» Fragmenty książek » Nowe imperium. Szmaragdowy sztorm

Nowe imperium. Szmaragdowy sztorm


wersja do druku
Nowe imperium. Szmaragdowy sztorm
Rozdział 4
Natura racji

W gospodzie Róża i Cierń było prawie pusto. Wielu jej klientów opuściło Medford w obawie przed rychłym najazdem. Pozostały jedynie osoby na umowie terminatorskiej lub takie, które były zbyt biedne, słabe albo niezłomne, by wyjechać. Royce znalazł wspólnika w Sali Rombowej. Hadrian siedział sam, z nogami wspartymi na pustym krześle. Oprócz jednego pełnego kufla piwa Royce dostrzegł przed nim jeszcze dwa puste. Jeden z nich leżał na boku, a Hadrian wpatrywał się w niego z melancholijnym wyrazem twarzy.
– Czemu nie przyszedłeś do zamku? – spytał Royce.
– Wiedziałem, że dasz sobie radę – odparł wspólnik, wciąż gapiąc się z lekko przechyloną głową na kufel.
– Chyba będziemy musieli przełożyć naszą przerwę na późniejszy termin – powiedział Royce, przysuwając sobie krzesło i siadając. – Alric ma dla nas kolejne zadanie. Chce, żebyśmy nawiązali kontakt z Gauntem i nacjonalistami. Nadal dopracowują szczegóły. Księżniczka przyśle tu posłańca.
– Jej Wysokość wróciła?
– Dziś rano.
Royce wyjął spod kamizelki sakiewkę i położył ją przed Hadrianem.
– Twoja dola. Zamówiłeś już obiad?
– Nie jadę – oświadczył Hadrian, kulając kciukiem przewrócony kufel.
– Nie jedziesz?
– Nie mogę tego dłużej robić.
Royce przewrócił oczami.
– Nie zaczynaj znowu. Jeżeli nie zauważyłeś, to wyjaśniam ci, że toczy się wojna. To najlepszy czas dla takich jak my. Wszyscy potrzebują informacji. Wiesz, ile pieniędzy…
– Dość, Royce. Toczy się wojna, a ja co robię? Zamiast walczyć, ciągnę z niej zyski. – Hadrian wziął łyk piwa i odstawił kufel na stolik tak gwałtownie, że zabrzęczały pozostałe naczynia. – Mam już dość zarabiania niegodziwymi uczynkami. To nie leży w mojej naturze.
Royce się rozejrzał. Trzej mężczyźni zerknęli na nich przelotnie, po czym wrócili do posiłku.
– Nie wszystko robiliśmy dla pieniędzy – zauważył. – Przypomnij sobie zlecenie Thrace.
Hadrian uśmiechnął się gorzko.
– I jak to się skończyło? Wynajęła nas, żebyśmy uratowali jej ojca. Widziałeś go ostatnio?
– Mieliśmy zdobyć miecz do uśmiercenia potwora. Dostała go. Bestia została zabita. Wykonaliśmy zadanie.
– Jej ojciec nie żyje.
– A Thrace, która była biedną wieśniaczką, została imperatorką. Gdyby tylko wszystkie nasze zlecenia kończyły się równie pomyślnie dla naszych klientów...
– Tak uważasz, Royce? Naprawdę myślisz, że Thrace jest szczęśliwa? Ja sądzę, że wolałaby ojca od imperialnego tronu, ale to tylko moje zdanie.
Hadrian wziął kolejny łyk i wytarł usta rękawem.
Siedzieli przez chwilę w milczeniu. Royce obserwował przyjaciela patrzącego niewidzącym wzrokiem w dal.
– A więc chciałbyś walczyć w tej wojnie?
– To by było lepsze od trzymania się z boku jak pijawka, która wysysa krew z rannego.
– No to powiedz mi, dla kogo będziesz walczył.
– Alric to dobry król.
– Alric? To chłopiec, który wciąż walczy z duchem swojego ojca. Po klęsce nad Galewyrem jego szlachcice liczą się z Pickeringiem, a nie z nim. Hrabia zażegnuje awantury wynikające z błędów Alrica, na przykład rozruchy w Medfordzie. Ile jeszcze potrwa, nim stwierdzi, że ma już dość nieudolności Alrica, i zdecyduje, że Mauvin bardziej się nadaje na tron?
– Pickering nie zwróciłby się nigdy przeciw Alricowi – powiedział Hadrian.
– Wielokrotnie widziałeś podobne sytuacje.
Hadrian milczał.
– Do diabła, zapomnijmy o Pickeringu i Alricu. Melengar już jest w stanie wojny z imperium. Zapomniałeś, kto jest imperatorką? Gdybyś walczył po stronie Alrica i król by zwyciężył, jak byś się czuł w dniu, w którym by wieszano biedną Thrace na placu Królewskim w Aqueście? To by zaspokoiło twoją potrzebę walki o szlachetną sprawę?
Hadrian przybrał srogą minę i zacisnął mocno szczęki.
– Nie ma szlachetnych spraw. Nie ma dobra ani zła. Złymi nazywamy jedynie tych, którzy występują przeciwko nam.
Royce wyjął sztylet i wbił go w stół.
– Spójrz na ostrze. Jest jasne czy ciemne?
Hadrian zwęził podejrzliwie oczy. Klinga Alverstone’a błyszczała oślepiająco w świetle świec.
– Jasne.
Royce skinął głową.
– A teraz spójrz na nie z mojej perspektywy.
Hadrian przesunął głowę. W cieniu klinga była czarna jak sadza z komina.
– To ten sam sztylet – wyjaśnił Royce – ale z twojego miejsca wygląda na jasny, natomiast z mojego na czarny. Kto zatem ma rację?
– Żaden z nas – odparł Hadrian.
– Nie – zaprzeczył Royce. – Ludzie zawsze popełniają ten błąd, ponieważ nie potrafią pojąć prawdy.
– To znaczy?
– Obaj mamy rację. Jedna prawda nie wyklucza drugiej. Prawda nie leży w przedmiocie, lecz w sposobie jego postrzegania.
Hadrian jeszcze raz spojrzał na sztylet, a następnie na Royce’a.
– Czasami jesteś genialny, Royce, a innym razem nie mam zielonego pojęcia, o czym bredzisz.
Na twarzy Royce’a pojawił się wyraz frustracji, gdy wyjął sztylet ze stołu i usiadł.
– W ciągu naszej dwunastoletniej znajomości nie prosiłem cię ani razu o nic, czego bym sam nie zrobił lub nie zrobiłem z tobą. Nigdy cię nie okłamałem ani nie zawiodłem. Nigdy nie opuściłem ani nie zdradziłem. Wymień choćby jednego szlachcica, o którym wedle swoich najostrożniejszych przewidywań mógłbyś powiedzieć to samo za dwanaście lat.
– Można jeszcze jedną kolejkę?! – zawołał Hadrian.
Royce westchnął.
– A więc będziesz tu siedział i pił?
– To mój obecny plan. Układam go na bieżąco.
Royce popatrzył na przyjaciela przez dłuższą chwilę, po czym w końcu wstał.
– Idę do Gwen.
– Słuchaj. – Hadrian go zatrzymał. – Przykro mi. Nie umiem tego wyjaśnić. Nie potrafię wyrazić swoich uczuć za pomocą przenośni ze sztyletami. Wiem tylko, że nie mogę już dłużej robić tego, co dotychczas. Próbowałem znaleźć w tym sens. Usiłowałem udawać, że osiągnęliśmy większe dobro, ale w końcu muszę być wobec siebie szczery. Nie jestem złodziejem i nie jestem szpiegiem. Wiem to. Chciałbym tylko wiedzieć, kim jestem. To prawdopodobnie nie ma dla ciebie sensu, prawda?
– Zrób chociaż coś dla mnie. – Royce celowo zignorował pytanie, dostrzegając srebrny łańcuszek na szyi Hadriana. – Skoro i tak tu zostaniesz, patrz, czy nie zjawi się posłaniec z zamku, kiedy będę u Gwen. Wrócę mniej więcej za godzinę.
Hadrian skinął głową.
– Pozdrów ode mnie Gwen.
– Pewnie – odparł Royce, ruszając do drzwi. Znów miał nieprzyjemne wrażenie, jakby przygniatał go wielki ciężar. Przystanął i spojrzał przez ramię. Jeśli mu powiem, to nic nie da, tylko pogorszy sprawę, pomyślał.
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę

Komentarze


Jeszcze nikt nie dodał komentarza.

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.