Paul z Diuny - Brian Herbert, Kevin J. Anderson

Jest woda na pustyni!

Autor: Bartosz 'Zicocu' Szczyżański

Paul z Diuny - Brian Herbert, Kevin J. Anderson
Brian Herbert i Kevin J. Anderson rozmienili Kroniki Diuny na drobne. Nawet fanom stworzonego przez Franka Herberta cyklu trudno zorientować się w kolejnych uzupełnieniach i kontynuacjach, które – niestety – w przeważającej części są tylko makulaturą. Nic nie zapowiadało, żeby Paul z Diuny miał być wyjątkiem. Cuda jednak się zdarzają – ta powieść jest dobra!

Paul Atryda ostatecznie zwyciężył Szaddama IV i zasiadł na tronie Imperatora. Jako Muad'Dib rozpoczyna rządy w całym znanym wszechświecie. Większość szlacheckich rodów ślubuje mu posłuszeństwo, doskonale zdając sobie sprawę z potęgi jego pustynnych wojsk. Znajdą się jednak i tacy, którzy nie wierzą w legendę niepokonanego Atrydy. Będą tworzyli sojusze i podpisywali tajne porozumienia, aby dostać się jak najbliżej Imperatora i sprawdzić, czy jego tajemnicze moce wystarczą, aby poradzić sobie z kilkunastoma centymetrami stali wbitymi prosto w serce.

Problemem wydanych przed Paulem z Diuny powieści duetu Anderson-Herbert nie było to, że umieszczali akcję w mało ciekawym czasie – przecież i cały Dżihad Butleriański, i sama Bitwa pod Corrinem od lat rozgrzewały miłośników Kronik.... Sedno sprawy leżało gdzie indziej: pisarze nie potrafili skupić się na konkretnych wydarzeniach, pogrążając się w chaosie przeplatających się wątków i skomplikowanych zależności między bohaterami; często tyle samo miejsca poświęcali najciekawszym z perspektywy fana Diuny zdarzeniom, co zupełnie nieważnym dla całego cyklu niuansom. Paul z Diuny jest inny, przede wszystkim dużo prostszy. O dziwo, Anderson i Herbert wybrali stosunkowo spokojny moment w dziejach uniwersum, jakim był początek Dżihadu Muad'Diba. Tym razem potrafili skupić się na tym co ważne – czytelnik od początku do końca przygląda się wydarzeniom związanym ze świętą wojną: planowaniu jej przebiegu, naradom podczas jej trwania, wystąpieniom Paula mającym na celu przysporzenie jej zwolenników, próbom powstrzymania pustynnych komandosów. Powieść nie nudzi, pozwala zaś na rzeczywiste poszerzenie wiedzy o świecie Diuny. Wojna asasynów, legenda Alii, losy Fenringów – pisarze zgrabnie połączyli te interesujące wątki, pomijając mało ważne szczegóły, takie jak choćby sztucznie wydłużające historię przejęcie Ixa przez Tleilaxan w Wichrach Diuny.

Oczywiście Paul... to nie tylko ciekawa opowieść. To także wyjątkowo nudny wątek Marie, zbyt przewidywalny finał wojny asasynów, niemrawe zakończenie. Niektóre rozwlekłe fragmenty przypominają to, co znają czytelnicy pozostałych powieści duetu: niepotrzebne dygresje i miałkie dialogi zakłócające tempo narracji. Narzekać można też na brak nieznanych dotąd postaci: właściwie poza interesującym Thallem czytelnik nie będzie miał okazji przyjrzeć się żadnemu nowemu bohaterowi.

Nie da się ukryć, że Paul... nie jest książką stworzoną przez Franka Herberta. Utwory kontynuatorów nie są tak wielowymiarowe, nie analizują tak głęboko ludzkiej psychiki, mają mało wspólnego z filozofią. Trudno jednak z tego powodu utyskiwać, szczególnie jeśli wziąć pod uwagę jakość ich wcześniejszych dokonań. Tutaj całkowicie skupili się na opowiedzeniu historii, na boczny plan spychając próbę imitowania stylu Franka Herberta. Wydaje się, że to całkiem niezła droga: zamiast kolejnych rozpisanych na tysiące stron marnych podróbek Kronik Diuny, oferować czytelnikom prostsze, ale ciekawsze, stricte rozrywkowe powieści.

Autorom udało się w całkiem zgrabny sposób "wepchnąć" z przyjemnym tekstem między Diunę i Mesjasza.... Nie jest to powieść ważna dla cyklu, nie jest to żaden kamień milowy, ale z pewnością ma dużo większą wartość niż pozostałe twory tego duetu.