Panowie Północy - Bernard Cornwell

Na Północy bez zmian

Autor: Camillo

Panowie Północy - Bernard Cornwell
Czytelnicy sagi Wojny Wikingów Bernarda Cornwella z pewnością doskonale wiedzą, czego spodziewać się po kolejnych tomach. Panowie Północy, trzecia część przygód Uhtreda Ragnarssona, nie stanowi pod tym względem żadnej niespodzianki. Na przeczytanie czeka ponad pięćset stron pełnych mordów, gwałtów i innych tego typu atrakcji.

________________________


Znów przenosimy się do IX-wiecznej Brytanii, nękanej napadami wikingów. Akcja rozpoczyna się w roku 878, mniej więcej miesiąc po bitwie pod Ethandum, w której anglosaskie wojska niespodziewanie rozbiły duńskiego najeźdźcę. Zwycięstwo przyniosło kilka lat upragnionego pokoju mieszkańcom Wessexu, lecz nie Uhtredowi, który wciąż ma do wyrównania osobiste porachunki. W tym celu wyrusza na okupowaną przez Duńczyków Północ, gdzie ponownie napotyka starych wrogów oraz poznaje nowych. Tymczasem z oddali jego poczynania śledzi król Wessexu, Alfred, wciąż mający wobec nieustraszonego wojownika własne plany.

W tym tomie Ragnarsson jest już słynnym bohaterem wojennym, którego imię budzi grozę w całej Brytanii. Najważniejsze z jego dotychczasowych poczynań zwięźle zrekapitulowano na początku powieści, lektura będzie więc zrozumiała także dla tych, którzy przegapili poprzednie części, ale z jakichś względów zapragnęli zapoznać się z trzecią. Panowie Północy posuwają fabułę na tyle, aby zakończyć wątki rozpoczęte jeszcze w Ostatnim królestwie, a zarazem wplątać Uhtreda w nową kabałę, z którą będzie musiał zmagać się w następnych tomach. Czas akcji przypada akurat na okres względnego pokoju, więc tym razem nie uświadczymy wielkich bitew. Zamiast tego mamy ciąg pojedynków i mniejszych potyczek, czasem na słowa, częściej na miecze.

Akcja wydaje się biec nieco szybciej niż w poprzednich tomach, być może dlatego, że bohater i jego towarzysze nie mitrężą w jednej lokacji, ale wciąż podróżują z miejsca na miejsce. Na kartach pojawia się tym razem niewiele nowych postaci. Jedynymi istotnymi dla fabuły debiutantami są: Guthred – duński wódz, który niespodziewanie postanawia przyjąć chrześcijaństwo oraz Gizela, jego siostra, do której Ragnarsson zapała uczuciem. Odrobinę spadł współczynnik śmiertelności, choć, oczywiście, nie po stronie wrogów Uhtreda, gdzie drogę niezmiennie znaczy szlak z trupów. Protagonista nadal poczyna sobie śmiało, czasem może nawet zbyt śmiało. Przez większość powieści Cornwell utrzymuje przyzwoitą dramaturgię, jednak poziom napięcia opada w trakcie oblężenia Durnholmu, kiedy herosowi i jego drużynie wszystko udaje się zdecydowanie zbyt łatwo.

Cykl, do którego należą Panowie Północy koncentruje się na szczęku oręża i rozlewie krwi, warstwę obyczajową i psychologiczną ograniczając do minimum. Co za tym idzie, relacje między postaciami są dość proste i schematyczne – kochają się, lubią lub nienawidzą. Istnieje wszak jeden wyjątek. Tak, jak w Trylogii Arturiańskiej ważną rolę odgrywała więź między Derflem a Arturem, w Wojnach Wikingów podobną rolę pełnią powiązania Uhtreda z Alfredem. O ile jednak w pierwszym przypadku można było mówić o przyjaźni i podziwie, w drugim stosunek do suwerena wciąż oscyluje między pogardą a niechętnym uznaniem. O tym, w którą stronę ostatecznie podąży, przekonamy się w następnych tomach, kiedy nad królestwem Wessexu ponownie zawiśnie groźba zagłady.

Saga liczy, jak dotąd, sześć tomów, z których ostatni ukazał się w oryginale pod koniec zeszłego roku. Polskie tłumaczenia pojawiały się dotychczas z, mniej więcej, rocznym odstępem. Na kolejne przygody Uhtreda będziemy więc musieli zapewne jeszcze sporo poczekać. Fani mogą zatem odliczać miesiące, a pozostali powinni zainteresować się raczej Trylogią Arturiańską, dziełem doskonalszym i oferującym znacznie więcej niż, wprawdzie bardzo dobrze opisaną i wiarygodną historycznie, ale jednak tylko krwawą jatkę.