Most nad niespokojną wodą

Polski debiut i początek nowej serii

Autor: Kaj

Most nad niespokojną wodą
Most nad niespokojną wodą rzucił mi się w oczy na jednej z polskich platform crowfundingowych, na której Mikołaj Buczel szukał osób chętnych do wsparcia i sfinansowania wydania jego pierwszej książki. Chociaż przedstawione fragmenty niezbyt mnie zachwyciły, to pomysł zainteresował mnie wystarczająco, abym postanowił wesprzeć młodego pisarza. Projekt zakończył się sukcesem, a egzemplarz z autografem autora dotarł do mnie jakiś czas później. Dzisiaj, już po lekturze, chętnie dzielę się swoimi odczuciami.

Już we wstępie dostrzegłem niezdarnie złożone zdania, konstrukcyjnie niby poprawne, ale jednak budzące w czytelniku pewne zastrzeżenia. Do tego dochodzą drobne błędy wynikające niekoniecznie z nieuwagi autora, ale również z zaniechania korektora (redaktora) – wiadomo, że zawsze mogą się zdarzyć, ale tutaj pewne powtarzają się, jakby osoba odpowiedzialna za poprawienie tekstu nie znała niektórych zasad rządzących językiem polskim. Boli fakt, że większość z nich wyłapałyby programy – choćby głupi edytor tekstu czy przeglądarka internetowa wiedzą, że „nie najlepszy” pisze się osobno... Przymykałem jednak na nie okno za sprawą fabuły idącej śmiało do przodu, która ciągnęła mnie ze sobą.

W pierwszym rozdziale książki poznajemy między innymi skrytobójcę Ranayarta. Jeżeli oczekujecie zabójcy przypominającego Durzo Blinta, to będzie rozczarowani. Ranayart jest naiwny, pochodzi z zupełnie innego zakątka świata i często gubi się niczym dziecko w świecie dorosłych. Paraduje z pierścieniem podkreślającym jego profesję, jednocześnie bojąc się, że ktoś go rozpozna. Podobnych niekonsekwencji jest więcej, ale to znowu możemy zwalić na uroki gatunku. Mimo że jest płatnym mordercą, wykazuje się niezwykłą moralnością i wybiorczością w swych zadaniach. Jego postać wydała mi się niestety pokraczna i niedopracowana.

Kolejni bohaterowie książki to Tangran i Moonra. Pierwszy z nich to żyjący w cieniu i znienawidzony przez społeczeństwo lord, chyba najciekawsza postać w powieści. Mimo narcystycznej osobowości i wybuchowej natury nie sprawia wrażenia zwykłego idealnego bohatera, któremu wszystko wychodzi, ale zmaga się nie tylko z własnymi (wewnętrznymi) problemami, lecz również z przeciwnościami rzucanymi mu przez los. Jest jeszcze wspomniany już Moonra, czyli kapłan zakochujący się w wiedźmie. Jego postać dostarcza nam częstego wątku odseparowanego od świata sekciarza, który nagle, za sprawą kobiety, dostrzega, że dotychczas żył w kłamstwie.

Wszystkie postaci przypominają trochę uczniów podstawówki grających w jasełkach: niby mamy przedstawienie, niby oglądamy je z przyjemnością i widzimy, że każdy się stara, ale wciąż nie traktujemy tego poważnie, a na pewne rzeczy trzeba po prostu przymknąć oko.

Fabuła nie jest ani innowacyjna, ani zaskakująca. Mimo że w głowie autora powstał niewątpliwie dobrze zaplanowany świat (z tyłu książki znajduje się nawet mapka), poznajemy jakieś ważne osobistości wraz z ich zawiłościami politycznymi (choć wątek ten nie jest zbyt rozbudowany), słyszymy o jakichś czarownicach, o których pewnie dopiero dowiemy się więcej dopiero później, to nic tak naprawdę nie potrafi wywołać zainteresowania.

Chociaż można odnieść wrażenie, że wady przyćmiewają zalety, to czas poświęcony lekturze nie jest moim zdaniem zmarnowany. Ba! Chętnie sięgnę po drugą część, o ile taka się ukaże. Czy natomiast lekturę mogę każdemu polecić? Niestety nie, bo jeżeli oczekujecie świetnie napisanej powieści z profesjonalnie przeprowadzaną redakcją, to będziecie rozczarowani. Most nad niespokojną wodą to amatorski debiut stanowiący przyjemną i niezbyt wymagającą rozrywkę na wieczór czy dwa, lecz niewiele więcej.