Ołowiany świt - Michał Gołkowski

Powrót do Zony

Autor: Tomasz 'Asthariel' Lisek

Ołowiany świt - Michał Gołkowski
Najpierw był Piknik na skraju drogi braci Strugackich, który prędko stał się pozycją kultową, oraz wzorowany na nim film w reżyserii Andrieja Tarkowskiego. Później – trzy gry komputerowe, stworzone przez ukraińskie studio GSC Game World. Minęło już kilka lat, a Zona wciąż pozostaje na tyle intrygującym tematem, że co jakiś czas powstają nowe dzieła nią inspirowane. Potwierdza to Michał Gołkowski w swojej debiutanckiej powieści, w której zabiera nas ponownie na wypełnione anomaliami i nawiedzane przez zmutowane stworzenia ukraińskie pustkowie.

______________________________


Jak wiadomo w 1986 roku doszło do katastrofy w Czarnobylu – na tym jednak kłopoty się nie skończyły. Dwadzieścia lat później śmierć po raz kolejny zawitała w tamte okolice, i tym razem została już na stałe. Tak narodziła się Zona, śmiertelnie niebezpieczna kraina pełna anomalii przeczących prawom znanej człowiekowi fizyki, potworów marzących tylko o wgryzieniu się w kawał ludzkiego mięsa, a także powstałych w wyniku wysokiego promieniowania artefaktów – obiektów pożądania wielu naukowców. Oto świat Stalkerów: wyrzutków, renegatów i uzależnionych od adrenaliny łowców przygód, wędrujących po Zonie w poszukiwaniu kolejnych radioaktywnych skarbów. Jednym z nich jest Miś, znudzony dotychczasowym życiem Polak, oczami którego śledzimy ten groźny, ale i ciekawy świat.

Ołowiany świt to zbiór opowiadań, które łączy tylko osoba głównego bohatera oraz jeden raczej epizodyczny wątek. Nie należy tu oczekiwać skomplikowanej fabuły – ot, zdecydowaną większość czasu spędzamy obserwując przygody wędrującego po Strefie Michała, który co jakiś czas znajduje artefakt / strzela do zmutowanych stworów / opisuje czytelnikowi realia Zony. Niestety, żadna z krótkich historyjek zawartych w zbiorze nie jest porywająca. Ich największa zaleta, czyli pomysł na świat przedstawiony, nie jest zasługą pisarza, tylko autorów wymienionych wcześniej dzieł, i choć atmosfera zalicza się do plusów Ołowianego świtu, to wiele jej brakuje do klimatu znanego z chociażby Pikniku.... Po odjęciu Zony, opowiadania Gołkowskiego są w najlepszym razie przeciętne, w najgorszym – nudne.

Pochwały nie należą się również bohaterom – nie dość, że są całkowicie jednowymiarowi, to posiadają zaledwie jedną, góra dwie cechy charakterystyczne. Jako że w książce pojawia się ich zaledwie garstka, czytelnik na dobrą sprawę nie ma okazji, by któregoś z nich lepiej poznać. Miś zdecydowaną większość czasu spędza w samotności, a z jego pierwszoosobowej narracji nie wyłania się obraz kogoś, kogo charyzma udźwignęłaby ciężar książki. Główny bohater lubi dreszczyk emocji towarzyszący uganianiu się po Zonie oraz jest cynikiem o głęboko ukrytym sercu ze złota – i na tym można zakończyć opis jego charakteru. Również dialogi nie porywają, choć na dobrą sprawę jest ich tak mało, że być może autor po prostu jeszcze nie miał sposobności, by zaprezentować swoje umiejętności. Mimo to, gdy w ostatnich rozdziałach pojawiają się więcej niż dwie postaci jednocześnie, poziom Ołowianego świtu nieco się podnosi. Ostatecznie, nawet przeciętne dialogi wywołują większe zainteresowanie czytelnika, niż kolejny rozdział spędzony przez Misia w samotności.

Debiut Michała Gołkowskiego niestety nie jest dziełem, które zapada w pamięć na dłużej. Książkę da się czytać i nawet czerpać z tego jakąś przyjemność, zwłaszcza, gdy chce się odpocząć od bardziej wymagających pozycji. Brak tu jednak choć minimum błysku, czegoś, co zachęciłoby do powrotu do opisanej w zbiorze Zony. Ołowiany świt nie jest zły, ale nie jest też dobry – jest niemal doskonale przeciętny. Mimo to, powinien przypaść do gustu wielbicielom komputerowych Stalkerów, o ile podejdą do niego nie spodziewając się literackiej uczty, a raczej przekąski, którą można przyswoić między bardziej wymagającymi daniami. Pozostaje tylko nadzieja, że kontynuacja zaprezentuje wyższy poziom.