Ostatnie królestwo - Bernard Cornwell

Po Arturze byli Duńczycy

Autor: Bartłomiej 'baczko' Łopatka

Ostatnie królestwo - Bernard Cornwell
W Ostatnim Królestwie Bernard Cornwell ponownie zabiera czytelnika w podróż po Brytanii – tym razem opisuje ją w IX wieku, w czasie najazdów Duńczyków na młode królestwa anglosaskie, którym przewodzi Wessex z królem Alfredem, przez potomność nazwanym Wielkim.

Toczące się wydarzenia, jak w trylogii arturiańskiej, poznajemy w formie spisanych pamiętników ich bezpośredniego uczestnika Uthreda, jednego z wielu angielskich eldormanów (wodzów). Jednak w tym wypadku to rozwiązanie okazuje się nietrafione. W przeciwieństwie do wspomnianej serii narratorem jest główny bohater, więc wiemy, że cokolwiek by się nie działo – on przeżyje, a to praktycznie redukuje do zera napięcie związane z kolejnymi scenami walk.

Bitwy jednak to jeden z najciekawszych elementów prozy tego pisarza – po raz kolejny Cornwell udowadnia, że posiada ogromną wiedzę na temat prowadzenia walk w średniowieczu, ich realiów, specyfiki uzbrojenia i taktyki. Informacje te stara się przekazać czytelnikowi, uświadomić mu, że wojowanie to nie rycerze w nieskazitelnie lśniących zbrojach, a smród, głód, ubóstwo i często śmiertelnie przerażeni ludzie. Ostatnie królestwo to także sposobność do zapoznania się z opisami życia codziennego i zwyczajów ludzi z tamtego okresu. Zostały one przedstawione niejako przy okazji prowadzenia opowieści – podczas lektury mimowolnie do pamięci przenikają sceny uczt, obrzędów, przesądów i innych prozaicznych rzeczy.

Cornwell utwierdza mnie także w przekonaniu co do swojego kunsztu narratorskiego – znakomicie wplata w tekst archaizmy, a jednocześnie pisze językiem współcześnie zrozumiałym. Przydaje to jego tekstowi płynności, przez co lektura bardziej przypomina słuchanie kolejnych strof pieśni, niż mozolne przebijanie się przez ponad pięćset stron.

I właśnie objętość to jedna z niewielu wad tej książki – autor momentami odbiega od głównych wydarzeń, skupia się na peryferiach fabuły, koncentruje na prywatnych przeżyciach Uthreda. Przez to książka jednocześnie nabiera głębi (poznajemy dziewiątowieczną Anglię oczami pojedynczego człowieka) i puchnie w strony (mnożenie opisów, powtarzanie niektórych informacji) – przyjemność z czytania lekko niweczy to fragmentami ślamazarne tempo.

Mimo wszystko Cornwell kolejny raz zafundował czytelnikom bardzo dobrą historyczną powieść. I Ostatnie królestwo powinno spodobać się tym, którzy nie przepadają za baśniowymi lśniącymi zbrojami i nieskazitelnie czystymi rycerzami, gdyż ukazuje prawdopodobną, a co za tym idzie: brutalną i odartą z piękna, wizję średniowiecza.