Myto Ogarów

Początek końca

Autor: Bartosz 'Zicocu' Szczyżański

Myto Ogarów
Myto Ogarów to już ósma część rozpisanej na dziesięć tomów Malazańskiej Księgi Poległych. Opowieść powoli zbliża się do końca, ale Steven Erikson nie ma zamiaru niczego przyspieszać – to kolejna długa powieść, której lektura wymaga sporo wysiłku.

Darudżystan nie odzyskał jeszcze spokoju po ostatnim ataku Malazańczyków, a już musi szykować się na kolejne kłopoty. Wszystko wskazuje na to, że właśnie w tym mieście dojdzie do kolejnego starcia ludzkich charakterów i nadnaturalnych sił. Odczują to wszyscy: mieszkający w zapomnianym Domu Azath Raest, prowadzący Bar K'rula weterani, przybywający do miasta skrytobójca, jego dawna miłość. Ba! Konsekwencje tej walki odczują nawet najwięksi: władający królestwem zmarłych Kaptur i najukochańszy syn Matki Ciemności, Anomander Rake.

Lektura Myta Ogarów uświadomiła mi, czego brakowało w kilku poprzednich tomach Malazańskiej Księgi Poległych. W tomie ósmym do sagi powracają wielkość, podniosłość, monumentalność, które przy okazji Wichru śmierci i Łowców kości były rozmyte, niemal niewyczuwalne. W tej części z pewnością są obecne, ale niestety, nie od początku. Pierwsze trzy księgi powieści nie stoją na najwyższym poziomie, za to czwarta to jeden z najlepszych fragmentów całego cyklu.

Steven Erikson snuje swoją opowieść bez większego polotu, jakby sam nie do końca wiedział, co chce osiągnąć. Problemami roztrzęsionego, zupełnie nieinteresującego Nożownika trudno się w ogóle przejmować, Murillo poszukuje Harlla tak, jakby jemu samemu na tym wcale nie zależało, a wątek żyjących w Darudżystanie Malazańczyków jest tak banalnie prosty, że zanim czytelnik zdąży się nim zainteresować, wszystkie karty zostają rozdane. Zresztą ten problem można rozciągnąć na całe Myto Ogarów (jeżeli nie całą Malazańską...); teksty Eriksona składają się z setek nieuporządkowanych, powoli rozwijających się historyjek, które stają się interesujące dopiero wtedy, gdy wszystkie zaczynają współbrzmieć w harmonii – a to zwykle następuje bardzo późno.

Nie inaczej jest w tym przypadku. Przez pierwsze trzy księgi trzeba przebijać się siłą, wystawiając na próbę własne samozaparcie. W pewnym momencie jednak Erikson zaczyna łączyć wszystkie wątki w jedną całość i nagle okazuje się, że wcześniej położył bardzo solidny fundament, na którym może zbudować fascynującą, wciągającą akcję. A finał Myta Ogarów to prawdziwy majstersztyk – od kilkudziesięciu ostatnich stron naprawdę nie można się oderwać. Pozostaje pytanie: czy czytelnik gotowy jest poświęcić na lekturę kilka (jeżeli nie kilkanaście) godzin tylko po to, aby zapoznać się z choćby najlepszą końcówką? Trudno nie zauważyć, że podobny dylemat stawiał przed odbiorcą Wicher śmierci, który również rozkręcał się bardzo powoli. Między siódmym i ósmym tomem cyklu nie istnieje różnica jakościowa, lecz ilościowa: ten pierwszy jest nieco krótszy, ale też jego ostatnia księga, choć dobra, nie robi tak wielkiego wrażenia; drugi, dłuższy, obiecuje nieco więcej. Wygląda to tak, jakby Erikson usilnie dążył do zrealizowania dziwnej zależności między objętością i jakością.

Myto Ogarów to powieść, która mało kogo pozostawi obojętnym. Prędzej zmieszanym, bo naprawdę trudno nie poddać się konfuzji, gdy ma się świadomość, że pisarz bardzo długo pozostawia czytelnika samemu sobie, wierząc w świętą siłę inercji, aby nagle zaskoczyć go i udowodnić, iż ta historia wciąż może być naprawdę świetna. Jeżeli jesteście gotowi przebijać się przez to długie tomiszcze po to, aby zobaczyć, kto ostatecznie zapłaci tytułowe Myto – powinniście być zadowoleni.