Nefilim, Lewiatan, Raj utracony, Dzień gniewu - Thomas Sniegoski

Tragedia w czterech aktach

Autor: Blanche

Nefilim, Lewiatan, Raj utracony, Dzień gniewu - Thomas Sniegoski
Paranormal romance to wrzód na ciele fantastyki – historie o pierwszych zauroczeniach nastolatków, okraszone mdłym nadnaturalnym sosem zdominowały oferty wydawnictw i księgarskie półki. Ich popularność jest zadziwiająca: wydawałoby się, że w dobie dostępu do mnóstwa lżejszych niż czytanie form rozrywki, książki, które przyciągną młodzież powinny być naprawdę dobre. Nie tyle ambitne, co napisane ze swadą, pełne wartkiej akcji i interesujących bohaterów. Tymczasem okazuje się, że wystarczy para licealistów z niezdrowym pociągiem do ludzkiej krwi, aby dana pozycja stała się literackim hitem.

Jeśli krwiopijców zabraknie, można sięgnąć po pozycje z ''poprzedniej ery literatury młodzieżowej'', które w podobny sposób eksploatowały innego rodzaju fantastyczne kreatury. W 2003 roku, kiedy w Stanach ukazało się pierwsze wydanie tetralogii Upadli Thomasa Sniegoskiego wyznaczony przez Zmierzch Stephanie Mayer kanon wciąż jeszcze należał do przyszłości [1]. Zamiast wampirów mamy więc nefilimy, dzieci upadłych aniołów i śmiertelnych kobiet, a szkolne tło, wprawdzie obecne na początku opowieści, szybko zostaje zastąpione innymi, teoretycznie ciekawszymi pejzażami; dodatkowo toczy się pradawna wojna pomiędzy upadłymi aniołami i ich wciąż służącymi Bogu braćmi, zaś w tle brzmią słowa przepowiedni o nowym Mesjaszu. To odrobinę zbliża cykl do niegdyś popularnej, między innymi dzięki Mai Lidii Kossakowskiej, literaturze czerpiącej z angelologii. Niestety, mimo niewątpliwie miłych skojarzeń, podobnie, jak wszystko co przyszło po nim, Nefilim oraz kolejne tomy serii to banalna, mdła opowiastka, z rodzaju tych, których rozwlekanie do rozmiarów ponad tysiącstronicowej sagi powinno być zakazane Konwencją Genewską.

Główny bohater, Aaron Corbet, to młodzieniec mieszkający w miasteczku Lynn (Massachusetts) wraz z przybranymi rodzicami i upośledzonym bratem. W dniu osiemnastych urodzin odkrywa w sobie anielskie moce. Kiedy zegar wybija północ, nagle zaczynają nawiedzać go dziwne, niepokojące sny, okazuje się też, że rozumie wszystkie języki obce – nie tylko te, którymi posługują się ludzie; potrafi również rozmawiać ze zwierzętami i niebiańskimi posłańcami w ich własnej mowie [2]. Jak przystało na pierwszoplanową postać, Aaron okazuje się niezwykle potężnym przedstawicielem swego gatunku, w związku z czym w okolicy szybko pojawiają się wysłannicy dwóch wojujących ze sobą anielskich frakcji: wspierający nefilimów Kamael oraz mający na celu zabicie ich wszystkich dowódca Gwardii Anielskiej, Werchiel. Dochodzi do walki, w wyniku której giną przybrani rodzice Aarona, a jego młodszy brat zostaje porwany. Znajdującemu się w tak niewesołej sytuacji chłopakowi nie pozostaje nic innego, jak opuścić rodzinną miejscowość i udać się na spotkanie z przeznaczeniem. Związanym z pewną starą przepowiednią, oczywiście.

Każdy kolejny rozdział, każda kolejna strona prowadzi Aarona do jej spełnienia. To niezwykle długa droga, po której odbiorca porusza się z mozołem, fabuła bowiem jest nie tylko banalna i łatwa do przewidzenia dla każdego, kto przeczytał w życiu chociaż jedną powieść, lecz również niemiłosiernie rozciągnięta. Trudno oprzeć się wrażeniu, że gdyby skrócić całość o połowę,mogłaby powstać w miarę strawna historia. Trzeba by wyrzucić irytujące streszczenia poprzednich tomów, które znajdują się w każdym kolejnym nieudolnie zamaskowane dialogami o niczym, drażniące opisy wewnętrznych pseudo-rozterek Aarona i wreszcie usunąć w całości drugą część serii, Lewiatana, która na ponad trzystu stronach przedstawia zupełnie niezwiązany z głównym wątkiem opowieści epizod, jaki przy odrobinie dobrych chęci i litości dla czytelnika można zamknąć w jednym rozdziale. Wszystko to sprawia, że Upadli wydają się zupełnie pozbawieni treści – przez kilkanaście rozdziałów zniecierpliwiony czytelnik czeka, aż wreszcie wydarzy się coś istotnego, po czym nagle okazuje się, że to już koniec. Rzecz dziwna, bo przecież historii Sniegoskiego nie można odmówić pewnego potencjału. Wojna pomiędzy aniołami, mający ją zakończyć młody Mesjasz niosący wybawienie upadłym grzesznikom – wszystko to pełne patosu, rozmachu i bardzo hollywoodzkie, jednak przedstawione w zupełnie niestrawny sposób. Być może Sniegoski potrafi wymyślać dobre opowieści, niestety, brak mu umiejętności, które pozwoliłyby mu je odpowiednio zaprezentować. Nie powinien zabierać się za książki, tylko pozostać przy pisaniu scenariuszy. Upadli w rękach zdolnego rysownika mogliby przeobrazić się w całkiem udany komiks.

Niestety, nie tylko fabuła kuleje – wiele można zarzucić również kreacji bohaterów. Aaron Corbet boi się swojej nowoodkrytej mocy, by później płynnie przejść do roli zbawiciela, wspierającego słabych i maluczkich. Rzecz jasna, momentami waha się, ale wydaje się to sztuczne; od samego początku wiadomo, że zrobi wszystko pod dyktando anielskiej natury i przeznaczenia. Werchiel z kolei, mimo że teoretycznie służy Bogu, to postać okrutna i szalona; po prostu zła, w boleśnie oczywisty sposób. Sniegoski nie pozostawia odrobiny wątpliwości, co do tego, po czyjej stronie powinien opowiedzieć się czytelnik. Pozostali zaś to jedynie funkcjonalne tło: ci stojący po stronie nefilima pomagają mu w walce lub uświadamiają, poza tym zajmują się czekaniem na zbawienie; ludzie Werchiela zaś karnie wykonują jego rozkazy, wspierając dowódcę Straży Anielskiej w realizacji jego niecnych planów.

Do tego dochodzi jeszcze absurdalny wątek miłosny. Aaron zakochany jest (miłością silną i prawdziwą, proszę nie myśleć, że chodzi o zwyczajne zauroczenie nastolatka) w najładniejszej i najzdolniejszej (a jakże!) dziewczynie w szkole, Vilmie. To nic, że para rozmawiała ze sobą może trzy razy. Rozdzieleni, wylewają łzy tęsknoty, zupełnie, jakby doświadczyli rozerwania wieloletniego związku. Cóż zrobić, kiedy przeznaczenie nie dba o logikę.

Wiele niedoróbek dałoby się przełknąć, gdyby kolejne tomy napisano barwnym, porywającym stylem – w końcu to powieści dla młodzieży i mając to na względzie, można przymknąć oko na liczne wady i cieszyć się z lektury. Sęk w tym, że Upadli to stylistyczna tortura. Nie sposób ocenić, ile w tym winy autora, a ile tłumacza, niemniej zdania są proste, żeby nie powiedzieć prostackie, dialogi sztuczne, a opisom anielskich starć desperacko brak dynamiki. Źle świadczy o powieści, jeśli odbiorca bez wyrzutów sumienia może odłożyć ją na bok w środku finałowej walki. Na domiar złego, w tekście roi się od literówek i niepoprawnie odmienionych wyrazów. Dziwi też brak konsekwencji w tłumaczeniu i transkrypcji imion bohaterów: w trzeciej części jeden z upadłych aniołów zwie się Lehahiasz, by w czwartym stać się Lehashem, etc.

Trudno uwierzyć, że Upadli to cykl, który mógłby podobać się nastoletnim odbiorcom, a jednak w Stanach seria osiągnęła spory sukces wydawniczy; na jej podstawie powstał nawet serial.Pozostaje mieć nadzieję, że w Polsce ta banalna, płytka opowiastka nie sprzeda się, mając zbyt silną konkurencję w postaci anielskiej serii autorstwa Mai Lidii Kossakowskiej. Każdy, kto ma ochotę przeczytać dobrą opowieść o aniołach powinien zapomnieć o Upadłych– lepiej sięgnąć po Siewcę wiatru lub Żarna niebios.



[1] pierwszy tom serii opublikowano w 2005 roku. Wróć do tekstu
[2] zagadką pozostaje, czy anielskie moce dostosowują się do prawa cywilnego w danym kraju i np. nefilimy irańskie dowiadują się o swoich zdolnościach w wieku lat piętnastu. Wróć do tekstu