Melodia Litny

Jak żyć w miejscu pełnym morderców?

Autor: Henryk Tur

Melodia Litny
Władca, który na skutek wrogich knowań utracił swe włości, nie jest w literaturze niczym nowym. I najczęściej poświęcone takiej postaci powieści idą w jednym kierunku – jest nim powolna droga do odzyskania tronu. Trafiają się jednak wyjątki – czy takim jest Melodia Litny?

Keveris Salvedia de Illoi był cesarzem imperium Dwóch Oceanów. Żywot liczącego sobie mniej niż dwadzieścia wiosen władcy zmienił się jednak całkowicie, gdy ten został oskarżony przez brata o zdradę stanu, a następnie uwięziony i skazany na banicję. W Dwóch Oceanach przestępcy są nie tylko karani, ale również trwale naznaczani za swe zbrodnie tatuażami umieszczonymi na prawym policzku. Wykonuje się je magicznym tuszem, który sprawia, że naznaczenia nie można usunąć ani zakryć innym tatuażem. Mordercy otrzymują wyobrażenie wilczego kła, gwałciciele – byczy róg, rabusie – sroczą głowę, sowie oko – osoby parające zakazaną magią, itp. Zabieg taki ma na celu ostrzeżenie praworządnych obywateli o tym, że mają kontakt z przestępcą, a także przypominać skazanym, że za kolejne przewinienie czeka ich śmierć.

Keveris otrzymuje tatuaż wyobrażający niedźwiedzią łapę (bohatera i jego "ozdobę" widzimy ma okładce książki). Jak się nietrudno domyślić, banicja odbiera mu chęć do życia – gdy go poznajmy, leży w leśnej głuszy, zrezygnowany i wciąż oszołomiony, czekając na śmierć. Nie jest mu ona jednak dana, gdyż napotyka go potężnie zbudowany człowiek – Thoregar Akebund. Choć nosi na policzku tatuaż wilczego kła, okazuje się być postacią sympatyczną i inteligentną. Zaprasza Keverisa – który dla zachowania anonimowości przedstawia się jako Malbo (co jest imieniem jego… psa z czasów, gdy był cesarzem) – do Bastionu. To osada, w który mieszkają ludzie naznaczeni hańbiącymi tatuażami. I właśnie ona stanie głównym teatrem wydarzeń.  

Bastion stanowi osobny świat, który egzystuje obok normalnego społeczeństwa. Osada założona przez Thoregara to mikrokosmos zamieszkiwany zarówno przez rabusiów, morderców i gwałcicieli, jak i bluźnierców, stręczycieli, nierządnice czy żalników – chłopów skazanych na banicję za niepłacenie podatków. Obowiązują tu proste zasady: rządzą silniejsi, jednak nie jest to reżim, gdyż ważne dla Bastionu decyzje podejmowane są demokratycznie, w głosowaniu wszystkich mieszkańców. Wśród wyrzutków społeczeństwa niepisanymi liderami są dwie postacie: wspomniany Thoregar oraz stojący do niego w opozycji Hart, przywódca miejscowej gildii zabójców, którzy są często wynajmowani przez możnych z pobliskiego miasta Trywesta. Jednak postaci stojących na pierwszym planie jest znacznie więcej i mają one ogromne znaczenie dla fabuły: parająca się magią Santi, żona Thoregara, wygnany za bluźnierstwa kapłan-medyk Hil, pozujący na mędrca gwałciciel Fanil i kilkanaście innych osób. Tu pierwszy plus dla autora: potrafił stworzyć galerię interesujących charakterów, a ponieważ czytelnik często ma okazję poznawać ich nawet najtajniejsze myśli, można niektóre z nich polubić lub szczerze znienawidzić. I choć na początku Keveris/Malbo wydaje się postacią centralną, która będzie grać pierwsze skrzypce w opowieści, jest on tylko jedną z kilku, przez które w Bastionie dochodzi do wydarzeń, jakie na zawsze zmienią życie mieszkańców. Dlatego co rozdział akcja przeskakuje z jednej osoby na inną, a Keveris często zostaje zepchnięty na margines akcji. Co więcej – jego zachowanie (a przypomnę – to były cesarz) przypomina nastolatka, który nagle dostał się pomiędzy dorosłych i pełni rolę statysty niż bohatera pierwszoplanowego.

Od czasu do czasu narracja przesuwa się do brata Keverisa, Seltiona, który w cesarskim zamku planuje niecne czyny. I nie chodzi tu o podboje kolejnych krain i narodów – u władców imperiów to niejako czynność zawodowa – ale o konszachty z czymś, co nie pochodzi ze świata śmiertelników. Niestety w porównaniu z naznaczonymi autor nakreślił postać Seltiona dość ubogo, bez żadnego większego uzasadnienia motywacji zarówno pozbawienia brata władzy, jak i jego dalszych poczynań. W skrócie – Seltion jest zły, bo jest. Tak po prostu.

Dużą zaletą Melodii Litny jest styl pisania – Łukasz Jabłoński nie tylko nie leje wody, ale prowadzi narrację w lekkim stylu, z dużą dawką humoru. Przejawia się to również w niektórych dialogach, zwłaszcza podczas pierwszego spotkania Malbo z Thoregarem można się szeroko uśmiechnąć. Nie oznacza to jednak, że książka jest humorystyczna. Nie brak tu mocniejszych, pełnych brutalności scen, a trup pada gęsto. Pomimo często humorystycznej narracji to powieść dla dorosłych. Zastanawia mniej jednak jej tytuł – Litna to imię jednej z rabowniczek, która żyje w Bastionie, nie jest ona ani postacią pierwszoplanową, ani jakoś szczególnie ważną dla wydarzeń opisanych w powieści. Mówiąc wprost, tytuł to nietrafiony, który w żaden sposób ani nie zachęca do zakupu, ani nie zaciekawia  – znacznie lepszy byłby "Bastion naznaczonych" czy coś w tym stylu.

Czy są jakieś minusy? Wspomniany niefortunny tytuł to detal, niemający wpływu na wciągającą i nierzadko zaskakującą treść. Świat powieści przypomina jako żywo Ziemię – mamy nawet 12 miesięcy po 31 dni i jeden miesiąc z 28 dniami oraz 29 co czwarty rok – i mieszkają tu tylko ludzie. Co mi nie pasowało – Litna w pewnym momencie spotyka pewną postać i spędza z nią nieco czasu. Te fragmenty wydają się nie przystawać do całej reszty książki i wydają się jakby żywcem wzięte z innego opowiadania, ale ponieważ to pierwszy tom – może coś się z tego wykluje? Podsumowując: Melodia Litny to wciągająca, dobra powieść z mnóstwem ciekawych postaci i wieloma zaskakującymi sytuacjami. Polecam każdemu miłośnikowi fantasy, gdzie na pierwszym planie stoją ludzie.