» Wieści » Krzyżacki poker - tom 2 - fragment

Krzyżacki poker - tom 2 - fragment

|

Dariusz Spychalski
Krzyżacki poker t. 2

Zamach




Zbliżało się południe. Granatowy Toor 590, eskortowany przez dwa transportery Ryś, opuścił Nowe Jasło i skierował się w stronę odległej o pięć staj niewielkiej osady Al-Dżafer, położonej przy głównej drodze prowadzącej w stronę granicy mauretańskiej. Dwóch pasażerów samochodu, generał Wiśniowiecki i dowódca lotnictwa Korpusu, pułkownik Aleksander Junonis, w milczeniu obserwowało widok za oknem. Sępy, krążące nad ruinami nielicznych domostw, przypominały, że maszerujący na północ Korpus traktował muzułmanów z powiatu nowojasielskiego jak zdrajców. Złapanych z bronią w ręku wieszano natychmiast, resztę odstawiano do specjalnych obozów pod Nowym Krakowem, gdzie czekać mieli na proces. Trzy gminy zniknęły bez śladu. Mieszkańcy trzech kolejnych, niemal dwadzieścia tysięcy ludzi, przerażeni okrucieństwami wojsk chrześcijańskich, uciekli na mauretańską stronę.

- Mówisz więc, że ta przeklęta świnia z Europy zamierza rozpocząć negocjacje z Kalifem? Jesteś tego całkowicie pewien? - odezwał się nagle Wiśniowiecki, odwracając wzrok od widoku zniszczeń, dokonanych przez podległych mu żołnierzy.

Pułkownik Junonis, gruby Murzyn o nalanej twarzy, ruchem głowy wskazał na kierowcę.

- Możesz mówić. To zaufany człowiek. - Generał przynaglił go niecierpliwym gestem.

- Chciałbym się mylić, ale, niestety, to prawda. - Grubas otarł ociekające potem czoło. - Dowiedziałem się, że stoi za tym nasz drogi przyjaciel, wojewoda Sierpiński.

- Sierpiński? - Na twarzy Wiśniowieckiego pojawił się grymas złości. - Mogłem się tego po nim spodziewać!

- Pieniądze Rzeplitów uczyniły wiele złego - mruknął Junonis. - Nie chcę cię martwić, ale doszły mnie słuchy, że nawet kilka starych rodów opowiedziało się za przyjęciem pomocy z Europy.

- Kto dokładnie? - wycedził przez zęby generał.

- Czy to ma jakieś znaczenie? - Murzyn wzruszył ramionami. - Pies z nimi, i bez nich sobie poradzimy.

- Nic nie rozumiesz - zgromił go Wiśniowiecki. - Jeśli odstępują nas stare rody, czego można spodziewać się po innych? Ryba psuje się od głowy, pamiętaj o tym.

- Wojewodę popierają Kwiatkowscy, Ziębińscy i Filipiukowie. Oprócz tego kilka pomniejszych rodów.

- Stary Filipiuk zdradził. - Na chwilę złość na twarzy dowódcy Korpusu ustąpiła zdziwieniu. - Znam tego człowieka od czterdziestu lat. Jego synowie mieli objąć starostwa na nowo zdobytych obszarach...

- Ten przeklęty Kulka to bardzo zmyślna bestia - powiedział niechętnie Junonis. - Wie doskonale, że łatwe pieniądze kuszą. Starego Filipiuka, niestety, też. Jego majątek podupadł w ostatnich latach i pieniądze z Europy bardzo by mu się przydały. Na nowe starostwa trzeba czekać, a pieniądze z Europy dostanie od ręki. Ludzie mówią, że Rzeplici ofiarowali jemu i kilku innym po pięćdziesiąt tysięcy w gotówce. Rozumiesz, co to znaczy? Oni kupują po kolei wszystkich, a ludzie są tylko ludźmi.

- To nie ma już żadnego znaczenia. - Wiśniowiecki uśmiechnął się chłodno. - Rzeplici przybyli ze swoimi pieniędzmi zbyt późno. To zaś, że dzięki nim zdrajcy pokazali swoje prawdziwe oblicze, jest tylko nam na rękę. Gdy opanujemy Kalifat, przyjdzie czas, by rozliczyć się z nimi.

- Rzeplici chcą doprowadzić do konfrontacji armii z radą miasta - stwierdził grubas. - Co zrobisz, gdy wojewoda przyjmie pieniądze? Nie możesz mu przecież tego zabronić.

- Nie przyjmą ich. - Kąciki ust generała uniosły się w enigmatycznym uśmieszku. - Możesz być pewien.

Junonis, wyraźnie zaskoczony, obrzucił dowódcę Korpusu badawczym spojrzeniem.

- Nie zamierzasz chyba... - urwał w pół zdania, jakby nagle dotarł do niego sens wypowiedzianych słów.

- Nadszedł już właściwy czas. - Wiśniowiecki skinął głową. - Nadszedł czas, by przejąć władzę.

- Mieliśmy z tym poczekać do czasu zakończenia wojny z Maurami - przypomniał ostrożnie pułkownik - Jeśli uderzymy teraz...

- Plany żyją do czasu, gdy nadchodzi moment ich realizacji - przerwał mu niecierpliwie Wiśniowiecki. - Nie rozumiesz, że musimy zatrzymać Rzeplitów? Oni stanowią teraz największe zagrożenie.

- Ludzie nie są jeszcze przygotowani na afrykańskiego Kanclerza. Mogą uznać cię za uzurpatora...

Generał uśmiechnął się gorzko.

- Spójrz tylko. - Wskazał na mijane ruiny arabskiego osiedla. - Ludzie doświadczyli, czym jest sąsiedztwo tych barbarzyńców. Myślisz, że nie pójdą za człowiekiem, który wskaże im właściwą drogę? Myślisz, że opowiedzą się za bandą tchórzy, która pragnie jedynie pomnożenia swoich majątków? - Odwrócił się nagle i trącił w plecy kierowcę. - Mieczysław, powiedz mi, czy nie chciałbyś osiąść nad Morzem Śródziemnym na pięknym, dziesięciołanowym gospodarstwie?

- Oczywiście, panie generale! - odpowiedział z zapałem kierowca.

- Otóż to! - Głos dowódcy Korpusu zadrżał ze wzruszenia. - Dam ludziom ziemię, nie piasek, lecz prawdziwą ziemię, na której wyrośnie nowa Rzeczpospolita!

- Trzeba się więc spieszyć. - Junonis zaakceptował zmianę planów bez dalszych dywagacji. - Kiedy uderzymy?

- Dziś o północy Korpus przekroczy granicę, a garnizon Nowego Krakowa otrzyma rozkaz opanowania miasta - powiedział uroczyście przyszły kanclerz.

- Zdążą się przygotować? - upewnił się grubas. - Przecież to skomplikowana operacja. Jak zamierzasz to przeprowadzić?

- O nic się nie kłopocz - odparł spokojnie generał. - Wszystko jest już gotowe.

- Jak to? - spytał zdumiony Junonis.

- Przewidujący dowódca przygotowany jest na wszystko. - Wiśniowiecki uśmiechnął się zadowolony. - Myślisz, że nie przewidziałem zdrady? Najważniejsze to uprzedzić działania wrogów. To podstawa sukcesu. Być zawsze o krok do przodu.



  • * *



W niewielkiej lepiance, położonej na skraju osady Al-Dżafer, panował trudny do zniesienia zaduch. Nieruchome, ciężkie powietrze wypełniło się natrętnym brzęczeniem much. Trzech Arabów, uzbrojonych w pancerzownice i karabiny automatyczne, obserwowało uważnie drogę u podnóża wzniesienia, na którym skupiała się większość zabudowań osiedla. Wszystko wskazywało na to, że są oni jedynymi ludźmi, jacy jeszcze pozostali w wiosce. Wieść o zbliżającym się Korpu sie Afrykańskim sprawiła, że wczorajszej nocy muzułmańscy mieszkańcy uciekli na północ, pozostawiając cały swój dobytek, zaś Afrykanie nie odważyli się powrócić do swoich domostw.

Jeden z Arabów rozejrzał się krytycznie po skromnie urządzonym wnętrzu.

- Może zrobię herbatę? Mają tu chyba herbatę? - odezwał się po polsku niczym rodowity krakowianin. - Jak zaraz się czegoś nie napiję, język przyklei mi się do podniebienia.

- Wracaj na miejsce Alojzy, oni mogą pojawić się w każdej chwili - zganił go ostro barczysty mężczyzna o krótko ostrzyżonych włosach.

- Tak jest, panie poruczniku.

W lepiance zapadła cisza. Trzech ludzi trwało w bezruchu. Ich ciężkie oddechy i błyszczące od potu twarze pozwalały domyślać się, że nie byli przyzwyczajeni do klimatu Afryki.

- Powinni już być! - jęknął jeden.

- Cicho! - Dowódca uniósł ostrzegawczo rękę. Podniósł do oczu lornetkę. W odległości półtora staja na zachód dostrzegł sunącą w stronę wioski kolumnę. Sięgnął szybko po krótkofalówkę, odruchowo spoglądając w kierunku domu gminnego po drugiej stronie drogi, w którym kryła się reszta jego grupy.

- Na miejsca! Przygotować się!



  • * *



Otwierający konwój transporter z niewielką prędkością minął pierwsze zabudowania oazy. Dwóch żołnierzy, siedzących w otwartym włazie, przyglądało się ze znudzeniem mijanym lepiankom. Rozkaz oficera, który nakazał im uważną obserwację okolicy, traktowali z przymrużeniem oka. We wszystkich osadach, położonych na wschód od Nowego Jasła, nie spotkali żywego ducha. Ta oaza również wyglądała na opuszczoną. Wzdłuż drogi widać było porzucone wozy i kilka samochodów, do których najpewniej zabrakło paliwa. Młodszy z żołnierzy zastukał w pancerz i krzyknął głośno:

- Wciśnij gaz Anzelm! Droga wolna!



Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę

Komentarze


Jeszcze nikt nie dodał komentarza.

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.