezwykłą przyjaźń między naprawdę skrajnie różnymi osobowościami.

Drugi tom przygód Enki i Gila naszpikowany jest przeróżnymi "smaczkami", których tropienie powinno sprawić literaturoznawcom niemałą przyjemność: począwszy od osadzenia akcji w miejscach bardzo ważnych dla polskich romantyków, po nazwiska ofiar, za którymi kryją się szanowane postaci polskiej nauki. Z kolei finał to prawdziwy majstersztyk, czerpiący z Wielkiej Improwizacji, groteskowych majaków z Kordiana i ludyczności obrzędu dziadów.

Uwagę zwraca także język, jakim posługują się twórcy w kreowaniu świata przedstawionego, czytelnik odnajdzie tutaj echa ozdobnych porównań; trochę "romantycznego" sztafażu słownego, tyle że w nieco bardziej ponurym wydaniu. Pamiętać trzeba przecież, że romantyzm to nie tylko kwieciste ballady o rusałkach i sielski Pan Tadeusz; jest to także epoka, w której powstał mroczny Mnich oraz dzieła Edgara Allana Poe. Okultyzm, satanizm… taką twarz romantyzmu pokazują nam Orbitowski i Urbaniuk, doskonale łącząc tę mroczną atmosferę z dusznym i przaśnym klimatem polskich lat 90.

Spodobać się musi także wprawa, z jaką autorzy przenieśli w polskie realia zagadkę rodem z Kodu Leonarda da Vinci. Osadzenie akcji w Polsce tych czasów przyniosło świetny rezultat. Problemy, z jakimi zmagają się nasi bohaterowie, to nie tylko zagadkowe morderstwa, ale także kiepskiej jakości sprzęt, brak pieniędzy na wyjazdy za granicę oraz długaśne pisma, jakie wystosować muszą przy byle okazji do swoich przełożonych. Wspaniale oddany jest szok kulturowy, jaki przeżywają nasi bohaterowie w zetknięciu z wyrafinowanym Paryżem i zawrotnie kolorowym Stambułem.

Nie da się jednak ukryć, że mam kilka zarzutów: czasami można odnieść wrażenie przerostu formy nad treścią, gdy akcja nagle zastyga, a jej twórcy koncentrują się na długich opisach, co powoduje znaczny spadek dynamiki. Męczyć może także nadmierna ekspresja wszystkich postaci: co rusz ktoś wytrzeszcza oczy, macha nerwowo ręką lub przełyka ślinę, a wszystko to trwa i trwa…

Niezbyt przypadł mi także do gustu sposób, w jaki opisywane są kobiece bohaterki: głupie i brzydkie studentki, drapieżna femme fatale, będąca czymś w rodzaju sukkuba, czy też pani doktor z uniwersytetu, łącząca w jednej osobie cechy Pani Twardowskiej i muła. Jedyna ładna kobieta kończy nieciekawie, zaś francuskie piękności pełnią funkcje dekoracji, w które "wgapiać się" może komisarz Enka. Przydałaby się jakaś damska sylwetka, wzbudzająca pozytywne uczucia, by nie narazić autorów na podejrzenia o mizoginizm.

Podsumowując, otrzymujemy kawałek rzetelnej rozrywki, mrocznej i bardzo krwawej, ale czerpiącej garściami z dokonań największych polskich (i nie tylko) twórców – mocno doprawionej lokalnym kolorytem i sprawiającej czytelnikowi niemałą przyjemność.