Królewski skrytobójca

Męcząca depresja Bastarda

Autor: Bartosz 'Zicocu' Szczyżański

Królewski skrytobójca
Królewski skrytobójca to drugi tom bardzo popularnej Trylogii skrytobójcy autorstwa Robin Hobb. Spragnieni powrotu Bastarda czytelnicy z pewnością ucieszą się z tego, że powieść jest znacznie dłuższa niż świetny Uczeń skrytobójcy. Warto jednak postawić pytanie: czy to na pewno stanowi jej zaletę?

Walka ze spiskiem księcia Władczego w Królestwie Górskim doprowadziła Bastarda Rycerskiego na skraj śmierci. Musi radzić sobie nie tylko ze zrujnowanym zdrowiem, ale także z nieustannie nękającymi go wątpliwościami. Gdyby nie Brus, pewnie nigdy nie wróciłby do służby. Obowiązki w Koziej Twierdzy jednak wzywają – Bastard powraca do księcia Szczerego, aby raz jeszcze podjąć się roli królewskiego skrytobójcy.

Omówienie Królewskiego skrytobójcy warto zacząć od banalnego, aczkolwiek bardzo ważnego dla lektury spostrzeżenia: drugi tom trylogii to wyjątkowo obszerna książka. Nic by z tego nie wynikało – w końcu od dawien dawna powstają książki króciutkie i opasłe tomiszcza – gdyby nie to, że w recenzowanej powieści ważnych dla fabuły cyklu wydarzeń jest zdecydowanie mniej niż w poprzedniej. Bastard długo dochodzi do siebie po zamieszaniu w Królestwie Górskim, nieustannie mocując się ze swoim przyrodzonym czarnowidztwem, aby któregoś dnia wyruszyć z powrotem do Koziej Twierdzy. Wraca do jedynego miejsca, które mógłby nazwać domem – i tu fabuła się zatrzymuje. Szkarłatne okręty wciąż krążą w pobliżu, bohaterowie wspominają o walce z nimi, ale robią niewiele. Od tego momentu mało się dzieje, a wszystko sprawia wrażenie zapychaczy mających odwrócić uwagę czytelnika między niezłym początkiem i kipiącym wydarzeniami finałem. Hobb rozwija wyjątkowo irytujący wątek romantyczny (połączenie niezdecydowania jego bohaterów i ciągłego podkreślania dzielącej kochanków tajemnicy daje wyjątkowo marny efekt), poświęca sporo miejsca dużo ciekawszemu opisowi dopasowywania się nowej królowej do obyczajów Koziej Twierdzy i nieustannie powraca do Władczego, ale trudno oprzeć się wrażeniu, że to wszystko po prostu mało ważne.

No właśnie – Władczy. Już w recenzji Ucznia skrytobójcy zwracałem uwagę na to, że jest jednowymiarowy i przewidywalny. W Królewskim skrytobójcy nie zmienia się to nawet na jotę: wciąż knuje i intryguje, a choć próbuje przejąć tron brutalnie i bez odrobiny polotu, nikt poza Bastardem nie dostrzega jego diaboliczności. Szkoda, że główny zły całego cyklu jest tak banalny – gdzie mu do Galadana z Fionavarskiego gobelinu!

Czy te poważne wady oznaczają, że lekturę drugiego tomu Trylogii skrytobójcy można sobie spokojnie odpuścić? Nie, w żadnym wypadku! Po pierwsze: wciąż jest w sadze co najmniej kilku bohaterów, których losy naprawdę warto śledzić. Wątki Szczerego, Brusa czy Ślepuna są ciekawe i potrafią wciągnąć. Wynika to między innymi z faktu, że cały Królewski skrytobójca – łącznie z fragmentami tych słabszych wątków – jest świetnie napisany. Hobb doskonale operuje piórem, jej opisy nie nużą, lecz fascynują, a dialogi zawsze płyną wartko.

Królewski skrytobójca jest powieścią, której lektura daje sporo satysfakcji, choć skłonność autorki do sztucznego wydłużania niewartych tego fragmentów momentami przypomina innego klasyka fantasy, Stevena Eriksona. Mam nadzieję, że w Wyprawie skrytobójcy Hobb zadba o to, aby fabułę wypełnić intrygującymi zwrotami akcji, a Szkarłatne okręty okażą się rzeczywistym zagrożeniem, które wpłynie na działania bohaterów.