Nawałnica światła
Nie taki Diablo straszny, jak go malują
Fabuła Nawałnicy światła, niestety, nie rzuca na kolana – Nate Kenyon już przy okazji poprzedniej publikacji z uniwersum Diablo nie pokazał się od najlepszej strony. Książka jest wręcz zapisem sesji gry fabularnej. Dobrze znany graczom archanioł Tyrael odrzucił dar nieśmiertelności, Deckard Kain nie żyje, a największy problem leży nie po stronie pokonanego (ponownie) Diablo, lecz tych, którzy powinni strzec porządku w świecie Sanktuarium – archaniołów. Tylko przypadkowa drużyna śmiertelników będzie w stanie zapobiec rozłamowi wśród nich.
Nawałnica światła jest skierowana do wyraźnie określonego grona odbiorców: graczy, którzy mieli styczność z trzecią częścią Diablo (a najlepiej ze wszystkimi trzema) i dobrze znają historię ekspansji zła w Sanktuarium, a jednocześnie czytelników bez wygórowanych oczekiwań względem lektury. Język, jakim posługuje się Kenyon, jest po prostu toporny i czyta się go średnio przyjemnie. Swoje robi także nadmierna dawka patosu, którym emanuje dosłownie wszystko. A szkoda, bo autorowi udało się naprawdę nieźle oddać mroczną aurę spowijającą świat Sanktuarium – czarne chmury zbierające się nad śmiertelnikami są namacalne na każdym kroku.
Elementy dark fantasy to jednak tak naprawdę wszystko, co może zaoferować Nawałnica światła. Bohaterowie (w sporej mierze archetypy klas postaci zaczerpnięte zarówno z drugiej, jak i trzeciej części gry; w tym najprawdopodobniej ukłon w stronę fanów Planescape: Torment w postaci… gadającej czaszki) są nakreśleni bardzo pobieżnie. Kilkoro z nich (chociażby sam Tyrael) ewidentnie miało za zadanie intrygować, ale wzbudzają co najwyżej irytację – głównie ze względu na swój nieokreślony tok myślenia i nieobliczalność, nie mówiąc już o nieprzewidywalnych reakcjach w sytuacjach losowych.
Dwojako prezentuje się także samo Sanktuarium. Z jednej strony wyraźnie widać, że autor sięga często do jego historii (co zdecydowanie należy mu policzyć na plus), z drugiej strony chodzi o fakty, które nawet co zagorzalsi fani będą musieli wygrzebywać z sieci, gdyż żadna z gier ich nie poruszała (nie wymagajmy tego od tytułów, gdzie esencją rozgrywki jest klikanie w kolejne hordy potworów). Na dodatek niejednokrotnie pojawiają się one dosłownie znikąd, bez kontekstu i jakiegokolwiek nakierowania czytelnika na okres czy też wydarzenia, których mogłyby dotyczyć. Efekt tych autorskich zabiegów jest taki, że Nawałnica światła po prostu męczy, bo lekkim czytadłem nazwać jej nie sposób.
Mimo iż trend dotyczący powieści na podstawie gier w ostatnich latach został odwrócony na korzyść, tak Diablo nadal nie ma szczęścia do dobrego wykorzystania historii o świecie Sanktuarium. Pierwsza książka Nate'a Kenyona osadzona w tym uniwersum i wydana w naszym kraju została przyjęta raczej chłodno, a Nawałnica światła wcale nie poprawia wizerunku tego autora. To pozycja napisana drętwo, z przesadną ilością patosu i nieciekawymi bohaterami, przyprawiona fabułą rodem z niezbyt oryginalnego scenariusza RPG. Rzecz tylko dla najzagorzalszych fanów produktów ze znakiem diabełka i charakterystyczną czcionką – reszta może, a wręcz powinna, omijać kolejne "dzieło" Kenyona szerokim łukiem.
Mają w kolekcji: 0
Obecnie czytają: 0
Dodaj do swojej listy:



Cykl: Diablo III
Autor: Nate Kenyon
Tłumaczenie: Przemysław Bieliński
Wydawca: Insignis
Data wydania: 19 marca 2014
Liczba stron: 368
Oprawa: miękka
Format: 140x210 mm
ISBN-13: 978-83-63944-40-7
Cena: 39,99 zł