» Artykuły » Inne artykuły » Martin: W przeddzień nowego hype’u

Martin: W przeddzień nowego hype’u


wersja do druku

Rozmowy o Wyobraźni #2

Redakcja: Staszek 'Scobin' Krawczyk

Martin: W przeddzień nowego hype’u
Poniższa rozmowa zawiera spoilery dotyczące Pieśni lodu i ognia.

Staszek: Namieszał nam Martin, namieszał! Nie mam wątpliwości, że Pieśń lodu i ognia to jeden z najlepszych cykli w historii fantasy; pozwólcie zatem, iż zacznę właśnie od kwestii historycznej. Autor Gry o tron napisał w 1999 roku, że jest wielkim fanem Tada Williamsa i że opowieść o Westeros pewnie nigdy by nie powstała, gdyby nie Martinowska lektura Pamięci, Smutku i Ciernia. Kiedy czytałem pierwszą część tego cyklu, Smoczy tron (skądinąd zresztą według mnie to powieść przeciętna, średnio interesująca literacko, choć ważna dla rozwoju gatunku), zwróciłem uwagę na to, co Williams robi z narracją. Otóż mimo że większość zdarzeń opisywana jest z punktu widzenia głównego bohatera, to jednak czasami zmienia się perspektywa i patrzymy na świat oczami innych postaci. Wygląda na to, że właśnie to jest pierwowzór rozwiązania przyjętego przez Martina, polegającego na zmienianiu narratora w każdym kolejnym rozdziale. Właśnie ta cecha Pieśni lodu i ognia jako pierwsza przychodzi mi na myśl, kiedy myślę o mocnych stronach cyklu, wiąże się ona bowiem i z psychologiczną wiarygodnością najważniejszych postaci, i z głębią fabuły, i ze sposobem pokazywania różnic między historią a pamięcią.

A jaką zaletę Martinowskiej sagi Wy wymienilibyście na pierwszym miejscu? Skradłem Wam pomysł czy może mamy odmienne zdania?

Asthariel: Oczywiście, akcja skupiająca się na wielu równorzędnych bohaterach naraz, zamiast na jednym głównym, jest istotna, ale nie nazwałbym jej cechą wyróżniającą cykl. Tym, co “sprzedało” mi dzieło Martina, jest absolutna nieprzewidywalność: z pewnością każdy, kto przeczytał serię, co najmniej kilka razy poczuł się jak uderzony obuchem i odnalazł swą szczękę spoczywającą gdzieś na ziemi. Najlepszymi przykładami są pewnie egzekucja w Grze o tron i Krwawe Wesele w Nawałnicy mieczy, ale znalazłoby się jeszcze więcej takich przypadków – na przykład zakończenie walki między Oberynem a Gregorem. O Martinie można napisać wszystko, tylko nie to, że ułatwia życie swym postaciom. Jeśli okoliczności są przeciw bohaterom, to żaden cudowny zbieg okoliczności ich nie uratuje, jak w prawdziwym życiu.

repek: Z tą nieprzewidywalnością osobiście mam problem. Ja lekturę cyklu zaliczyłem hurtem, gdy większość fanów od dawna czekała, aż Martin wreszcie weźmie pupę w troki i napisze dalszy ciąg. Zbiegło się to w czasie z eksplozją seriali nowej generacji, które zaskakiwanie widza i zawieszanie akcji doprowadziły do perfekcji. Martin, jako scenarzysta, też to potrafi i sprawnie manipuluje odbiorcą. Choćby – i tu nie zgodzę się z Astharielem – przez budowanie poczucia rzekomego zagrożenia życia głównych bohaterów. Jak dotąd tylko jeden GŁÓWNY (czyli posiadający dedykowane sobie rozdziały) bohater stracił życie i był to chwyt, który jak widać spełnił swoje zadanie. Pozostałe przypadki dotyczą zgonów bohaterów istotnych dla świata, ale drugoplanowych. W efekcie jednak czytelnicy boją się o swoje ulubione postaci, choć te szybciej stracą rękę lub pozycję niż życie.

Zgadzam się zatem, że powieść jest bardzo zaskakująca i świeża, uciekająca od wytartych klisz, ale akurat nie z powodu groźby wypadnięcia z fabuły, czyhającej na każdym kroku na bohaterów. Być może pod koniec cyklu to się zmieni i Martin postąpi tak, jak Sapkowski. Na razie ma chyba świadomość, że nie zwalnia się obsady z pracy w połowie serialu.

Staszek: Rzeczywiście, Martin nie jest aż taki skory do usuwania głównych bohaterów. Ale nawet jeżeli ktoś z naszych czytelników nie ma jeszcze za sobą lektury Pieśni lodu i ognia, to paradoksalnie wcale nie jest to duży spoiler. Dlaczego? Przeczytajcie!

Tak czy inaczej, zabieg ponownego wprowadzania na scenę postaci, które wydawały się już martwe, występuje tu trochę za często. Chociaż jednak bohaterowie uchodzą cało (a i to nie zawsze), przynajmniej powracają odmienieni. I to jest, myślę, kolejny powód, dla którego kochamy Martina: dynamika jego postaci. Dla każdego z ważniejszych bohaterów przychodzi taki moment lub okres, który rozstrzygnie o jego dalszym życiu. Następująca potem przemiana postaci nie jest jedynie zewnętrzna (np. związana ze statusem społecznym), ale sięga do głębi duszy, a co więcej, wynika raczej z samodzielnie podjętej decyzji aniżeli ze ślepego trafu. Eddard, Sansa, Jon, Tyrion i wielu innych – oni sami wybrali swój los. Nawet jeżeli nie zdawali sobie do końca sprawy z konsekwencji swych wyborów.

repek: Tak jak mówisz: to postaci "robią" tę powieść. Mali i wielcy ludzie rzuceni na tło epickiej historii. Martin ma dar – wystarczy spojrzeć na niebanalne imiona – do tworzenia postaci, do których dobrze pasuje określenie "wyraziste". Nie wiem jak wy, ale ja w trakcie lektury nie czekam na informacje, jak ta cała zawierucha o tron się skończy, tylko co się stanie z bohaterami. No, może poza mdłą i pozbawioną wad Daenerys.

Asthariel: Może i bohaterowie są wyraziści i bardzo dobrze opisani, ale sam jakoś nie mogę się przejąć tym, co ich spotyka. Moimi faworytami są Jaime, Davos, Stannis i Sansa – losy reszty są mi zazwyczaj obojętne. Sam nie wiem, od czego to zależy, w takiej Malazańskiej przejmuję się nieszczęściami postaci i zależy mi na tym, by dożyły do końca cyklu. W Pieśni… nic takiego nie odczuwam, traktuję ją bardziej jako opowieść o wojnie domowej między arystokratycznymi rodami, niż jako historię o jednostkach.

Staszek: Ciekawe, w takim razie zupełnie inaczej odbieramy ten aspekt tekstu. No i nie wymieniłeś Tyriona, nie wymieniłeś Tyriona! Trudno, jakoś będę się musiał z tym pogodzić.

repek: Wracając do analogii ze współczesnymi serialami – każdy znajdzie tutaj jakiegoś bohatera dla siebie. Dzięki temu można potem usiąść przy stole i spierać się upojnie, kto jest najfajniejszy i dlaczego Jaime Lannister.

Staszek: Postacie, fabuła, narracja… teraz na myśl przyszedł mi jeszcze styl. Zapamiętałem kilka zabiegów językowych Martina, które z reguły są dość subtelne (cykl przecież jest pisany współczesną angielszczyzną) mimo to jednak spełniają ważną funkcję światotwórczą. Lwy, wilki, krakeny, kruki: proste i krótkie słowa, dobitnie pokazujące, co myślą w Westeros ludzie o najważniejszych rodach czy ugrupowaniach. The crow calls the raven black: przysłowie, które przypomina czytelnikowi, że nie jest u siebie. You know nothing, Jon Snow: zdanie powtarzane zbyt często, aby mogło być przypadkowe. I tak dalej, i tak dalej.

Nie jestem pewien, jak to wszystko brzmi w przekładzie, ale oryginał zasługuje na uznanie. Inna sprawa, że Martin nie kładzie tutaj mocnych akcentów, nie jest Dukajem. Ciężar spoczywa gdzie indziej.

repek: Martin nie buduje od podstaw języka, którego trzeba się nauczyć. Nie bawi się też w rozbudowane opisy i skomplikowaną symbolikę. Unika jednak prostactwa, nie ucieka w galopującą akcję. Dzięki temu, w moim odczuciu, udaje mu się pisać lekko, przy okazji nie obrażając inteligencji czytelnika. Świat jest ogromny i skomplikowany, ale podany tak, że nie przytłacza.

Asthariel: No właśnie, jedną z rzeczy, które mnie zachwyciły w serii, jest świat przedstawiony. Mimo że zdecydowana większość akcji rozgrywa się w "zaledwie" jednym państwie, to wydarzeń, intryg i wątków jest wystarczająco wiele, by zachwycić nawet najbardziej wymagających fanów fantasy. Co więcej, historia opowiedziana w cyklu nie zaczyna się bynajmniej w pierwszym tomie, a wiele lat przed nim – podczas lektury kolejnych części chyba najbardziej zainteresowały mnie wszechobecne odniesienia do wydarzeń z przeszłości, rebelii Roberta Baratheona, ser Arthura Dayne’a, Miecza Poranka lub też tajemniczego Howlanda Reeda, który wciąż nie pojawił się osobiście. Z pewnością dodaje to głębi całej fabule,  jednocześnie nie odwracając uwagi od wydarzeń teraźniejszych.

Staszek: Tak! Wielkim walorem Pieśni lodu i ognia jest ten głęboki oddech przeszłości. Przeszłości, która wciąż żyje, wciąż wywiera wyraźny wpływ na bohaterów. Przeszłości, której odkrywanie potrafi być równie pasjonujące, co poznawanie bieżących zdarzeń.

Dzięki czemu udała się Martinowi ta sztuka? Tak jak wspominałem na początku naszej rozmowy, pisarz ten zaznacza różnicę między historią a pamięcią, pokazując, jak różne są wspomnienia poszczególnych bohaterów. Niby wszyscy w Westeros wiedzą, co uczynił Jaime Lannister, a przecież nikt tak naprawdę nie wie dlaczego. Ale nawet jeśli sam Jaime w jednej z rozmów zadaje kłam powszechnym wyobrażeniom, to czy możemy mu zaufać? Po pierwsze, nie wiadomo, czy mówi szczerze. Po drugie, jego także mogła zawieść pamięć. Po trzecie, nawet gdy kilkanaście lat temu zabijał Aerysa Targaryena, nie mógł nic wiedzieć na pewno.

Najbardziej fascynujące zaś jest to, że pewnych sekretów nie odkryjemy już nigdy; że niektóre szczegóły i niektóre motywacje na zawsze pozostaną tajemnicą. Taki sposób pisania o przeszłości jest mi o wiele bliższy niż metoda wielu twórców fantasy, u których każdy sąd historyczny wypowiedziany w tekście (choćby dotyczył najplugawszych bogów Chaosu) można traktować jako niezaprzeczalną prawdę. Jest bliski wielu historiografom, których pracami Martin przecież się inspirował. I wreszcie jest bardzo bliski tej ograniczonej i skromnej wiedzy, jaką my sami posiadamy o przeszłości naszych znajomych, krewnych… i nas samych.

repek: Historia dawna mnie aż tak bardzo nie urzekła, choć podoba mi się jej legendowy charakter. Bohaterowie, którzy dokonywali wielkich czynów, są opiewani i wynoszeni ponad zwykłych śmiertelników. A nie ulega chyba wątpliwości, że w swoich żądzach byli podobni do postaci żyjących tu i teraz.

Osobiście bardziej fascynują mnie relacje między bohaterami z historii najnowszej, które - właśnie jak Jaime – mogą wciąż wpływać na to, jak są postrzegane. Coś mogą jeszcze zmienić, naprawić. Dobrze to widać na przykładzie stopniowo zmieniających się rodów Starków i Lannisterów, które stanowią niemalże swoje lustrzane odbicia.

Asthariel: Co do tego naprawiania, to niezbyt to widzę. Z głównych bohaterów tylko Jonowi, Jaimemu i Dany udaje się zmienić cokolwiek na lepsze w swoim życiu – cała reszta od początku serii spada z deszczu pod rynnę, tak jak Sansa, Arya, Tyrion, Theon. Można wręcz dojść do wniosku, że Martin ma takie problemy z dokończeniem cyklu, ponieważ wciąż myśli nad nowymi sposobami uprzykrzania życia bohaterom. Moim zdaniem przybiera to wręcz absurdalne formy – rozumiem, że świat jest niesprawiedliwy, ale przesadą jest zrzucanie Hiobowych nieszczęść w takich ilościach, jakie są udziałem Tyriona. Dlatego właśnie nie zalicza się do moich ulubieńców – autor chyba zbyt mocno stara się, żeby czytelnik mu współczuł, co w końcu daje przeciwny rezultat.

repek: A ktoś mu naprawdę współczuje? Fani Tyriona raczej zastanawiają się, jak się odegra na wszystkich, gdy w końcu będzie miał taką możliwość. Co do zmieniania się, nie chodziło mi o to, czy ktoś z czasem ma w życiu lepiej (jak Dany, bo z Jonem to dyskusyjne). Chodzi właśnie o takie postaci jak Jaime czy Sansa, które zostają zmuszone do przewartościowania swojego życia, zmiany punktu widzenia.

Zgodzę się natomiast, że Martin zdradza niebezpieczne oznaki utraty kontroli nad serią. Mnoży postaci i ich wątki, nie zamykając – choćby poprzez zgon – starych. Może przewidywalny hype związany z serialem zmotywuje go do zwiększenia tempa (przy zachowaniu jakości oczywiście)?

Staszek: Dobrym przykładem takiego rozmnażania wątków jest Brienne, która w czwartym tomie przez długi czas podróżuje nie wiadomo dokąd i nie wiadomo po co. W życiu to się zdarza, ale w literaturze – zwłaszcza rozrywkowej, jeśli można tutaj użyć tego terminu – zdarzać się raczej nie powinno.

repek: Jestem zwolennikiem tezy, że zazwyczaj autor wie, po co wprowadza jakiś wątek, nawet jeśli my tego jeszcze nie dostrzegamy. Ale tułaczka Brienne – swoją drogą bardzo oryginalnej postaci – rzeczywiście przypomina błąkanie się bez celu. Może Martin chciał w ten sposób pokazać, co dzieje się na prowincji, gdy wielcy panowie i panie bawią się w wojnę? Finał tej wędrówki błędnej rycerki zapowiada się obiecująco.

Asthariel: Sam jestem wielkim zwolennikiem dużej liczby bohaterów i wielowątkowości, ale wtedy, gdy ten zabieg czemuś służy. Podróż Brienne ma akurat bardzo niewielki wpływ na fabułę, a jej zakończenie to bezczelny cliffhanger. I chyba nie jestem samotny w opinii, że rozdziały Brienne są najsłabszym fragmentem Uczty…, sądząc po komentarzach na forach internetowych. Mam tylko nadzieję, że zapowiedziany już nowy bohater A Dance with Dragons pozostawi po sobie lepsze wrażenie.

Staszek: Chciałoby się nawet napisać: cliffhanger! No, w każdym razie w końcówce tego wątku Martin moim zdaniem wrócił do formy, a finałowe spotkanie Brienne z sami-wiecie-kim może przynieść istotne implikacje fabularne.

Skoro już zaczęliśmy się zastanawiać nad przyszłością sagi, to może warto pójść za pytaniem repka: co dalej z Pieśnią lodu i ognia? Na lipiec zapowiedziano premierę piątego tomu – pożyjemy, zobaczymy, ale wierzę, że tym razem Martinowi w końcu uda się dotrzymać słowa. Premiera zbiega się w czasie z serialem, na rynku mamy już parę gier z tego uniwersum (w fabularne nie grałem, ale o karcianej i planszowej mogę powiedzieć z doświadczenia: są znakomite). Być może rzeczywiście czeka nas hype, który z jednej strony ma szansę wspomóc Martina w pracy nad cyklem, a z drugiej wypromować ten świat i opowieść poza dotychczasowym gronem fanów. Nie zaszkodzi to fantastyce, jeżeli jedna z jej serii doczeka się (zasłużonej) dobrej reklamy.

Ale może też być inaczej. Martin niedawno wziął ślub, poza tym ma już 63 lata i jeszcze dwa grube tomy do napisania. Nie byłoby dobrze, gdyby obniżył loty, trzeba jednak się z tym liczyć.

repek: Jest naukowo dowiedzione, że żonaci żyją dłużej. O kondycję Martina zatem bym się nie martwił. Gorzej może być z weną lub bezwzględnością w domykaniu wątków.

Staszek: Coś w tym jest. Już chciałem napisać, że swego rodzaju zapowiedzią na przyszłość będzie część piąta – i że zobaczymy, czy po słabszym czwartym tomie pisarz wróci do poprzedniego poziomu. A Dance with Dragons nie powie nam jednak nic o tym, jak wspomniany ożenek może wpłynąć na sposób pisania sagi. Oby dodatnio.

Jeszcze jeden wariant przyszłości: może się jeszcze zdarzyć tak, że Martin nie zdąży dokończyć cyklu, a wtedy teoretycznie mógłby zastąpić go ktoś inny (tak jak w wypadku Brandona Sandersona, który zgodził się w miejsce Roberta Jordana napisać ostatnią część Koła Czasu). Liczmy jednak na to, że taka potrzeba nie zaistnieje.

Asthariel: Naprawdę mam wielką nadzieję, że Martinowi uda się zmotywować do szybszej pracy nad tekstem – a przynajmniej uda mu się wydać tom szósty, The Winds of Winter. W końcu serial zapowiada się świetnie, i ma szansę udowodnić szerszej publiczności, że fantastyka to coś więcej niż Władca Pierścieni i Harry Potter. Słyszałem też plotki o mającej kiedyś powstać grze komputerowej z akcją osadzoną w Westeros, więc Pieśń… czeka ciekawa przyszłość, biorąc pod uwagę wspomniany już hype. Jeśli autor zostanie zastąpiony przez kogoś innego – cóż, to już nie będzie to samo, nawet jeśli dokończenia sagi podejmie się inna z gwiazd gatunku.

repek: Zdecydowanie byłaby to ostateczność. Nawet gdyby Martin wcześniej kogoś namaścił na swojego następcę i sto razy zapewnił, że ta osoba będzie realizować jego zamysł, większość czytelników pewnie czułaby zawód. Chyba bezpieczniej byłoby wynająć ghost writera.

Staszek: Określenie ghost writer jest w tym kontekście dość dwuznaczne… No, mniejsza z tym. Chyba wszyscy mamy nadzieję, że na okładce szóstego i siódmego tomu będzie widniało wyłącznie nazwisko Martina, a sam pisarz zachowa najlepsze wino na koniec uczty (niekoniecznie dla wron). I tego nam i naszym czytelnikom serdecznie życzę.
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę



Czytaj również

GOT RPG – Starter
Pierwsza zwrotka Pieśni Lodu i Ognia
- recenzja
Świat Lodu i Ognia
Ogień i Lód
- recenzja
Rozmowa o drugim sezonie Gry o tron
Jeszcze jeden rok z Martinem

Komentarze


~MaTi

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
+1
Nie mam czasu na dłuższą wypowiedź, pewnie jutro dopiszę coś, ale... Mnie tam egzekucja w Grze o tron nijak nie zaskoczyła, zaskoczona byłabym, gdyby los Starka był inny... zdziwiło mnie natomiast krwawe Wesele, no i to, co spotkało Joffreya ( dwóch królów w jednym tomie... to było ciekawe). Również żywię nadzieję na szybsze prace nad ciągiem dalszym, no i na szybkie ( i dobre ) tłumaczenie tego, co zostało zapowiedziane.
I poprawcie tego Oberona na Oberyna, tak jak się dornijski książę zwał :)
12-04-2011 21:21
Repek
   
Ocena:
0
Poprawione, pewnie Word wiedział lepiej od nas, co chcemy napisać.

GRRPozdro
12-04-2011 21:37
Scobin
    Spoiler jeszcze gorszy niż w samej rozmowie
Ocena:
0
pewnie jutro dopiszę coś

Dopisz koniecznie!


dwóch królów w jednym tomie

Dwóch? Czy na pewno? :)
12-04-2011 22:30
Dark_Archon_
   
Ocena:
0
Pieśń Lodu i Ognia to bez wątpienia dobry kawał książki, lecz mnie jakoś nie zachwycił specjalnie. Rażą mnie często i gęsto używane lśniące zbroje z nie wiadomo jakimi zdobieniami i pewnie parę innych rzeczy, których w tej chwili nie mogę sobie przypomnieć.

Nic i tak nie przebije Malazańskiej Księgi Poległych :) Może i w Pieśni śmierć nierzadko zagląda w oczy bohaterom, to w Malazie czyha ona na każdego, niezależnie, czy jest się zwykłym pachołkiem, czy nawet bogiem. Jak sam Steven Eriksson mówił w jednym z wywiadów - o tym, czy dana postać przeżyje bardzo często decyduje w czasie pisania. I to mnie się bardzo podoba, nie można mieć pewności, kto i kiedy zginie. W Pieśni tego tak nie czuć.

Ale ja jestem malazańskim fanatykiem i mogę nie być obiektywny :P

Btw.
"Lwy, wilki, krakeny, kruki"
Kogo określano "krukami", bo nie mogę sobie przypomnieć. Będę musiał jeszcze raz przeczytać serię przed zabraniem się za najnowszą cześć.
12-04-2011 22:52
Scobin
   
Ocena:
+1
Nie znam Malazańskiej, przeczytałem tylko połowę pierwszego tomu i odłożyłem na półkę, ale słyszałem, że potem robi się znacznie lepiej, więc pewnie jeszcze w przyszłości wrócę. :-)

Krukami nazywano członków Nocnej Straży.
12-04-2011 23:09
~MaTi

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
+1
A racja, zapomniałam o jednym :P Ale z niego to rzyć była a nie król, za to bajzelek zostawił ciekawy.

Mnie spośród wszystkich bohaterów najbardziej irytuje Jon Snow, jest to postać boleśnie wręcz przewidywalna, charakter ma, owszem, ale nie widzę w nim nic interesującego poza ciekawym i niejasnym pochodzeniem. Ten zabieg mi się u Martina podoba, bo czytelnik nie wie, skąd ten Snow wziął się na świecie ( a domysły na razie są tylko domysłami). Nie lubię go, ale pewnie autor nie sprzątnie go za szybko ze sceny.

Nie uważam , żeby wszystkie nieszczęścia zwalały się na Tyriona, mimo swoich ułomności, zakrętów losu, ta postać jest jedną z wiarygodniejszych, radzi sobie doskonale, nawet gdy wszyscy są przeciw niemu. Bynajmniej, karłowi się nie współczuje, za to łatwo go zrozumieć. Jego wątek, wątek lady Stark ( moim zdaniem najlepszy charakter w powieści, zwłaszcza w opozycji do Cersei Lannister) i wątek Stannisa, interesują mnie chyba najbardziej. Plus to, co dzieje się w Dorne, odczuwam sympatię do ichniego władcy oraz potomkiń Czerwonej Żmii, może jeszcze namieszają.

Nie powiedziałabym też, że podróż Brienne, która ma cel ( tu nie zgadzam się z autorami) zmierza donikąd i nie jest potrzebna. Racja, jest za długa i średnio ciekawa, ale wydaje mi się, ze Martin przewrotnie umieścił cnoty dawnych bohaterów Westeros w dziewczynie - rycerzu. I chce pokazać, ze może nie ma już na nie miejsca w świecie wojny, ze Dziewica z Tarthu nie będzie mogła zrealizować obietnicy .

Nie zgadzam się również z stwierdzeniem, jakoby Daenerys była pozbawiona wad. Jest przecież ulegającą wpływom, niepewną w gruncie rzeczy dziewczyną, materiałem, z którego powoli wyłania się władczyni. Do tego jest samotną kobietą, i ten aspekt zaczyna dochodzić do głosu. Mam nadzieję, ze ten wątek nie rozwinie się tak, jak przewiduję, w tym względzie przydałby się porządny zwrot akcji.

Na koniec, chciałabym żeby Martin troszkę przetrzebił szeregi bohaterów, nie jakoś drastycznie, ale namnożyło się tej trzódki nieco. Coraz ciężej stwierdzić, kto jest głównym, a kto pobocznym bohaterem, autor wszystkich chyba chciałby dopuścić do głosu. I tak chór zagłusza solistów.

Nu, mam nadzieję,że nie naspoilerowałam nadto, podziękować za ciekawy artykuł ( tym razem nie będzie kwiatków :P ).
12-04-2011 23:11
Dark_Archon_
   
Ocena:
0
Malaza ciężko jest zacząć, bo od razu jest się rzucanym na głęboką wodę, bez słowa wyjaśnienia (choć ja musiałem tylko przełamać się, żeby w ogóle sięgnąć po pierwszy tom - reszta poszła jak lawina :) ). Wszystkiego dowiadujemy się niejako "przy okazji", a nierzadko dopiero w kolejnych tomach.
Chociaż w sumie, można by to powiedzieć również o Pieśni. Wszystko w ostateczności sprowadza się do indywidualnego gustu czytelnika.

A że Nocną Straż nazywano krukami... Cóż, za nic nie mogę sobie tego przypomnieć. Może i tak było, nie przeczę, ale jakoś mnie to do nich nie pasuje. Bardziej "wrony", bo tak chyba ich dzicy nazywali. Wrony jednak mnie się kojarzą przede wszystkim z Coltainem z Malaza :P
12-04-2011 23:22
Scobin
    Spoilerów już nie będę zaznaczał, bo nie warto :)
Ocena:
0
@Dark_Archon_

Szczerze mówiąc, miałem wrażenie, że ta pierwsza połówka pierwszego tomu "Malazańskiej" jest średnio napisana. Na przykład nie utkwił mi specjalnie w pamięci żaden bohater, zupełnie inaczej niż u Martina (może z wyjątkiem tego superczarownika z latającej fortecy, ale to raczej ze względu na potęgę niż jakieś ciekawe cechy postaci).

Ale czytałem to już dość dawno, więc powyższe to raczej luźne impresje niż zobowiązująca argumentacja. :)

Jeszcze o Nocnej Straży: masz rację, "crow" to "wrona", pozwolę sobie niecnie poprawić w tekście rozmowy. ;)


@MaTi

A racja, zapomniałam o jednym :P

O dwóch nawet. :)

Późno się już zrobiło, więc odpiszę tylko króciutko w sprawie Brienne. (Swoją drogą w niektórych miejscach mamy niesamowicie rozbieżne wrażenia – mnie np. wydarzenia w Dorne raczej nudziły – ale to tylko pokazuje, jak subiektywne są niektóre sprawy w odbiorze literatury).

Ciekawa wydaje mi się Twoja interpretacja związana z niemożnością realizacji obietnicy przez Brienne, gotów jestem to kupić. Tylko dobrze by było, żeby Martin to opisał znacznie krócej. :) Sporą część tej podróży można by było całkiem bezboleśnie wyciąć.
12-04-2011 23:47
Dark_Archon_
   
Ocena:
+1
Cóż, twoja słuszność jest równie słuszna, jak moja :) Mnie nie przypadła szczególnie do gustu Pieśń, tobie mógł Malaz.
Nie wiem, na czym skończyłeś (i sam raczej nie byłbym w stanie sobie przypomnieć, co działo się do tego momentu), więc nie mogę się z tobą posprzeczać :P Jednak "połowa" to już całkiem daleko i coś ciekawego powinno już chyba się pojawić.
13-04-2011 00:04
Scobin
    Lekki spoiler do Ogrodów Księżyca
Ocena:
0
O ile pamiętam, skończyłem krótko po tym, jak czarownik z fortecy odwiedził jednego z lokalnych alchemików (a może kupców?) w Darudżystanie.
13-04-2011 00:14
Repek
    @Spoilery jak nic :)
Ocena:
+1
@MaTi
Nie zgadzam się również z stwierdzeniem, jakoby Daenerys była pozbawiona wad. Jest przecież ulegającą wpływom, niepewną w gruncie rzeczy dziewczyną, materiałem, z którego powoli wyłania się władczyni. Do tego jest samotną kobietą, i ten aspekt zaczyna dochodzić do głosu. Mam nadzieję, ze ten wątek nie rozwinie się tak, jak przewiduję, w tym względzie przydałby się porządny zwrot akcji.

To nie są wady. :) Wady to posiadają Lannisterowie.

Cechy, które podajesz, to są jakieś słabości Dany, z którymi dość szybko daje sobie radę. Nie ma w sobie żadnej negatywnej cechy charakteru, która stanowiłaby jakieś wyzwanie. Poza tym wszystko jej się zaczyna dość szybko udawać - jak tylko znika jej brat.

Dla mnie rozdziały z jej udziałem to była udręka. To właśnie była jedyna postać, w przypadku której było jasne, że nic nie może się jej stać, bo musi pojawić się w ostatnim tomie. Gorzej jednak, że dla osiągnięcia tego celu absolutnie nic sama z siebie nie poświęca.

Pozdr.
13-04-2011 00:29
Scobin
    Ktoś jeszcze liczy na brak spoilerów? :)
Ocena:
0
Gorzej jednak, że dla osiągnięcia tego celu absolutnie nic sama z siebie nie poświęca.

Włosy. ;)

Rzeczywiście, Daenerys pod koniec pierwszego tomu ponosi poważną stratę, ale nie jest ona wynikiem poświęcenia, efektem świadomej decyzji. Poza tym o ile pamiętam, Martin potem trochę o tej stracie zapomina i nie wywiera ona takiego wpływu na życie Dany, jakiego można by oczekiwać.
13-04-2011 00:50
~MaTi

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
Ja myślę, że Dany poświęca swoja młodość i przyszłość ( bo przecież mogłaby - i chyba nadal może - zostać sobie tam, gdzie jest i mieć w nosie Westeros.). Dla mnie rozdziały z jej udziałem są średnio ciekawe, ale jako postać nie jest zła, bo można obserwować przemianę, proces kształtowania się władczyni, tego, jak radzi sobie z oczekiwaniami, swoimi i innych. A co do wad.. Przecież cechy rodu mogą się w każdej chwili ujawnić... I to byłoby interesujące.
Poza tym - czy dwie straty, które ponosi jakiś czas po śmierci brata, faktycznie są wyrazem tego, ze wszystko się jej udaje?

E, w tomie z Krwawymi Godami Martin zdejmuje trzech królów ( ślub, uczta, a jeden z mostu spadł), wcześniej było usuniętych jeszcze dwóch, ale mnie chodziło o ten konkretny tom . No chyba że jakaś totalna skleroza mnie raziła....

Co do podroży Brienne... Owszem, mógł wyciąć sporą część, ale jednocześnie pokazuje to, co dzieje się w kraju ogarniętym chaosem, upadek stosunków międzyludzkich. Ale racja, podróż jest za długa, za to jej finał mnie zaskoczył. I to dość mocno ( tylko czy rzeczywiście to finał? ).
13-04-2011 10:46
karp
   
Ocena:
+1
Czekam z niecierpliwością na film, czekam też na kolejne tomy. Co do filmu po zajawkach jestem pelen optymizmu, jeśli zaś chodzi o ksiązki, nie do końca popieram koncepcję autora o dzieleniu fabuły tomami na raz kontynent, raz północ i południe. Jesli do losów bohaterów A Feast for Crows wrócimy dopiero w The Winds of Winter, to przy obecnym tempie Martina możemy mieć 10-12 lat przerwy... Cykl jest świetny, jeden z moich ulubionych światów fantasy, wyborna intryga, fajne zwroty akcji, ale litości, niechże sie George weźmie do pisania zamiast odcinać kupony na autografach i bibelotach, bo mu zycia nie starczy na 7 tomów.

Trochę zgadzam sie z Repkiem, w zasadzie wiadomo, ze Daenerys w ostatnim tomie musi się pojawić wraz ze swoim bratem (naprawdę ktoś ma wątpliwosci co do pochodzenia Jona?). Ja czekam na "zmartwychwstanie" Sandora i liczę, że Littlefinger jeszcze nie raz mnie zaskoczy.
13-04-2011 11:38
Asthariel
   
Ocena:
+1
karp, jesśli Jon jest Targaryenem, to będzie siostrzeńcem Dany, a nie bratem ;-)Bo prawdopodobna jest tylko wersja, że jest synem Rhaegara.
13-04-2011 12:31
~MaTi

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
+1
Im później się dowiemy, czyim Snow jest synem, tym lepiej dla fabuły. Ja byłabym nieco rozczarowana, gdyby faktycznie był potomkiem Rhaegara, to zbyt proste.
13-04-2011 12:42
karp
   
Ocena:
+1
Asthariel - dokladnie rzecz ujmując bratankiem, co biorac pod uwagę relacje panujace wśród Targaryenów, czyni z niego idealnego kandydata na męża Daenerys. Ale tak, stawiam (np. piwo) na rodziców Rhaegar+Lyanna.
13-04-2011 13:55
Repek
    @Spoilery [?] welcome to :)
Ocena:
+1
@karp
Podzielam Twoje przypuszczenia. :)

@MaTi
A co do wad.. Przecież cechy rodu mogą się w każdej chwili ujawnić... I to byłoby interesujące.

To zupełnie inna rozmowa. Na razie nic nie wskazuje na to, by miała choćby jedną wadę. Co do jej poświęceń, to powodują one wyłącznie współczucie - bo jako dziecko została wplątana w coś, co ją przerastało...

Ale tylko przez chwilę. Brat ginie, a mąż zostawia armię. Do tego ma trzy wypasione smoki i wszyscy się w niej kochają. Kaman. :)

Oczywiście, to kluczowa postać dla logiki świata i fabuły. Ale dzieciakom Starków i ich problemom - z Sansą czy Jonem na czele - do pięt nie dorasta.

Pozdro
13-04-2011 14:11
Dark_Archon_
   
Ocena:
0
Zastanawia mnie, skąd wy bierzecie te teorie o pochodzeniu Jona, ja jakoś kupiłem wersję oficjalną. :|

Chyba w wakacje będę musiał przeczytac wszystko jeszcze raz, bardziej uważnie. W planach mam też Malaza i Czarną Kompanię. Nie wiem tylko, czy mnie matematyka na to pozwoli, bo czeka mnie Lato z Całką.
13-04-2011 14:25
Repek
   
Ocena:
+1
@Dark_Archon
Kupowanie wersji oficjalnych w tej powieści to ryzykowna sprawa. :)

GRRPozdro.
13-04-2011 14:33

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.