Pan Lodowego Ogrodu. Tom 1

Obcy w obcym świecie

Autor: Michał 'von Trupka' Gola

Pan Lodowego Ogrodu. Tom 1
Tom pierwszy cyklu Pan Lodowego Ogrodu to pod względem fabularnym niewiele więcej niż bardzo długi wstęp – ale i tak czyta się go z wielką przyjemnością.

W niedalekiej przyszłości ludzkość odkrywa w głębinach kosmosu inną zamieszkałą planetę. Humanoidalni mieszkańcy Midgaardu przeżywają obecnie swoją własną wersję wczesnego średniowiecza, toteż planeta jest objęta całkowitą kwarantanną – za żadną cenę nie można dopuścić do skażenia tej dziewiczej kultury "naszymi" wpływami. Jednak nieduża grupa naukowców uzyskała zgodę na prowadzenie badań – po czym zniknęła bez śladu. Vuko Drakkainen zostaje wysłany z (nie całkiem legalną) misją ratunkową – ma ustalić losy zaginionych i, jeżeli będzie to możliwe, ewakuować ich. Lub chociaż zatrzeć wszelkie ślady ich bytności w odległym świecie. Wysłany na obcą planetę, może liczyć jedynie na swój trening, spryt i organiczne wszczepy bojowe, jeżeli chce przeżyć i wypełnić swoje zadanie.

Pod względem fabularnym tom pierwszy Pana Lodowego Ogrodu nie prezentuje się szczególnie zachęcająco. Vuko nie ma w zasadzie żadnego tropu, którym mógłby podążyć, błąka się więc na ślepo po świecie, licząc na szczęśliwy traf, a przy okazji co i rusz pakuje się w taką czy inną kabałę. Choć autor dba o to, byśmy nie mogli zbytnio narzekać na nudę, co jakiś czas wrzucając do fabuły urozmaicone sceny walki, to sama opowieść nie ma tu zbyt wiele do zaoferowania. Dopiero pod koniec nasz bohater trafia wreszcie na względnie obiecujący ślad, co daje nadzieję, że w kolejnym tomie wydarzenia nabiorą nieco tempa. Niektóre rozdziały poświęcone są z kolei losom młodego następcy tronu jednego z państw na Midgaardzie, przyuczającego się pod okiem rozmaitych nauczycieli do roli władcy. Wątek ten, choć interesujący, pozostaje (przynajmniej na razie) bez związku z główną osią fabuły, przez co powieść wydaje się być dodatkowo rozwodniona.

Kreacja postaci stoi na przyzwoitym, rzemieślniczym poziomie. Tak Vuko, jak i pozostali bohaterowie zostali napisani w sposób przemyślany, wiarygodny i spójny. Niestety, są przy tym na tyle nijacy, by wypaść z pamięci niemal od razu po zakończeniu lektury. Vuko miewa od czasu do czasu egzystencjalne przemyślenia i wątpliwości odnośnie sensowności swojej misji, poza tym jednak brak mu siły osobowości, która pozwoliłby mu się wyróżnić z tłumu podobnych mu sylwetek. Podobnie z pozostałymi – ich wykonanie nie wyróżnia się ni na plus, ani na minus.

Jednak to nie Vuko jest tuk naprawdę głównym bohaterem – pierwsze skrzypce bezdyskusyjnie gra Midgaard, obca planeta, którą wraz z protagonistą przyjdzie nam zwiedzać. Jej mieszkańcy i ich kultura, dręczące ich problemy, z wojną bogów i tajemniczą mgłą rodzącą potwory na czele, wreszcie wypełniające ten świat tajemnice i zagadki – wszystko to tworzy żywy, złożony świat, rządzący się własnymi zasadami, z pozoru znajomymi, a jednak potrafiącymi zaskoczyć. Wraz z Vukiem i młodym księciem krok za krokiem poznajemy różne aspekty kultury tamtejszych ludów, które nieodmiennie splatają się ze sobą w większą całość, tworząc spójną, logiczną całość, barwną i intrygującą. Choć więc fabuła powieści nie porwała mnie, przewracałem kolejne kartki z przyjemnością, ciekawy, co jeszcze pokaże mi Grzędowicz i pochłaniając opisy kolejnych kamyczków tej niezwykłej mozaiki.

Tom pierwszy Pana Lodowego Ogrodu nie powala ani fabułą, ani kreacją postaci, które są w porządku, jednak nie wyróżniają się szczególnie. Bogaty, intrygujący i pełen tajemnic świat sprawia jednak, że książkę czyta się z przyjemnością i zainteresowaniem. Nie mogę się już doczekać, by sięgnąć po tom drugi – choć nie ukrywam, że liczę, iż wydarzenia nabiorą w nim lepszego tempa.