Morze Trolli - Nancy Farmer

Klasyczne fantasy wciąż żyje

Autor: Michał 'M.S.' Smętek

Morze Trolli - Nancy Farmer
Nancy Farmer jest uznaną amerykańską autorką fantasy, jednak dopiero wydanie bestsellerowego Morza Trolli przed czterema laty przyniosło jej sławę. Powieść była dość szeroko komentowana w mediach i zainteresowały się nią takie osobistości z fantastycznego światka, jak Anna Brzezińska czy Rafał A. Ziemkiewicz. Chwalono ją za niezwykle udane ożywienie świata wikingów oraz wczesnośredniowiecznych mitów. Pojawiły się także porównania do Władcy Pierścieni. Jeśli wierzyć tym wszystkim rewelacjom, przed trzema latami na naszym rynku pojawiła się pozycja co najmniej nietuzinkowa. Ale czy na pewno? Może wszystkie te pogłoski w są grubo przesadzone, a w rzeczywistości mamy do czynienia z "średniawym" fantasy dla dzieci oraz (ewentualnie) młodzieży?

Historia zaczyna się w saskiej wiosce na wschodnim wybrzeżu Wielkiej Brytanii pod koniec VIII wieku. Jack, syn miejscowego gospodarza, zostaje uczniem pewnego barda, mieszkającego w pobliżu. Pewnego dnia chłopiec zostaje porwany wraz ze swą młodszą siostrzyczką, Lucy, przez wikingów pod wodzą strasznego wojownika – Olafa Jednobrewego. Ponieważ ci morscy rozbójnicy trudnią się handlem niewolnikami, wydaje się, że los naszych bohaterów jest przesądzony i trafią oni do któregoś z brytyjskich domów jako posługacze. Jednak pisany jest im inny los, dzięki czemu wkrótce trafiają do dalekich krain północy.

Gdy popatrzyłem na Morze Trolli przez pryzmat fabuły, ukazała mi się powieść ciekawa, ale bez większych rewelacji. Mamy tu klasyczny motyw podróży przez magiczne krainy, której celem jest ocalenie, w tym przypadku życia siostry Jacka (brzmi znajomo, prawda?). Na szczęście autorka ubrała ją w szaty na tyle świeże, że nie odniosłem wrażenia wtórności. Fabuła biegnie gładko, choć bez dramatycznych zwrotów akcji i zawrotnej prędkości. Krótko mówiąc, jest dobrze, może nawet bardzo dobrze, jednak pod tym względem żadnego novum bym nie oczekiwał.

Dzieło Nancy Farmer broni się na zupełnie innym polu. Moim zdaniem to właśnie kreacja bohaterów sprawiła, że recenzowana przeze mnie pozycja znalazła się na światowych listach bestsellerów. Kompletnym zaskoczeniem okazał się dla mnie brak tradycyjnego podziału na dobrych i złych. To wyraźnie wyróżnia Morze Trolli spośród innych tytułów klasycznych fantasy "dla dzieci i młodzieży" (choć nie tylko). Właściwie tylko jedna postać była jednoznacznie zła, ale nawet i dla niej autorka znalazła nieśmiałe usprawiedliwienie. Resztę bohaterów (no, może poza Jackiem i jego mistrzem – choć i oni nie są idealni) właściwie nie da się jednoznacznie zaklasyfikować. Wikingowie – jak na morskich rozbójników przystało – są groźni, okrutni i zupełnie nie znają litości. Zabierają ludzi w niewolę, a jeśli ci nie nadają się do niej, to bez cienia współczucia zabijają. Mimo tego potrafią być oddanymi przyjaciółmi i towarzyszami. Lecz wcale nie dlatego, iż w toku akcji nagle przeszli cudowną przemianę osobowości, ale z tej racji, że świat – jak stara się pokazać autorka - nie dzieli się na dobrych i złych. Każdy ma swoje wady i zalety; do nikogo nie wolno podchodzić bezkrytycznie lub ze skrajną nieufnością. Wbrew pozorom nie jest to optymistyczna myśl, o czym Jack boleśnie przekonał się pod koniec powieści.

Innym mocnym punktem tej pozycji okazuje się świat przedstawiony. Akcja toczy się w VIII wieku, w czasach wzmożonej ekspansji chrześcijaństwa (tu jednak prawie niedostrzegalnej). Obok wiary w Chrystusa wciąż egzystują stare wierzenia celtyckie i skandynawskie. Główny bohater jest bardem (a konkretnie uczniem tego fachu), dzięki czemu słyszymy echa pogańskie. Najistotniejsza w tej powieści jest mitologia dawnych Skandynawów. Występują więc trolle, smoki i inne poczwary. Bohaterowie mają okazję na własne oczy przekonać się, jak wygląda Jotunhein, mityczna kraina lodowych olbrzymów. Pojawiają się dawne legendy, z tą o Beowulfie na czele. Nancy Farmer jednak nie trzymała się kurczowo raz ustalonych kanonów, lecz twórczo je wykorzystała. Najważniejsze elementy powieści zostały opisane w zamieszczonym pod koniec aneksie. Ponieważ fantasy od swego zarania w mniejszym lub większym stopniu czerpie inspirację z mitologii, w tym skandynawskiej, pojawia się pytanie, czy jest sens dalszego eksploatowania pozostałości po kulturze ludów północy. Jako że świat z kart powieści ciekawił mnie przez większość lektury, to myślę, że dobrze świadczy to o wspomnianej mitologii, która wciąż jest źródłem natchnienia dla tak wielu twórców. Choć przyznam, że zbyt wielkiego oczytania w tym gatunku nie mam i trudno mi orzec, jak Morze Trolli może zostać przyjęte przez starych wyjadaczy.

Język powieści jest na tyle prosty, że nie nuży podczas czytania, ale jednocześnie nie razi swym prymitywizmem. Styl oceniam wysoko, co nie powinno dziwić, gdyż jego przełożeniem na naszą mowę zajął się doświadczony tłumacz – Jacek Drewnowski. Gorzej jest z korektą, bo interpunkcja mocno kuleje.

Podsumowując, Morze Trolli jest idealną propozycją dla wszystkich fanów klasycznej fantasy. W zamian za nieco ponad trzydzieści złotych mają oni szansę otrzymać nietuzinkową powieść, z wprost powalającą kreacją bohaterów, w realiach wczesnego średniowiecza. Osoby nie będące co prawda fanami tego gatunku, ale chcące się przekonać, jak wygląda pozycja nadająca się i dla młodszych, i dla dużo starszych czytelników, także zachęcam do sięgnięcia po Morze Trolli.