Nowa Fantastyka 05/2013 – omówienie numeru

Autor: lemon

Nowa Fantastyka 05/2013 – omówienie numeru
Majowa Nowa Fantastyka wypada bardzo dobrze głównie za sprawą opowiadań. Wszystkie są warte uwagi. Rzadki to przypadek.

____________________


Publicystyka

W tym miesiącu zabrakło dwóch stałych punktów programu, to znaczy felietonów Ćwieka i Wattsa. Niby to niewiele, dwie strony, ale dało się odczuć zmniejszenie ilości materiału na kolorowych stronach pisma. Zaczynamy od tematu okładkowego – Wojciech Chmielarz przybliża postać Iron Mana, która od narodzin w latach 60. do występów w serii Wojna domowa przeszła wyraźną metamorfozę. Mojego obojętnego stosunku do Tony'ego Starka co prawda nie zmienił, ale to poprawny tekst. Jerzy Rzymowski pisze natomiast, jak się ma twórczość Neila Gaimana do Campbellowskiej koncepcji monomitu. Przeplatany fragmentami wywiadu sprzed paru lat artykuł powinien zachęcić do zapoznania się z utworami Anglika tych, którzy jeszcze tego nie zrobili. Z kolei Adam Rotter opowiada o nerdach, geekach tudzież frajerach oraz ich rosnącej na przestrzeni lat popularności na srebrnym ekranie.

O ogromnym sukcesie kickstarterowej zbiórki na Tormenta słyszał już chyba każdy. Kto śledził wydarzenia od początku, ten wszystko wie; kto zaś nie śledził, ten może sobie o nadchodzącej grze przeczytać w artykule Aleksandra Daukszewicza. Następnie pozostajemy przy grach, ale już bez prądu – Błażej Kubacki na trzech stronach sprawił, że pożałowałem, iż zgłębianie gier planszowych zakończyłem na etapie Chińczyka. Choć, jak sam autor zaznaczył, wybór tytułów jest subiektywny, to dziwi trochę brak wzmianki o Grze o Tron, na temat której tyle dobrego słyszałem. Drugim zaś zdziwieniem jest zilustrowanie artykułu screenem z gry komputerowej.

W kolejnej odsłonie cyklu Z lamusa czytamy o magii sympatycznej stosowanej przez farmaceutów w okresie między XVI a XVIII wiekiem. Dalej, w felietonie Rafała Kosika, pojawia się temat bezdusznej machiny biurokratycznej, z którą szaremu obywatelowi trudno wygrać. Źle się dzieje w państwie polskim, to przecież wiemy – może warto dla odmiany napisać, co można by na to poradzić? Skoro już cytuję z Hamleta, to zobaczmy, co słychać w państwie duńskim. Mieszka tam od jakiegoś czasu Łukasz Orbitowski i przygląda się Duńczykom, i zdumiewa go odmienność tego narodu. Zdumiewają go również niskie oceny Valhalli, w jego opinii najlepszego dzieła Nicolasa Refna. Film ten miałem od dawna na liście do obejrzenia, teraz pewnie przeskoczy wyżej. Na koniec zostawiłem siedemnasty odcinek pisarskich porad Michaela J. Sullivana, z którego początkujący twórca dowie się, jak wpleść opis w historię, aby nie znudzić czytelnika.

Proza polska

Grewolucja jest specyficzna – już po przeczytaniu dwóch akapitów wiadome się staje, że lekko nie będzie: "[...] gdy będzie ci zawieszało galaretę z tęsknoty za dryfem, spotkasz porządną spajderkę, a ona da ci substytut lepszy nawet niż cug". Trafiając na taką ścianę, niejeden się odbije, jak słusznie zauważa w posłowiu redaktor Cetnarowski. Warto jednak zacisnąć zęby i przeć dalej (albo raczej: wyluzować się i dać się ponieść), gdyż wraz z postępami w lekturze wszystko się rozjaśnia. Idąc ścieżką podobną do tej, jaką obrał Jacek Dukaj w Linii oporu, choć na mniejszą skalę, kreśli Paweł Majka obraz przyszłości, ekstrapolowany wprost z dzisiejszych zjawisk i zmian zachodzących w społeczeństwie. Prawie każdy jest podłączony do sieci i w coś gra, nabija punkty, a postępy obserwują znajomi i lajkują lub nie – skąd my to znamy? Fabuła nie jest szczególnie istotna, służy celowi nadrzędnemu, czyli przedstawieniu wizji, ale od pewnego momentu zaczyna po prostu wciągać. Językowo Majka już nie raz pokazał się z dobrej strony i tym razem również nie zawodzi – doprawiona cyberslangiem swobodnie prowadzona narracja w drugiej i trzeciej osobie stanowi integralny element utworu. Wszystko składa się na swoisty postcyberpunk w polskim (krakowskim) wydaniu.

Bartosz Działoszyński w Zakładzinach przedstawia historię młodego małżeństwa, któremu wichury nie pozwalają dokończyć budowy domu na wsi. Kiedy w końcu problem wydaje się rozwiązany, bohaterów zaczynają nawiedzać dziwne sny. Pojawia się kwestia magii i problem tego, w co chcemy wierzyć, a co wolimy wyprzeć i zracjonalizować. Wszystko zależy od nas, również to, ile w tym opowiadaniu jest fantastyki. Niezła rzecz.

Proza zagraniczna

Appoggiatura to utwór nietypowy, jak przystało na Jeffa VanderMeera – album pełen zachodzących na siebie obrazów, postaci i opowieści, powyrywanych z historii fikcyjnej krainy, Smaragdine, w której ponad wszystko ceniono barwę zieloną. Wyraźnie czuć tutaj inspirację Słownikiem chazarskim Milorada Pavicia. Dostajemy do zabawy puzzle, z których możemy spróbować coś sobie poskładać. Przyznać muszę, że jest w tym jakiś urok.

Podobało mi się także Przyziemienie debiutującej w Polsce Atheny Andreadis. Napisane jak fantasy opowiadanie s.f. o potomkach kolonizatorów na obcej planecie, w przeważającej części będące historią miłosną, w której bohaterka zmuszona jest wybierać między uczuciem a powinnością. Interesująco wypada rasa wodnych istot oraz obrzędy i struktura społeczna mieszkańców lądów. Zgrzytała mi tylko jedna rzecz – egzaltacja w zachowaniu postaci. Redaktorowi Zwierzchowskiemu gratuluję ciekawego znaleziska, dostrzegam w nim potencjał na niezłą powieść, pod warunkiem, że nie będzie ona romansem.

Drugim debiutantem jest Jeremiah Tolbert. Wygnanie jednym kliknięciem to zabawna opowieść o komputerowych nerdach w świecie różniącym się od naszego istnieniem magii, którą mierzy się w megabajtach. Hackerzy to najlepsi czarodzieje. Jeden z nich w kilku postach na forum lub grupie dyskusyjnej opisuje, co się z nim działo przez ostatnie kilka dni. Podobnych przygód na kartach książek rozmaici magicy przeżywali co niemiara, ale właśnie zespolenie jej ze współczesną techniką sprawiło, że zyskała niebywałą świeżość. Tekst powinien przypaść do gustu każdemu geekowi.

*

Pięć opowiadań, każde inne i każde co najmniej przyzwoite, a do tego publicystyka, w której też brak artykułu jednoznacznie słabego – majowy numer wyszedł całkiem udany. W następnym drugi tekst chwalonego wyżej Tolberta, będzie też Mike Carey i Ken Liu, a na dokładkę Jewgienij Olejniczak. Skład wyjściowy imponujący. Przekonamy się, jak zagra.