Królowa cieni

Czas zemsty

Autor: Aleksandra 'yukiyuki' Cyndler

Królowa cieni
Poziom poszczególnych tomów serii o zabójczyni Calaenie Sardothien autorstwa Sarah J. Maas przypomina sinusoidę, jednak w Dziedzictwie ognia można było zauważyć znaczącą poprawę. Czy Królowa cieni utrzymała tendencję zwyżkową, czy też wręcz przeciwnie?

Celaena Sardothien powraca do Rifthold, aby wyrównać rachunki, pomścić tych, których utraciła, i zatroszczyć się o bliskie osoby, które jej jeszcze pozostały. Jednakże dziewczyna nie wraca jako budząca grozę Zabójczyni Adarlanu (chociaż od czasu do czasu będzie musiała przybrać ponownie tą maskę), tylko jako dziedziczka tronu Terrasenu, Aelin Ogniste Serce, która zrobi wszystko, aby uwolnić kraj spod władzy tyrana. Nim jednak zrealizuje zakrojone na szeroką skalę plany, musi uporać się z kilkoma czekającymi na nią w stolicy Adarlanu niespodziankami – noszący czarne pierścienie wysłannicy króla polują na ludzi dawniej władających magią i poddają ich torturom, żywiąc się ich strachem oraz cierpieniem, kuzyn Aelin, Aedion, czeka na egzekucję, która ma być misternie zaplanowaną pułapką na młodą królową Terrasenu, zaś Dorianowi założono naszyjnik z czarnych Kamieni Wyrda, umożliwiający księciu Valgów zawładnięcie jego ciałem i umysłem. Dziewczyna będzie musiała zawrzeć dość ryzykowne sojusze oraz podjąć kilka niezwykle trudnych decyzji, które zaważą na przyszłości całej Erilei i zadecydują o być albo nie być Aelin oraz jest dworu.

Jak łatwo zauważyć na podstawie powyższego streszczenia, Królowa cieni to przełomowy tom w całej serii o zabójczyni, domykający liczne wątki i otwierający równie wiele nowych. Już od pierwszych stron książki akcja posuwa się wartko do przodu i jedynie w kilku miejscach zwalnia, jednakże te momenty przestoju są jak najbardziej pożądane, gdyż dają chwilę wytchnienia. Aelin zbiera informacje, planuje, zawiera sojusze, wdaje się w różnego typu potyczki – tak intelektualne i werbalne, jak i te przy użyciu siły fizycznej, co nie pozwala ani na chwilę nudy. Chociaż w przeważającej części uwaga autorki skupia się na zabójczyni oraz jej towarzyszach, to od czasu do czasu pojawiają się fragmenty dotyczące dosiadających wywern czarownic. Ten wątek, podobnie jak w tomie poprzednim, należy do najlepszych w całej książce. Autorka świetnie pokazała wewnętrzne rozgrywki Czarnodziobych, ich zmagania z księciem Perregrinem – wysłannikiem króla i ich bezpośrednim zwierzchnikiem – a także momenty, gdy wyszkolone i bezlitosne zabójczynie zaczynają mieć coraz większe wątpliwości odnośnie celu kampanii, w której biorą udział. Dodatkowo autorka kawałek po kawałku odsłania przed czytelnikiem kolejne mroczne sekrety Morath (tymczasowej bazy czarownic), a co za tym idzie ujawnia coraz więcej szczegółów demonicznego planu króla Adarlanu, co wzbogaca powieść, intryguje i dodatkowo zagęszcza atmosferę.

Poszczególne wątki prowadzone są sensownie i logicznie, z niezwykłą dbałością o szczegóły (autorka tym razem dołożyła wszelkich starań, aby wyjaśniać wszelkie wątpliwości czy drobne nieścisłości, które raziły np. w Koronie w Mroku – chociażby dotyczące nieudolności wywiadu króla w wytropieniu spiskowców), zaś wciąż narastające napięcie, obawa o los poszczególnych bohaterów i liczne dramatyczne wydarzenia nie pozwalają pozostać obojętnym wobec lektury. Dodatkowym plusem jest niezwykła umiejętność Sarah J. Maas do kreowania świata przedstawionego – barwnego, pełnego życia i przemawiającego do wyobraźni czytelnika (kreacja Morath to prawdziwa perełka).

Można zapytać, czego chcieć więcej? Odpowiedź brzmi – bohaterów dotrzymujących tempa opowieści. Czarownice są najlepiej wykreowanymi bohaterami, dynamicznymi, niejednoznacznymi i podlegającymi wyraźnym zmianom (na lepsze lub gorsze) w trakcie książki. Tutaj widać prawdziwe mistrzostwo, bowiem Czarnodziobe są bezlitosne, okrutne i kochają zabijać, a czytelnik – powoli i początkowo całkowicie nieświadomie – najpierw zaczyna im kibicować, momentami współczuć, a na końcu obdarza je sympatią. Niestety to nie czarownice są protagonistkami, a o nich nie można już powiedzieć tyle dobrego.

Pierwszą część książki zdominowali Aelin oraz Chaol, którzy przy każdej sposobności rozdrapują wszystkie urazy, obwiniają się wzajemnie, albo dla odmiany pogrążają się w samooskarżeniach. Przerabialiśmy to w poprzednim tomie i podobnie jak w Dziedzictwie ognia czytelnik bardzo szybko zaczyna cierpieć wraz z protagonistami, co niezbyt dobrze wpływa na emocje odczuwane w trakcie lektury, gdyż trudno kibicować bohaterom, których najchętniej walnęłoby się czymś ciężkim po głowie. W przypadku Chaola te wszystkie rozterki można jeszcze jakoś uzasadnić, zaś biorąc pod uwagę fakt, że jego rola jako protagonisty została wyraźnie zmarginalizowana, były kapitan straży nie ma możliwości tak bardzo irytować czytelnika. Jednak w przypadku Aelin sytuacja jest zupełnie inna, bowiem dziewczyna przez większą część książki jest po prostu... sobą – czyli irytującą, impulsywną, zapalczywą i upartą młodą kobietą, która dodatkowo poznała smak władzy, przez co jest jeszcze bardziej apodyktyczna i przeświadczona o własnej nieomylności. Należy przyznać, iż Sarah J. Maas jest niezwykle konsekwentna w kreacji protagonistki, jednak nie wpływa to w żadnym stopniu na fakt, iż postać Aelin jest najsłabszym elementem całej powieści. Trzeba dodatkowo podkreślić, iż młoda królowa cierpi na syndrom Mary Sue, czyli bez względu na to, w jakie tarapaty wpadnie lub jak bardzo idiotyczny jest jej plan, zawsze wychodzi cało z opresji i w mniejszym lub większym stopniu osiąga zamierzony cel. Rozdrażnienie potęguje fakt, iż dawna protegowana Króla Zabójców z uporem zatrzymuje wszystkie plany dla siebie, co kilkakrotnie wywołuje w czytelniku wrażenie rozwiązań w stylu deus ex machina – niby Aelin wszystko przemyślała i zorganizowała, ale tak do końca nie wiadomo, jak udało się to przeprowadzić. Nieomylna, wszystkowiedząca i niezwyciężona Aelin gra na nerwach zarówno innym bohaterom, jak i czytelnikowi.

Jak łatwo przewidzieć Dorian w tym tomie nie będzie odgrywał zbyt znaczącej roli (poza naprawdę interesującymi scenami ukazującymi wewnętrzną walkę księcia z rosnącym w siłę Valgiem), zaś pozostałe postacie nie mają aż tak dobrze zarysowanych portretów psychologicznych (lub nie prezentują żadnych nowych cech charakteru), aby warto było o nich wspominać. Wyjątkiem są tutaj znana z prequeli Lyssandra oraz Rowan (który pojawia się dopiero w dalszej części powieści). Młoda kurtyzana, dawniej konkurująca z Calaeną o względy Arobynna, jest kolejną dobrze zarysowaną postacią kobiecą, która przyniesie ze sobą niejedną niespodziankę. Z kolei Rowan stanowi jedno z największych rozczarowań tego tomu. Ten nieśmiertelny wojownik Fae, który złożył dziewczynie przysięgę krwi, ujawnił w poprzednim tomie większość swoich tajemnic i teraz nie zaskakuje prawie niczym nowym. Tak jak Dorian i Chaol w Szklanym tronie byli typami, o których mogły marzyć nastolatki, tak Rowan jest ucieleśnieniem marzeń każdej śniącej o paranormalnym kochanku kobiety. To chodzący ideał, a do tego wierny i lojalny wobec swojej królowej, którą powoli zaczyna obdarzać coraz bardziej gorącymi uczuciami.

W ten sposób dochodzimy do drugiego słabego elementu powieści, czyli wątku romantycznego. Autorka najwyraźniej w końcu podjęła decyzję, z kim chce wyswatać swoją ulubienicę, a zaskoczeniem nie będzie fakt, iż szczęśliwym wybrankiem Ognistej Aelin jest właśnie Rowan (czytelniczki kibicujące do tej pory Chaolowi muszą się pogodzić ze smutnym faktem, iż zwykły człowiek – bez względu na to jak jest uczciwy, honorowy i prawy – nie dorasta do pięt Fae). Sceny z udziałem tych dwojga balansują na granicy kiczowatego romansu, ale na szczęście jej nie przekraczają, chociaż momentami można odnieść wrażenie, że Maas aż się pali, aby opisać jakąś romantyczną scenę – napięcie rośnie, a gorące uczucia bohaterów osiągają wręcz poziom wrzenia.

Powieść Sarah J. Maas to zaskakująco dobra książka, biorąc pod uwagę nierówny poziom wcześniejszych tomów. Pod względem fabularnym niewiele można jej zarzucić, niestety przyjemność z lektury w znaczącym stopniu psują protagoniści – nadpobudliwi, rozhisteryzowani i użalający się nad sobą.