Narzeczona księcia

Walka o władzę

Autor: Agnieszka 'jagnamalina' Bracławska

Narzeczona księcia
W Narzeczonej księcia moją uwagę zwróciła początkowo okładka, a zaraz po niej był opis, który również mnie zaciekawił. Starałam się cieszyć tą lekturą, jednakże pomimo wielu zwrotów akcji i minimalnego wątku miłosnego, nie mogłam przeboleć tego, że Goldman nie wykorzystał do końca swojego potencjału. Spodziewałam się, że po samym tytule będzie od razu wiadomo, o czym jest ta powieść. Z jednej strony zgadza się, że występują w niej zakochani, natomiast z drugiej trochę się zawiodłam, gdyż za dużo napotkałam walki o władzę.

William Goldman jest znanym scenarzystą filmowym (O jeden most za daleko czy Misery), który został nagrodzony Oscarami za scenariusze do filmów Butch Cassidy i Sundance Kid oraz Wszyscy ludzie prezydenta. W swoim dorobku ma oczywiście kilka powieści, wśród których największym uznaniem cieszy się Narzeczona księcia. Po raz pierwszy drukiem ukazała się w 1973 roku i po tym sukcesie uznano, że może warto ją zekranizować.

Buttercup jest dziewczyną, która w ogóle o siebie nie dba, nie przeszkadza jej to, że ciągle chodzi brudna. Ale tylko do czasu. Pewnego dnia postanowiła wziąć się za siebie, polubiła kąpiele i stała się jedną z najpiękniejszych kobiet w królestwie. Westley – parobek pracujący u jej rodziny na farmie – dba o nią (chociaż ona na to nie zasługuje) i robi wszystko, co mu każe. Panna jest dla niego wredna, ale on nie ma nic przeciwko temu. Jednak pewnego dnia jej uczucia diametralnie się zmieniają i zaczyna rozumieć, że go kocha. Kiedy jej ukochany ginie z rąk piratów podczas dalekiej podróży, mającej na celu zdobycie majątku, by móc wieść dostatnie życie z umiłowaną, Buttercup postanawia, że nigdy więcej się nie zakocha. 

Król Lotharon – teoretyczny władca Florenu – stoi jedną nogą nad grobem, więc jego syn, Humperdinck (który rządzi krainą żelazną ręką w imieniu ojca) musi znaleźć sobie żonę i postarać się o dziedzica. Jego wybranką zostaje Buttercup, gdyż jest ona nieskończoną pięknością. Jednakże tuż przed planowanym ślubem dziewczyna zostaje uprowadzona przez trzech złoczyńców: wybitnego szermierza Inigo Montoyę, tureckiego siłacza Fezzika oraz przebiegłego Vizziniego. Każdy z nich ma swoją historię i odgrywa ważną rolę w dziejach głównej bohaterki.

William Goldman w książce stworzył fikcyjnego pisarza Simona Morgensterna, który niby był autorem Narzeczonej księcia. Chciał, żeby tak właśnie to wyglądało podczas lektury. Tak jakby Goldman wstydził się tego, że to jego powieść, chociaż książka dostała same dobre noty, a tu takie odwracanie się plecami od swojego dzieła. Zanim jednak rozpocznie się ta właściwa część powieści, będziemy musieli przebrnąć przez dość obszerny wstęp. William opisuje wszystko: swoje dzieciństwo, fakt, że ktoś inny jest autorem tej książki, a on ją tylko przeredagowuje (usuwa zbędne fragmenty). Te wyjaśnienia zajmują ponad 70 stron, a to już jest lekkie przegięcie. Aby się nie zniechęcić, to najlepiej ten fragment ominąć (zauważyłam, że niektóre fragmenty akcji są już wcześniej opisywane w przedmowie zanim dotarłam do przygód Buttercup). Dopiero po uporaniu się z tą częścią w końcu zaczyna się Narzeczona księcia. Wspomnę jeszcze, że na samym końcu znajduje się kontynuacja historii (również z obszernym opisem) zatytułowanej Dziecko Buttercup. Jeśli odjąć te wszystkie dodatki, to sama powieść okazuje się nie być taka długa.

Największą zaletą tej książki są kreacje bohaterów. Każdej postaci został przydzielony rozdział, co zaliczam na plus. Każdy bohater opowiedział swoją historię od początku, mogliśmy zaobserwować, jak zaczęła się współpraca trzech złoczyńców. Chociaż z jednej strony są one zabawne, to z drugiej odstręczają swoją głupotą. Gdyby nie wyraźnie nakreślone charaktery postaci, to powieść straciłaby na pewno dużo na swojej wartości. Każdą oczywiście na swój sposób da się lubić. Zacznijmy od Buttercup, która nie grzeszy inteligencją, staje się jednakże pięknością. Chociaż w większości jej zachowanie jest dziecinne, to w trakcie swojej przygody potrafi działać, kiedy zachodzi taka potrzeba. Drugą taką postacią jest człowiek w czerni, a osoba kryjąca się pod tym wcieleniem nie boi się śmierci, a nawet wychodzi jej naprzeciw. Natomiast mniej spodobał mi się książę Humperdinck – niegodziwy łotr, który lubi zadawać ból innym. Większość wolnego czasu spędza w Zoo śmierci, aby pobawić się machiną tortur. Postać Fezzika również nie przypadła mi do gustu: bez rymowania nie mógł żyć. A te rymy czasem były bez sensu, nie wiedziałam, jak na nie reagować, np. owad – kilowat czy przybłęda – kolęda. Zawsze ktoś musiał nim dyrygować (najpierw był Vizzini, a potem tę rolę przejął Inigo), nigdy sam nie mógł wpaść na żaden rozsądny plan. 

Styl autora jest zabawny, momentami sarkastyczny, ale jakoś nie przypadł mi do gustu. Mimo tego, że pisze tak lekko, że uśmiech nie schodził mi z twarzy, to im dalej brnęłam w lekturę, tym bardziej czułam się znudzona. Ilość humoru malała, a to spowodowało, że książka zaczęła się po prostu robić nieciekawa. Już od samego początku zaczęły mnie irytować wtrącenia Goldman'a. A te obszerne wyjaśnienia, dlaczego usunął któryś fragment strasznie irytowały. Gdyby nie te jego wstawki, to książka na pewno była sporo krótsza, jak i być może ciekawsza.

Podsumowując, wątpię czy jeszcze kiedykolwiek sięgnę po Narzeczoną księcia. Aczkolwiek może spodobać się czytelnikom, którzy lubią powieść lekką, trochę dziwną oraz nie będą im przeszkadzać liczne opisy w niej występujące.