Mechaniczny

Steampunkowe roboty

Autor: Bartosz 'Zicocu' Szczyżański

Mechaniczny
Czy beletrystykę o sztucznej inteligencji można pisać tylko w konwencji fantastycznonaukowej? Okazuje się, że nie. Ian Tregillis postanowił wykorzystać do tego sztafaż... steampunkowy. I choć efekt nie jest olśniewający, to warto się Mechanicznym zainteresować.

Luuk Visser wie, że jego czas nadszedł. Jako francuski szpieg w holenderskim imperium od dawna spodziewał się śmierci, ale teraz, po rozpracowaniu jego siatki, ta jest niemal pewna. Jego ostatnim zadaniem staje się przekazanie najnowszego cudu techniki, mikroskopu, do Nowego Amsterdamu – ale nie ma jak tego zrobić. Na pomoc przychodzi Jax, mechaniczny służący bogatej rodziny przenoszącej się za ocean, aby tam rozpocząć nowe życie. Czy maszyna dostarczy urządzenie Francuzom zdolnym wysłać je dalej, aż do przywódczyni francuskich szpiegów?

Bodaj najciekawszą rzeczą w całym Mechanicznym jest świat przedstawiony. U jego podstaw leży dosyć proste założenie: Christiaan Huygens, znany wszystkim uczniom szkół średnich matematyk, fizyk, astronom i zegarmistrz, w wyniku eksperymentów z alchemią stworzył obdarzone świadomością maszyny. Mechaniczni szybko stali się podstawą potęgi holenderskiego imperium, a tajemnica ich budowy pozostała zazdrośnie strzeżoną tajemnicą. Konsekwencje wynikające z tego faktu można podzielić na dwie kategorie: geopolityczne oraz filozoficzne. Te pierwsze stanowią główny napęd wątków Berenice oraz Luuka: władze państwa francuskiego zostały zmuszone do ucieczki, a Holandia oraz mocniej naciska na to, aby zakończyć długoletnią wojnę. Wątek Jaxa natomiast związany jest z moralnością i rolą świadomych maszyn w społeczeństwie, a także, co od samego początku sugeruje autor, nadchodzącą rewolucją, która miałaby mechanicznych wyzwolić. Tregillis podjął się odważnego i całkiem ciekawego zadania: postanowił dokonać reinterpretacji klasycznych praw robotyki Asimova w zdecydowanie mroczniejszej estetyce. I choć autor Mechanicznego nic nowego w kwestii świadomych maszyn nie mówi, to warto dać szansę jego targanym bolesnym poczuciem obowiązku służącym.

Na solidnej podbudowie, jaką stanowi świat, udało się Tregillisowi oprzeć całkiem niezłą fabułę. Wszystkie trzy główne wątki rozwijają się bardzo szybko i obfitują w mrowie zwrotów akcji. Szczególnie intrygujące, jak to zwykle bywa w tomach otwierających powieściowe cykle, jest zakończenie – nie dość, że pisarz pokazuje czytelnikowi fascynujące miejsce, które przez długi czas owiane było tajemnicą, to jeszcze każe poważnie zastanowić się nad przyszłymi losami głównych bohaterów...

Szkoda tylko, że ci stanowią zdecydowanie największą wadę Mechanicznego – postaci stworzone przez Tregillisa są po prostu nieciekawe i nudne, a ich portrety psychologiczne zostały doszczętnie spłycone. O ile jeszcze w przypadkach Luuka Vissera oraz Jaxa można liczyć na poprawę tej sytuacji, bo obaj znaleźli się w wyjątkowych okolicznościach i wcześniej czy później będą musieli wykazać się charakterem, a także podjąć kluczowe dla rozwoju fabuły decyzje, to Berenice prezentuje się po prostu fatalnie. Pisarz wykorzystał przy jej kreacji kliszę do cna zużytą: francuska dowódczyni szpiegów to zimna i zdeterminowana dama dworu, która gotowa jest poświęcić wszystko, aby odnieść sukces. Szkoda tylko, że w Mechanicznym owo poświęcenie sprowadzone zostało do sypiania z księciem, a jedynym przejawem jakiejkolwiek refleksji ze strony bohaterki jest żal związany ze zbyt rzadkimi spotkaniami z mężem. Najbardziej razi jednak język którym posługuje się Berenice, co bardzo obniża przyjemność czerpaną z lektury, bo wydarzenia często pokazywane są z jej perspektywy – kobieta klnie jak najęta, często bez najmniejszej potrzeby. Z pewnością jest to świadomy zabieg Tregillisa, bo w którymś momencie jej sposób mówienia zostaje określony bodaj jako „obrazowy”...cóż, równie celne byłoby nazwanie „subtelnym” uderzenia młotkiem w twarz.

Mechaniczny, choć nie jest pozbawiony bardzo poważnej wady, to powieść całkiem ciekawa, stosunkowo oryginalna pod względem światotwórczym i skrywająca potencjał, który jeszcze nie został wykorzystany, co zrozumiałe, bo to zaledwie pierwszy tom Wojen alchemicznych. Mam nadzieję, ze kolejna część będzie jeszcze lepsza – wtedy na teksty Iana Tragillisa będę czekał z niecierpliwością; póki co jestem zaciekawiony.