Nebula 2012: Immersion - Aliette de Bodard

Źli Biali Ludzie?

Autor: Bartek Szczyżański, Bartek Łopatka, Staszek Krawczyk

Nebula 2012: Immersion - Aliette de Bodard
Oto druga z naszych rozmów o opowiadaniach nominowanych do Nebuli. Tym razem Staszek Krawczyk, Bartek Łopatka i Bartek Szczyżański rozprawiają o Immersion Aliette de Bodard (w styczniu publikowaliśmy jej opowiadanie Statkorództwo w tłumaczeniu Jakuba Nowaka). Na tapecie znajdują się m.in. kwestie kolonializmu, możliwości i niemożności porozumienia.

Rozmowa zawiera spoilery.


____________


Bartek Łopatka: Immersion Aliette de Bodard to tekst całkiem odmienny od Robota Helen Bell, o którym dyskutowaliśmy ostatnio. Tutaj pierwsze skrzypce gra przedstawiony świat, autorka poświęca sporo miejsca, by przybliżyć jego obecny wygląd, strukturę społeczną oraz relacje pomiędzy poszczególnymi rasami (kastami?). Te ostatnie u de Bodard, która sama jest pół Francuzką, pół Wietnamką, budują napięcie i wydźwięk całości, przedstawiając kolejną historię o (nie)możności porozumienia się osób pochodzących z różnych światów bądź środowisk.

A Wy jak widzicie to opowiadanie?

Bartek Szczyżański: Immersion nie zrobiło na mnie tak wielkiego wrażenia jak Robot. Pewnie dlatego, że opowiadanie de Bodard nie jest tak skondensowane, tak treściwe jak tekst Bell. Trudności w porozumieniu między dwoma różnymi grupami to w fantastyce naukowej motyw tak wyświechtany, iż powiedzenie czegokolwiek nowego na jego temat byłoby prawdziwym cudem. Ostatnią opowieścią w tym stylu, która mnie zaskoczyła, było Ubranie na miarę Jamesa White'a zamieszczone w pierwszym tomie Rakietowych szlaków. To o czymś świadczy, prawda?

Staszek Krawczyk: Według mnie tematem tego tekstu nie jest niemożność porozumienia. Chodzi tu raczej o przedstawienie tego, czym zajmuje się współczesny postkolonializm: wyzyskiwania obszarów kolonialnych przez imperium, a także szans zdobycia niezależności przez mieszkańców tych terenów. Homi K. Bhabha, jeden z najbardziej znanych badaczy z tego nurtu, mówi w tym kontekście o naśladownictwie lub mimikrze (mimicrytutaj można znaleźć dobre wyjaśnienie tego pojęcia). Tak jak dawniej wielu Hindusów pragnęło się upodabniać do Brytyjczyków, tak i tutaj Agnes usiłuje ukształtować samą siebie na wzór Galaktycznych. Tyle że w tym wypadku może to zrobić w sposób prawie dosłowny: sprytnie udostępniona koloniom technologia urządzeń zanurzających (brakuje mi ładnej polskiej wersji słowa immerser) pozwala na niemal nieodwracalne upodobnienie się osób podporządkowanych do członków grupy dominującej. Na końcu języka mam nawet wyrażenie: "do imperialistów", ale to by już może była w tym miejscu stylistyczna przesada...

Warto zwrócić uwagę, że Aliette de Bodard w internetowych wypowiedziach sama używa słów takich jak “postkolonializm” lub “imperializm”, na przykład tutaj. Jest więc świadoma omawianych procesów nie tylko jako pisarka, lecz także jako osoba zajmująca się krytyką i publicystyką.

Ale to dygresja, wróćmy do tekstu. Co sądzicie o jego postkolonialnym odczytaniu? Może warto pójść tą drogą i zobaczyć, dokąd nas ona zaprowadzi?

Bartek Szczyżański: W tym kontekście słowem-kluczem z pewnością staje się immerser: urządzenie, które "sprasowuje" szeroko pojętą kulturę i tworzy awatary komunikatywne absolutnie, totalnie. Przy minorowym Robocie szukałem – wbrew ogólnemu wydźwiękowi – interpretacji pozytywnej; w raczej pozytywnym Immersion dostrzegam coś przerażającego i myślę, że warto o tym podyskutować.

Immerser umożliwia porozumienie ponad wszelkimi podziałami. Za co go więc krytykować? Za kuszenie. To urządzenie jest wytrychem umożliwiającym natychmiastowe i – wydaje się – bezbolesne przełamanie niskiej samooceny społecznej czy kulturowej. Ludzie ze świata de Bodard nie muszą bać się tego, że ich zachowanie zostanie uznane za śmieszne, głupie, prowincjonalne. Zawsze mogą przecież pozbyć się go i "przełączyć się" na inny schemat. W teorii jest to proces odwracalny. W praktyce? Nie sądzę.

Immerser ma olbrzymi potencjał negatywny – może stać się walcem, który na swojej drodze nie pozostawi nawet strzępów indywidualności. Nie znaczy to, że stoi za nim pragnąca mrocznego ujednolicenia grupa trzymająca władzę, ale to urządzenie wykorzystuje się automatycznie, bezrefleksyjnie, bo tak jest szybciej, łatwiej, wygodniej.

Czy tylko ja się go boję?

Staszek Krawczyk: Nie tylko Ty, ale nasze obawy mają odmienne źródła. Spróbuję opisać, w jaki sposób postrzegam sprawę immersera. Po pierwsze, rozmowa Tam i Quy sugeruje, że twórcy urządzenia celowo uniemożliwiają mieszkańcom Longevity oraz innych podporządkowanych światów pełne wykorzystanie dobrodziejstw nowoczesnej techniki ("Just think of the things we couldn't do. This is the best piece of tech Galactics have ever brought us"). Po drugie, Galaktyczni zazdrośnie strzegą swych sekretów: próby rozgryzienia zasad, według których działa immerser, mogą bardzo źle się skończyć ("the things had nasty safeguards to them"). Po trzecie, wątek Agnes – moim zdaniem najważniejszej postaci w opowiadaniu – kończy się uwolnieniem bohaterki spod zgubnego wpływu urządzenia. To może nie są rzeczy, które od razu rzucałyby się w oczy, ale uważam, że przekaz jest dość jednoznaczny: immerser służy Galaktycznym do sprawowania wyjątkowo perfidnej władzy nad kolonialnymi światami. Wszelkie porozumienie w tym wypadku mam za przykrywkę.

Bartek Łopatka: ...i tym sposobem Staszek sprytnie wraca do tematu kolonializmu i Złych Białych Ludzi – nie mam tutaj nic do dodania.  Choć chciałbym zaznaczyć, że kwestia pełnego zrozumienia i korzystania z immersera jest uwarunkowana bardziej kulturowo, powodowana pewnym tokiem myślenia czy filozofią życiową, a nie perfidnym zakazem i sankcjami Galaktycznych:

And you understand that they've been trying to open them and reverse-engineer them; and you know that they'll never, ever succeed. Not because of the safeguards, of the Galactic encryptions to preserve their fabled intellectual property; but rather, because of something far more fundamental.

This is a Galactic toy, conceived by a Galactic mind—every layer of it, every logical connection within it exudes a mindset that might as well be alien to these girls. It takes a Galactic to believe that you can take a whole culture and reduce it to algorithms; that language and customs can be boiled to just a simple set of rules.


Staszek Krawczyk: Oczywiście, że Biali Ludzie nie są psychopatycznymi zabójcami małych kotków! Prawdopodobnie większość z nich ma nawet dobre intencje, podobnie jak mąż Agnes. W poprzedniej wypowiedzi stanowczo za bardzo się rozpędziłem: nie ma powodu mówić ani o "celowym uniemożliwianiu", ani o "wyjątkowej perfidii", a może również "przykrywce porozumienia". Najgorsze rzeczy w historii uczynili ludzie przeświadczeni o swoich dobrych intencjach. Galaktyczni nie są Źli, natomiast można im zarzucić brak refleksji nad skutkami własnych działań.

Bartek Łopatka: Mówisz też o wątku Agnes – dla Ciebie najważniejszej postaci w opowiadaniu, a dla mnie, szczególnie w zakończeniu, osoby, która niezbyt zgrabnie spina całość.  Jej nagłe przejście od "Immerser mnie pochłonął, nie umiem się bez niego obejść" do "Witajcie, siostry, pomogę wam, a co tam" wydaje się całkowicie nielogiczne w sytuacji przedstawionej w tekście. Trudno mi zrozumieć, że tak łatwo i w zasadzie bezboleśnie udało się Agnes wyzwolić spod mocy tego urządzenia.

Staszek Krawczyk: Zawsze boję się mówić o wiarygodności bohaterów literackich lub jej braku. Sądzę jednak, iż w tym wypadku tekst dość stanowczo – od pierwszych zdań – pokazuje kryzys tożsamości Agnes, wypalenie tej postaci ("you feel like a field of sugar canes after the harvest – burnt out, all cutting edges with no sweetness left inside"). Dlatego nie powiedziałbym, że podczas kulminacyjnego spotkania pozostaje ona w mocy urządzenia zanurzającego.

Bartek Łopatka: Wydaje mi się, że jak na tak długi tekst relacje pomiędzy poszczególnymi osobami są ledwo i niewystarczająco nakreślone, bazują na pewnych schematach, mających wzbudzać natychmiastowe i jednoznaczne emocjonalnie reakcje – co wychodzi znacznie gorzej niż w o wiele krótszym Robot Heleny Bell. (Narzekacz ze mnie).

Bartek Szczyżański: W tym miejscu zgodziłbym się z Bartkiem. Przejście Agnes od całkowitego "zanurzenia" w złamanej osobowości, od kryzysu tożsamości do zaskakującej (aż ciśnie mi się na usta: skautowskiej) odwagi jest zbyt nagłe. Mówisz, Staszku, że to najważniejsza postać tekstu. Jestem skłonny zgodzić się z tym. Więcej nawet: jestem gotów przyznać, iż jej przemiana jest najważniejszym momentem fabuły Immersion. Ale ja też w nią nie uwierzyłem. Brakuje mi również w opowiadaniu kontynuacji tej myśli, czegoś, co by Agnes jakoś zbliżyło do czytelnika i uwiarygodniło. Zamiast tego dostajemy kobietę, która pojawia się znikąd (bo moje i Bartka zwątpienie dowodzi tego, że ewolucję czy zmianę jej postawy de Bodard powinna opisać bardziej szczegółowo) i nie wiadomo dokąd zmierza.

Staszek Krawczyk: W porządku. Rozumiem już, o czym myślicie, i przystaję na stwierdzenie o zbyt nagłej zmianie w finale. Ma ona sens tematyczny, to znaczy jest dobrym pomysłem na zaznaczenie przesłania związanego z postacią Agnes, ale nie sprawdza się już tak dobrze na poziomie szczegółowych rozwiązań fabularnych i wewnętrznych motywacji postaci. Prowadzi nas to zresztą do podstawowego zarzutu, który moim zdaniem trzeba postawić temu opowiadaniu. Zręcznie przekłada ono tezy postkolonialne na język literatury (właśnie tutaj widzę podstawowy klucz interpretacyjny), ale czy jest czymś więcej? W jakiej mierze broni się jako opowieść?

Bartek Szczyżański: I tutaj pojawia się problem. Immersion to literatura przeciętna. Fabuła, akcja, bohaterowie – wszystko jest w tym opowiadaniu proste i, czego szczerze nie znoszę, skrajnie pragmatyczne. Wygląda to tak, jakby de Bodard miała pomysł czy potrzebę wyrażenie swych poglądów – niezwiązanych z samą opowieścią – i postanowiła ubrać to w szaty beletrystyki, bo… no właśnie, dlaczego? Bo na tym zna się najlepiej? W wywiadzie dla Magazynu Świątecznego z 23 marca Szczepan Twardoch pomstował na czytelników, którzy traktują powieści instrumentalnie, jako wykładnię przekonań i światopoglądu autora. Ale jak tego grzechu nie popełniać, kiedy tekst znacznie lepiej sprawdza się "w zastosowaniu"?

Staszek Krawczyk: Ostra ocena! W takim razie spróbujmy się przyjrzeć paru aspektom tekstu, które moim zdaniem zasługują na uwagę ze ściśle literackiego punktu widzenia. Na początek chciałbym zwrócić uwagę na narrację, zwłaszcza tam, gdzie jest ona sformułowana w drugiej osobie. Urywek rozpoczynający tekst sprawił na mnie wrażenie skierowanego bezpośrednio do czytelnika, co potem wraz z innymi takimi fragmentami sprzyjało przyjęciu perspektywy Agnes. Sądzę, że jest to zabieg ciekawy i całkiem udany.

Bartek Łopatka: Tak, ten zabieg zdecydowanie nakierowuje czytelnika na przyjęcie perspektywy Agnes, wręcz zmusza go do wczucia się w jej skórę (immersja?). Nie wpływa to jednak znacząco na zmianę oceny postępowania bohaterki – funkcją takiego rodzaju narracji jest wyjaśnienie tego, jak działa immerser i jak osoba używająca go się czuje. Tyle.

Staszek Krawczyk: No, to może jeszcze ostatnia istotna kwestia, na którą zwróciłem uwagę. Mianowicie na dobrą sprawę nie ma tutaj postaci negatywnych, co w opowiadaniu zaangażowanym wydaje mi się znaczącą zaletą. W końcu o wiele łatwiej byłoby osnuć fabułę wokół konfrontacji czarnego charakteru z czystą moralnie bohaterką. A tutaj nawet Galaktyczni, jak już mówiliśmy, nie są jednoznacznie źli. Na pewno też nie jest kimś takim Galen.

Inna sprawa, że i tak raczej nie ma wątpliwości co do tego, komu czytelnik ma kibicować. Co do tego możemy się pewnie wszyscy zgodzić. I jeśli uznamy, że taka cecha opowiadania jest jego wadą, w Immersion rzeczywiście kryje się nieusuwalna skaza.

Czy jednak wadą jest w istocie?