I był. Jak zwykle, niektórzy rozczarowali (do gustu nie przypadły mi Portal zdobiony posągami Marka S. Huberatha oraz Reamde Neala Stephensona, mimo że oczekiwania były spore), lecz ukazało się przynajmniej kilka pozycji godnych uwagi, w tym jedna wybitna.
Polska
O tak, było zdecydowanie lepiej. Wprawdzie Szczepan Twardoch "uciekł" nam do głównego nurtu i wydał fenomenalną, aczkolwiek nie mającą nic wspólnego z fantastyką Morfinę, ale za to rozrywkę miłośnikom fantasy, SF i horroru dostarczyli inni. Na pierwszym miejscu stawiałbym na remis: Widma Łukasza Orbitowskiego oraz Czarne Anny Kańtoch. Pierwsza powieść to historia alternatywna, w której nie wybuchło powstanie warszawskie, a tym samym nie zginął Krzysztof Kamil Baczyński, główny bohater książki. Drugą z książek trudniej krótko opisać; powiedzmy, że jest to historia o wielu światach, ale w obrębie świata naszego. Obie powieści wyróżniają się świetnym, dojrzałym stylem – u Orbitowskiego jest on przesiąknięty poezją Baczyńskiego, u Kańtoch niezwykle rytmiczny, hipnotyczny wręcz, a do tego bardzo plastyczny.
Na tym jednak nie koniec listy wartych uwagi polskich premier. W końcu doczekaliśmy się pierwszej powieści w świecie Opowieści z meekhańskiego pogranicza, i choć Niebo ze stali nie było tak dobre jak najlepsze z opowiadań Roberta M. Wegnera, wciąż mogło zachwycić. Idealna nie była również Nadzieja czerwona jak śnieg Andrzeja W. Sawickiego, w pewnym momencie historia za bardzo poszła w stronę przaśnych X-Menów, niemniej autor zaoferował nam ciekawą perspektywę opisu historycznych wydarzeń i świetnie skonstruowanego negatywnego bohatera.
Dorzućmy do tego zbiór Czerwona mgła Tomasza Kołodziejczaka, skupiający wcześniej publikowane opowiadania ze świata Czarnego horyzontu i rozszerzony o tytułowy tekst premierowy – to najoryginalniejsze pod względem kreacji uniwersum polskie fantasy ostatnich lat. Dołóżmy także czwarty tom Pana Lodowego Ogrodu Grzędowicza (jeszcze nie czytałem!). W sumie otrzymamy imponującą listę ciekawych publikacji.
Świat
Prawdziwym objawieniem była jednak pozycja zagraniczna – Cyrk nocy autorstwa Erin Morgenstern. Szczegółowo przyczyny swojego zachwytu opisałem w grudniowym numerze Nowej Fantastyki, do którego Was odsyłam; tutaj wspomnę tylko, że od dawna żadna książka mnie tak nie zachwyciła. Niezwykły styl (a mowa o debiutantce!), skomplikowani bohaterowie, ciekawa historia, przede wszystkim jednak popis niczym nieskrępowanej, niesamowicie bogatej wyobraźni i świetny pomysł na magię. Jak dla mnie – jedna z najlepszych fantastycznych pozycji ostatnich lat.
Co poza tym? Pewnie wiele, wszystkiego nie czytałem, z tego jednak, co się udało, należałoby pochwalić Drooda jak zwykle świetnego Dana Simmonsa, a także Pana Potwora Dana Wellsa, czyli kontynuację chwalonego przeze mnie w poprzednim podsumowaniu Nie jestem seryjnym mordercą. Drugi tom przygód nastoletniego socjopaty Johna Cleavera jest w mojej opinii nawet lepszy od poprzednika. To niezwykła mieszanka czarnego humoru, kryminału i historii o nie pasującym do świata nastolatku, napisana lekkim stylem, z błyskotliwymi dialogami. Rozrywka pierwszej klasy.
Nie mogło też zabraknąć Bacigalupiego, tym razem dzięki Zatopionym miastom, to jest świetnej kontynuacji Ship Breakera. Autor Nakręcanej dziewczyny wytyczył tą powieścią nowe szlaki dla literatury młodzieżowej, pokazał, że nie musi ona ustępować publikacjom dla dorosłych, że również może mieć ambicje mówienia o rzeczach ważnych, pokazywania trudnych tematów.
Prószyński i S-ka
Tradycyjnie wspomnę też o swoich dokonaniach redaktorskich (choć Card nie mój, ale z zatrudniającego mnie wydawnictwa). Przede wszystkim dumny jestem z niezwykłej powieści science fiction, docenionej nie tylko przeze mnie, lecz także wielu recenzentów. Nieśmiertelność zabije nas wszystkich Drewa Magary'ego to pełna humoru, ale jednocześnie gorzka opowieść o społeczeństwie, które pokonało Kostuchę. Autor niezwykle zajmująco, dzień po dniu, relacjonuje wydarzenia od odkrycia Leku aż do ostatecznych konsekwencji jego wprowadzenia. Rozrywka, ale także coś więcej.
Nie mniejszą dumą napawa mnie fakt wydania pierwszej części Sagi o Rubieżach Liliany Bodoc (drugi tom w lutym), uważanej za najlepsze fantasy napisane w języku hiszpańskim, chwalonej przez Ursulę K. Le Guin. Udało się tą książką pokazać polskiemu czytelnikowi fantasy coś nowego, świeżego, tak innego od posttolkienowskiej estetyki, obecnej w co drugiej anglosaskiej powieści.
I na koniec o największym zaskoczeniu, a więc Zaginionych wrotach Orsona Scotta Carda. Myślałem, że kto jak kto, ale autor Gry Endera nie jest w stanie pokazać już niczego, co by zwaliło mnie z nóg, niczego w pełni świeżego. A tu taka heca – niesamowity pomysł na świat fantasy, łączący nowe ze starymi mitologiami, świetnie wplatający znane nam wierzenia w nowy pomysł na magię!
2013
Trudno mi prorokować na następny rok. Na dwoje babka wróżyła. Z jednej strony sytuacja na rynku jest fatalna, wydawcy muszą więc stąpać bardzo ostrożnie. Z drugiej strony pierwsze zapowiedzi napawają optymizmem – już zacieram ręce na nową powieść Jeffreya Forda! Polscy autorzy także nie powinni pozwolić nam się nudzić. Czekam na książki Michała Cetnarowskiego, Cezarego Zbierzchowskiego, Jakuba Małeckiego, Pawła Majki i jeszcze kilkorga innych.
Tymczasem czytam komiksy, więc się nie nudzę.