» Recenzje » Martwy aż do zmroku - Charlaine Harris

Martwy aż do zmroku - Charlaine Harris

Martwy aż do zmroku - Charlaine Harris
W dobie wręcz gigantycznej fali książek, których bohaterami są wampiry, Wydawnictwo MAG postanowiło reaktywować dość starą serię, cieszącą się w USA ogromnym uznaniem. Sława tej powieści urosła do tego stopnia, że na jej podstawie nakręcono serial Czysta krew, emitowany w Polsce na kanale HBO. Mowa o cyklu książek spod tego właśnie tytułu, a konkretniej o pierwszym tomie, czyli Martwy aż do zmroku, autorstwa Charlaine Harris. Zacznę jednak od początku, czyli tego, o czym to w ogóle jest.

Tłem powieści są alternatywne czasy obecne. Wampiry postanowiły ujawnić się ludziom i teraz są pełnoprawnymi członkami społeczeństwa (przynajmniej w USA). Główną bohaterką powieści jest niejaka Sookie Stackhouse – kelnerka pracująca w typowym amerykańskim barze na stacji benzynowej, w małym miasteczku gdzieś w Luizjanie. Dziewczyna wygląda jak wyjęta wprost z okładki Playboya, ale mimo tego nie ma powodzenia u mężczyzn, gdyż posiada pewien niezwykły dar. Mianowicie jest telepatką. Umiejętność mimowolnego szperania w ludzkich umysłach nie przysparza jej przyjaciół, sprawia też, że uchodzi za lokalną, nieszkodliwą wariatkę. Sytuacja zmienia się całkowicie, gdy pewnego razu trafia do baru wampir, którego dziewczyna nie potrafi "przeczytać", a fakt, że jest przystojny, sprawia, że Stackhouse z miejsca się zakochuje. Niestety, wszystko mocno się komplikuje, kiedy w miasteczku zaczynają ginąć młode kobiety, a na ich ciałach policja odkrywa ślady ukąszeń. Podejrzenia błyskawicznie padają na wampira, w którym zakochała się Sookie, a ta postanawia za wszelka cenę dowieść jego niewinności.

Tak pokrótce można opisać rozpoczęcie całej przygody zawartej w powieści Charlaine Harris. Jak widać, nie jest to nic wyszukanego, ale prezentuje się całkiem ładnie. Niestety wykonanie, delikatnie mówiąc, jest fatalne, żeby nie ująć tego dosadniejszymi słowami. Pierwszą rzeczą, która wręcz odrzuciła mnie na samym początku lektury, jest użycie przez autorkę pierwszoosobowej narracji. Nie byłoby to nawet złe posunięcie, gdyby nie fakt, że osobą opisującą świat jest Sookie, która sprawia wrażenie głupiutkiej blondyneczki z dowcipów. Sposób, w jaki bohaterka się wysławia, woła wielokrotnie o pomstę do Nieba: za brak poprawnej formy językowej, stylistyki czy, nader często, logiki. Na to wszystko nakładają się, miejscami wręcz heroiczne, wyczyny naszej bohaterki, widoczne już od pierwszych kart powieści. Już na początku ratuje swego wampira przed dwójką mocno umięśnionych rabusiów, pokonując ich byle łańcuchem. Sam wampir, oczywiście, był na tyle naiwny, że dał się podejść jak dziecko i, mimo swych talentów, rozłożyć na łopatki.

Kolejnym gwoździem do trumny są same postacie, włącznie z naszą główną bohaterką. Wszystkie opisywane są przez Sookie, więc nie dziwi fakt, że ich opisy są płytkie i nieudolne. W efekcie tego każdy charakter, na jaki się natkniemy w powieści, jest nieciekawy i nudny. Postacie nie przykuwają przez to ani trochę uwagi, nie potrafią rozruszać akcji książki, która wlecze się niemiłosiernie. Podsumowując, dostajemy sporą grupę sklonowanych osób, różniących się między sobą co najwyżej płcią, imieniem i rasą.

Następnym potknięciem jest przypisanie gatunkowe książki. Jeśli chodzi o wątek kryminalny, to on w zasadzie nie istnieje. Przedstawiona na początku sprawa morderstw dość szybko zanika, aby wypłynąć znowu gdzieś w połowie tekstu. Powrót ten jest jednak wyjątkowo nieudolny, a rozwiązanie całej sprawy, delikatnie ujmując, mało przekonujące. Co zaś się tyczy romansu, to w tym dziele bardziej przypominał, moim zdaniem, nieudolne i tanie porno. Sookie, opisując niemal każdą osobę, szybko zaczyna przechodzić do opisów przeżyć seksualnych, które wyśledziła w umyśle delikwenta. Sama też niemal ciągle mówi o seksie, a jej romans z wampirem Billym również przesiąknięty jest scenami łóżkowymi oraz zwierzeniami erotycznymi. Wszystko to razem daje w efekcie pokraczną krzyżówkę miałkiej telenoweli z dużą ilością scen łóżkowych i, pałętającym się od czasu do czasu, wątkiem niby-kryminalnym.

Na koniec do tego stosu porażek dorzucę rodzimą korektę tekstu. Dość dużo w nim literówek, braków ogonków w polskich znakach czy czasem nawet błędów fleksyjnych. Choć w tym ostatnim wypadku nie jestem pewien, czy aby nie jest to po prostu dziecinne wysławianie się głównej bohaterki. Mimo to, wspomniane wyżej wpadki jeszcze bardziej utrudniają czytanie tej książki.

Utwór, podobnie zresztą do całej serii, jest reklamowany jako powieść romantyczno-kryminalna. Będąc osobą wychowaną na wszelkiej maści kryminałach, nie mam pojęcia, gdzie w tym "dziele" znajduje się drugi z wyżej wymienionych gatunków. W zasadzie to również nie za bardzo widzę pierwszy człon gatunkowy, raczej jego pokraczną kopię, która jednak romansem nie jest. Dzieła Harris nie polecam nikomu. Może trafi ona do osób lubiących paranormalne romanse pokroju sagi Zmierzch, ale i w to szczerze wątpię. Martwy aż do zmroku to pozycja napisana tragicznym językiem, pełna bezpłciowych postaci oraz o wyjątkowo nudnej i przewidywalnej fabule.
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę
Tytuł: Martwy aż do zmroku (Dead Until Dark)
Cykl: Sookie Stackhouse
Tom: 1
Autor: Charlaine Harris
Wydawca: MAG
Miejsce wydania: Warszawa
Data wydania: 29 lipca 2009
Liczba stron: 348
Format: 135 x 205 mm
ISBN-13: 978-83-7480-141-6
Cena: 29,99 zł



Czytaj również

Komentarze


Gruszczy
   
Ocena:
0
To ciekawe. Pierwszy sezon True Blood był całkiem niezły, pozostałe są średnie. Nie wiedziałem, że książka to dno. No, ale skoro skupia się na Sssssookie, a jej wątek w serialu jest najgorszy, to nie ma się co dziwić.
27-09-2010 21:32
~Michał

Użytkownik niezarejestrowany
    Martwo
Ocena:
0
Chciałem przeczytać wszystkie części, ale po drugiej książce poległem. Nuda, beznadzieja, jak z takiej książki mól powstać tak bdb serial?
28-09-2010 12:11
Vermin
   
Ocena:
0
Panowie, ja musiałem przeczytać do redakcji aż trzy tomy tego gówna (kolejne recki w drodze), ale do przeczytania pozostałych NIKT mnie nie zmusi.
28-09-2010 12:50
~Ch

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
Miałam wątpliwą przyjemność przeczytać pierwsze wydanie polskie tego "czegoś"... Paskudztwo, paskudztwo i jeszcze raz paskudztwo. Inaczej się tego opisać nie da, a i przeczytać ciężko.

Za to recenzja mi się podoba, wszystkie wątpliwe "walory" zostały obnażone. Oczywiście- powtórzenia muszą być ( wiem , że czepiam się, ale jak się widzi coś takiego " (...)pierwszych kart powieści. Już na pierwszych kartkach powieści(...)", to aż palce świerzbią.).
29-09-2010 12:24
Scobin
   
Ocena:
0
To i owo poprawione.
29-09-2010 12:38

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.