Miodowa pułapka

Pułapka z opóźnionym zapłonem

Autor: Michał 'von Trupka' Gola

Miodowa pułapka
Są książki, które wciągają od pierwszej strony, są też takie, które dopiero wraz z rozwojem fabuły ukazują swoje zalety. Miodowa pułapka Unni Lindell należy do tych drugich. Niestety, jej słabe strony są widoczne od początku.

Na parkingu przed firmą cateringową niezidentyfikowany samochód potrąca ze skutkiem śmiertelnym młodą Łotyszkę. Zespół dochodzeniowy kierowany przez Cato Isaksena podejrzewa, że było to morderstwo. Co więcej, w sprawie pojawiają się tropy, które zdają się ją łączyć z zaginięciem chłopca z okolicy, który pewnego dnia nie wrócił do domu po lekcjach. Tajemnice się mnożą, jednak Cato ma na głowie też inne sprawy – szefowa wbrew jego woli zatrudnia nową pracownicę, co komisarz odbiera jako osobisty afront. Wewnętrzne przepychanki nie mogą jednak zepchnąć na drugi plan prowadzonego śledztwa.

Cechą charakterystyczną skandynawskich kryminałów są rozbudowane wątki obyczajowe i wiarygodne, a więc mało emocjonujące przedstawienie pracy sił policyjnych. Toteż, sięgając po Miodową pułapkę, nie oczekiwałem dynamicznie rozwijającej się akcji, spodziewałem się za to interesująco wykreowanych postaci i poruszania trudnych tematów. Czekało mnie jednak zaskoczenie – żadne z tych przewidywań nie spełniło się do końca.

Początkowo fabuła bardziej pełznie niż biegnie, kolejne tropy, rozmowy i przypuszczenia nieodmiennie prowadzą donikąd, a zagadka zostaje ostatecznie rozwiązana raczej dzięki szytym grubymi nićmi zbiegom okoliczności niż pracy detektywistycznej. Jednak kiedy przebrnąłem już przez ślamazarną, pierwszą połowę powieści, podczas której nie raz i nie dwa ziewałem z nudów, śledząc kolejne monotonne czynności wymiaru sprawiedliwości, rosnąca presja czasu oraz zwiększające się natężenie zdarzeń sprawiło, że dochodzenie nabrało dostatecznego tempa, by wciągać mnie z nieodpartą siłą, a dynamiczny, pełen dramatycznych wydarzeń finał okazał się godny wysokobudżetowego thrillera.

Miodowa pułapka ma bowiem poważne braki jeżeli chodzi elementy, którymi autorzy innych pozycji z gatunku umiejętnie utrzymują zainteresowanie czytelnika pomimo powolnego rozwoju akcji – to znaczy wątki społeczne i osobiste oraz kreację postaci. Te pierwsze w omawianej pozycji w zasadzie nie istnieją. Autorka wprawdzie przebąkuje czasem coś o losie imigrantów, seksualności dzieci czy samotności wśród ludzi, jednak są to raczej wzmianki niż próba zmierzenia się z tematem. Szkoda, gdyż dotykane przez fabułę kwestie dawałyby ku temu wiele możliwości. Rozbudowane wątki osobiste, stanowiące zwykle jeden z głównych filarów, na których opiera się fabuła powieści skandynawskich, również zostały przez Unni Lindell zmarginalizowane. Któryś z policjantów ma problemy w domu, inny się przeprowadza – jednak ponownie są to raczej pojedyncze wzmianki, strzępy rozmów.

Jest to w znacznej mierze wina płaskości i nijakości bohaterów. Nawet komisarz, główny bohater całego cyklu literackiego, ma tu mniej osobowości niż drugoplanowe postacie u twórców takich jak Nesser czy Kallentoft. O jego charakterze można w zasadzie powiedzieć tylko tyle, że łatwo się złości. To cecha eksploatowana ponad wszelkie granice, przez co staje się momentami irytująca, gdyż kolejne, irracjonalne wybuchy gniewu po pewnym czasie zwyczajnie męczą. Szczególnie, że zbiegiem okoliczności również nowa pracownica Cato jest choleryczką, przez co do konfrontacji dochodzi przy każdej ich rozmowie. Choć jednak nijaka i jednowymiarowa, para ta jest prawdziwym majstersztykiem w porównaniu do postaci drugoplanowych, o których trudno powiedzieć cokolwiek więcej ponad to, że są. Autorka nie pokusiła się bowiem o obdarzenie ich jakimikolwiek cechami charakterystycznymi, które pozostałyby mi w pamięci po lekturze. Dialogi toczone przez tę grupę wydmuszek stoją na szczęście na przyzwoitym poziomie – nie ma co liczyć na błyskotliwe myśli czy ciekawe wymiany zdań, jednak nie męczą i nie rażą sztucznością.

Miodowa pułapka to książka bardzo nierówna. Początkowo nie raz i nie dwa rzucałem ją w kąt, nie mogąc znieść ślamazarnego tempa, irytującego głównego bohatera i słabych postaci. Z czasem jednak rozkręca się na tyle, by wartka akcja przesłoniła wady i dało się ją czytać bez bólu, a nawet z przyjemnością. Jeżeli ktoś będzie miał cierpliwość, by dotrzeć do tego fragmentu, to ma szanse wynieść z lektury dość pozytywne wrażenia. Mimo wszystko jednak, biorąc pod uwagę mnogość lepszych pozycji dostępnych na rynku, gra nie jest warta świeczki.