Mroczna zemsta

Jak skopać tyłek bogu?

Autor: Aleksandra 'yukiyuki' Cyndler

Mroczna zemsta
Nowy mrok i Mroczna armia, powieści należące do serii Kroniki Gwiezdnej Klingi Josepha Delaneya, różnią się charakterem od większości tomów popularnego młodzieżowego cyklu Kroniki Wardstone, którego są kontynuacją. Nie są tak schematyczne i wtórne, zaś opowiedziana w nich historia obfituje w liczne dramatyczne momenty i nieoczekiwane zwroty akcji. Czy finałowy tom nowej trylogii o stracharzu i jego zmaganiach z Mrokiem, Mroczna zemsta, spełnia oczekiwania czytelnika?
Tekst zawiera spoilery dotyczące fabuły poprzednich tomów cyklu.

Golgoth został chwilowo odparty przez Pana, jednak za cenę życia Grimalkin oraz znacznego nadwątlenia sił tego pozytywnego bóstwa, patrona Alice. Chociaż martwa, zabójczyni klanu Malkinów, wcale nie zamierza rezygnować z dalszej walki – przemierza Mrok w poszukiwaniu sposobu umożliwiającego jej powrót na Ziemię, zmierzenie się z Talkusem i wsparcie ludzi w walce z kobaloskim zagrożeniem. W tym samym czasie Tom oraz Alice starają się zjednać sobie wsparcie czarownic z Pendle oraz eliminować wszystkie wrogie jednostki wysłane do Hrabstwa w celu osłabienia jego zdolności obronnych i złamania ducha w ludziach. Mimo że Kobalosi nadal oczekują na uzyskanie pełni sił przez swojego boga, zło, którego są źródłem, już dawno zawitało do Hrabstwa.

Mroczna zemsta stanowi bezpośrednią kontynuację Mrocznej armii, która zakończyła się niezwykle dramatycznie – wiedźma Grimalkin zginęła w walce z Golgothem. Ludzie stracili potężną obrończynię, zaś Tom – przyjaciółkę i sojuszniczkę, która wielokrotne ocaliła mu życie. Jednakże jej śmierć to dopiero początek, bowiem Kobalosi ani myślą rezygnować z inwazji i wciąż przesyłają przez Mrok wojowników i magów, których celem jest odnalezienie Toma i zlikwidowanie jego odporności na magię płynącej z Gwiezdnej Klingi. Kolejne spotkania z wrogiem pociągają za sobą nieoczekiwane ofiary i udowadniają, że czasami zwycięstwo ma naprawdę wysoką cenę i niesie ze sobą wiele goryczy oraz cierpienia. W tym czasie Grimalkin poszukuje sposobu umożliwiającego jej chociaż czasowy powrót do świata żywych.

Kreacja świata przedstawionego nie jest tak dobra, jak w początkowych tomach ukazujących społeczność Kobalosów – autor nie wprowadza większych nowości, jedynie czasem uzupełnia jakiś szczegół. Podobnie Mrok został dość szczegółowo zaprezentowany już w Alice (tomie przybliżającym wędrówkę młodej przyjaciółki Toma w poszukiwaniu broni zdolnej zabić Złego) i teraz nie zaskakuje niczym nowym. Niewiele zostało też do dodania na temat protagonistów – ich portrety zostały szczegółowo zarysowane już wcześniej. Tym razem Delaney całkowicie skupił się na snuciu swojej opowieści i trzeba przyznać, iż efekt jego starań nie rozczarowuje.

Tempo akcji w Mrocznej zemście jest znacznie spokojniejsze niż w Mrocznej armii, co wcale nie znaczy, że brak w niej dramatycznych wydarzeń, a lektura nie dostarcza mocnych wrażeń. Trzeba przyznać, że tym razem Joseph Delaney poszedł na całość, zarówno w zakresie konstruowania zawiłej, pełnej gwałtownych zwrotów akcji fabuły, jak i w kwestii budowania napięcia. Fragmenty pokazujące naprzemiennie przygody Toma oraz Grimalkin kończą się nieodmiennie w najbardziej dramatycznym momencie, wywołując zgrzytanie zębami oraz niecierpliwe pragnienie przeskoczenia kilku stron i poznania dalszego ciągu, co praktycznie uniemożliwia czytelnikowi robienie jakichkolwiek przerw w trakcie lektury. Pod względem fabularnym większość książki niesie ze sobą wyłącznie pozytywne wrażenia, jedynie sam finał pozostawia uczucie lekkiego niedosytu. Scena ostatecznego starcia z Talkusem oraz wydarzenia dziejące się potem wydają się lekko naciągane i pisane na siłę, trochę pozbawione polotu i finezji, która charakteryzowała wiele z powieści tego autora. Delaney w satysfakcjonujący sposób zamyka wiele wątków, kilka kwestii pozostawia jednak otwartych, zostawiając sobie jednocześnie nie tyle furtkę co wręcz wrota dla ewentualnej kontynuacji. Biorąc pod uwagę umiłowanie pisarza do tworzenia wielotomowych serii, nie zdziwiłoby raczej nikogo, gdyby na księgarskich półkach pojawiła się kolejna odsłona przygód Toma Warda.

Trylogia Kroniki Gwiezdnej Klingi prezentowała o wiele większą różnorodność niż Kroniki Wardstone (a szczególnie ich dalsze tomy), pomimo że skupiona była w większości na ukazaniu różnorakich zmagań z Kobalosami i ich wysłannikami. Delaney stworzył intrygującą, często naprawdę zaskakującą historię, ale także zbudował przekonujące relacje między postaciami (co w niektórych jego wcześniejszych książkach mocno kulało). Seria ta nie jest z pewnością ambitną, skłaniającą do głębszych przemyśleń lekturą, jednak oferuje kilka godzin przyjemnej rozrywki. Skierowana do młodszego czytelnika, dojrzewającego poniekąd równocześnie z Tomem, nie stanowi wcale rozczarowania dla starszego odbiorcy (o ile po lekturze nie oczekuje zbyt wiele i zadowoli się niezobowiązująca odskocznią od codziennych problemów, które przy zmaganiach Toma z Mrokiem wydają się być dziecinnymi igraszkami).