Król Cierni

Kochany pamiętniczku, czyli cierpienia młodego Jorga

Autor: Maja 'Vanth' Białkowska

Król Cierni
Nie to ładne, co ładne, ale co się komu podoba – tak można by było skwitować Króla Cierni, drugi tom cyklu Rozbite Imperium autorstwa Marka Lawrence’a. Dodając jeszcze: "co aktualnie popularne". Skoro nadeszła moda na bohaterów emocjonalnie zdegenerowanych, na granicy psychopatycznego wykrzywienia (lub wręcz ową granicę przekraczających), pisarz zaserwował w Księciu Cierni takiego właśnie protagonistę. A kiedy ów trend nieco wyewoluował i na topie znalazły się postaci, owszem, nadal kwalifikowane do miana psychicznie wynaturzonych, ale z nutą szlachetności – w tym kierunku, zmienny niczym chorągiewka na wietrze, podążył i Lawrence. Wraz z powiększeniem objętości drugiego tomu autor zintensyfikował również i liczbę ociekających krwią wydarzeń w nim zawartych, wciąż jednak nie wyjaśniając rozlicznych pytań, które zrodziły się w głowie czytelnika po lekturze pierwszej części.

 

 

 

Cztery lata upłynęły od chwili, gdy Jorg dokonał zemsty, likwidując swego wuja, władcę Renaru (odpowiedzialnego za tortury, jakich młodzieniec doznał, oraz za śmierć jego matki i brata), i przejmując jego tron. Owa okrutna odpłata okazała się jeno przedsmakiem prawdziwych planów młodego księcia, który w swych dalekosiężnych zamysłach zamierzał zasiąść w przyszłości na tronie całego Imperium. Konsekwentna realizacja owej koncepcji stanowi więc motyw przewodni Króla Cierni, obudowany co prawda kilkoma dodatkowymi wątkami, które jednak pełnią wobec priorytetowego jedynie funkcję podrzędną, dodając powieści specyficznego kolorytu, budując charakterystyczny dla prozy Lawrence’a nastrój, tudzież udowadniając geniusz Jorga.

Narracja prowadzona jest, podobnie jak w pierwszym tomie, w formie mentalnego pamiętnika protagonisty, który wspomina zarówno dawne wydarzenia (znaczna część fabuły rozgrywa się kilka miesięcy po zdobyciu tronu, kiedy młodzieniec wyrusza w podróż celem pozyskania aliansów), jak i te obecnie się toczące. Jest to również formuła znajoma z Księcia Cierni, tym razem bardziej rozbudowana, gdyż toczące się wydarzenia obserwujemy nie tylko oczyma samego Jorga, lecz także poprzez wspomnienia przytaczane w formie kart wydartych z pamiętnika siostry jego macochy – Katherine ap Scorron. Obie te historie początkowo wydają się nie mieć ze sobą wiele wspólnego, lecz wraz z rozwojem akcji zazębiają się, uzupełniając opowieść i dając możność poznania jej ze znacznie szerszej perspektywy. I o ile narracja Jorga, czyli subiektywnie komentowana lista jego kolejnych czynów, utrzymana jest w charakterystycznym, na dłuższą metę dość nużącym stylu, dającym asumpt do zagłębienia się w mroczne otchłanie psychiki księcia, uzupełnianym pseudofilozoficznymi wywodami, tudzież udowadnianiem na każdym kroku omnipotencji protagonisty – to Katherine relacjonuje fakty w prosty, a nawet lakoniczny sposób, który robi znacznie większe wrażenie niźli patetyczne przykłady elokwencji Ancratha.

Jorg stał się bowiem – pomimo psychopatycznych zapędów i koszarowego języka, którym się zazwyczaj posługuje – niemalże chodzącym ideałem. Lawrence sukcesywnie wznosi mu spiżowy pomnik, starając się być Machiavellim dla swej wyimaginowanej wersji Cezara Borgii. Młody król Renaru jest bowiem nad podziw inteligentny, oczytany do tego stopnia, iż co i rusz cytuje kolejnych filozofów; to mistrz strategii i taktyki, wojownik natchniony, kładący swych wrogów pokotem, genialny negocjator, a jednocześnie człowiek wrażliwy, który pod maską okrutnika kryje serce prawe i czułe – owe wzniosłe wyróżniki jego charakteru można by było długo jeszcze mnożyć. Natomiast w moim mniemaniu, miast w ten sposób uczynić Ancratha łatwiejszym do zaakceptowania, autor stworzył postać pełną emocjonalnych zgrzytów, cech kompletnie do siebie nieprzystających, powodując tym samym, iż stała się ona jeszcze trudniejsza do strawienia. O ile konsekwentnie prowadzony w Księciu Cierni Jorg – pokancerowane fizycznie i emocjonalnie po ukrzyżowaniu na ciernistym krzewie dziecko, które, zatrute nienawiścią, planuje zemstę – choć trudny w odbiorze, był jednak psychicznie prawdopodobny, to jego nowsza wersja już taka nie jest. Zwłaszcza, że Lawrence, tłumacząc pewne zachowania mężczyzny, posunął się do brzydkiej gry na emocjach czytelnika, równocześnie stosując jedne z najbardziej sztampowych w literaturze chwytów. Krótko mówiąc, biedny, mały Jorg skrzywdzony w dzieciństwie, wychowywany okrutnymi metodami, wręcz tresowany przez złego ojca, ma pełne prawo do odreagowania, przynajmniej w zamyśle pisarza. Natomiast bardziej intrygująca jest próba ukazania dualizmu młodzieńca, gdy jawi się on jako ogniwo łączące dwie przeciwstawne formy energii – ciemną i jasną, które, wedle słów jednego z bohaterów, z czasem go rozerwą.

Król Cierni pełen jest zresztą rozlicznych odniesień i mniej lub bardziej wyraźnych zapożyczeń z innych dzieł literackich, począwszy od typowo baśniowego motywu z wykorzystaniem magicznego znaczenia liczby trzy. Bohater musi wypełnić kolejne zadania, aby osiągnąć swój cel oraz pokonać trójkę wrogów, z których każdy będzie stanowił wyzwanie dla innych jego talentów (Jorg walczy z magiem władającym ogniem, złowrogą nekromantką oraz metamagikiem – czarodziejem stosującym magię liczb). Młodzieniec nabiera dzięki temu nowych doświadczeń, pomocnych przy wypełnianiu kolejnych zadań, a prócz czysto fizycznej wędrówki dokonuje również podróży w głąb własnej psychiki, by poznać drzemiące w niej demony, następnie zaś, w niemalże archetypicznym rytuale przejścia – wyzwolić je. Akurat ten motyw (wraz z pomysłem na częściową amnezję bohatera, ze wspomnieniami zamkniętymi w mosiężnej szkatułce, ozdobionej, jakżeby inaczej, motywem cierni), udał się Lawrence'owi nadspodziewanie dobrze, choć moment wyjawienia prawdy razi nieco sztuczną dramaturgią i dla co bardziej dociekliwego, umiejącego kojarzyć fakty czytelnika jest nieco przewidywalny.

Świat, który przemierza młody król, jest plugawy i okrutny. Wedle zamierzenia autora to Ziemia, która przed wiekami została zniszczona wskutek serii nuklearnych wybuchów, sprowadzających ludzi do realiów quasi-średnowiecznych, gdzie nieliczne zachowane przedmioty dawnej kultury urastają do miana magicznych artefaktów, a legendarni Budowniczowie są równi bogom. Niestety, ten temat znów jest poruszony ledwie powierzchownie. Nie otrzymujemy żadnych głębszych wyjaśnień, lecz kolejne zagadki. Czymże jest magia, którą neguje podczas rozmowy z młodym Ancrathem relikt zapomnianej nauki, sztucznie stworzony na podobieństwo człowieka algorytm, nie chcąc jednak zdradzić jej prawdziwej istoty? Czy moce, jakimi dysponuje Jorg, są darem natury, czy też efektem genetycznych eksperymentów? Takich niewyjaśnionych elementów jest w książce znacznie więcej. Potwierdzeniem postapokaliptycznego klucza do odczytania powieści jest wędrówka Jorga wiodąca przez kolejne księstwa, które zdają się zniekształconą wersją Europy, co sugeruje sama  nomenklatura: część nazw to minimalnie jeno zmodyfikowane miana rzeczywistych, znanych z historii krain (Skandynawia doby wczesnego średniowiecza, renesansowe Włochy), część zaś jest rezultatem imaginacji autora. Również system wierzeń – nordyckie mity sąsiadujące z katolicyzmem i licznymi napomknieniami o złowrogich mackach Rzymu – ten sposób odczytania Króla Cierni potwierdza.

Jakie realia, tacy i ludzie, zachowujący się niczym zwierzęta, gdy nawet najlepsi z nich częściej posuwają się do czynów niegodnych niźli szlachetnych. Identycznie jak w Księciu Cierni, towarzysze Jorga to klasyczna banda wyrzutków bez sumienia i moralności, dla których zabijanie stało się nie tylko formą przetrwania, ale i rozrywką. Jednak kompania Braci, którzy awansowali do rangi królewskiej drużyny, nadal traktowana jest en masse. Pomimo prób bliższego nakreślenia ich portretów (w formie krótkich, wplecionych w tekst książki charakterologicznych obrazów, które są w przypadku większości również epitafiami, gdyż tym razem Lawrence sukcesywnie wybija niemalże wszystkich towarzyszy młodego króla) nadal pozostają trudni do jednostkowej identyfikacji. Co dziwne, lapidarny ich opis w pamiętniku Katherine był dla mnie znacznie bardziej wyrazistym wizerunkiem niźli całe epitety w przemyśleniach Jorga. Nieco na siłę wprowadzony został wątek romantyczny: trudno mi było uwierzyć w porywy serca młodego władcy, natomiast znacznie łatwiej – w chłodną kalkulacje dotyczącą małżeństwa. A żona się Ancrathowi trafiła nadzwyczaj pokrewna duchem – Lawrence ma chyba skłonność do kreowania postaci krwiożerczych dzieci, gdyż dwunastoletnia Miana planuje rozmaite eksterminacje z równie zimną krwią, jak jej królewski małżonek.

Na tle tak ambiwalentnych "dobrych" bohaterów ci źli nie wydają się zbytnio przerażający. Co prawda czarownik Sageous jest archetypicznym wyobrażaniem złego maga, który za sprawą swej mrocznej mocy eksploruje sny i podświadomość i narzuca swoją wolę, lecz już książę Orrin ze Strzały, kreowany przez większość fabuły jako kontrkandydat Jorga do tronu Imperium, nie jest tak jednoznaczny, a finał każe spojrzeć na tę postać diametralnie odmiennie. Istnieje też tajemniczy Martwy Król, być może nemezis Ancratha, lecz o nim zbyt wiele w tym tomie się nie dowiadujemy, poznając jeno profetyczne słowa o jego nadejściu.

Próbując podsumować Króla Cierni, mam bardzo mieszane uczucia. Zdecydowanie nie podobało mi się nadmierne epatowanie przemocą, ów katalog kolejnych bezeceństw młodego króla przytaczanych bez emocji, lecz z przekonaniem, iż nie czyni on zła, a jedynie wypełnia sprawiedliwość (oczywiście sprawiedliwość wedle Jorga), oraz demagogiczne próby przekonania czytelnika o głęboko ukrytych pozytywnych cechach władcy. Męczyło nadmierne skupianie się na rozterkach moralnych Ancratha, rozbudowana wiwisekcja jego nadmiernie wyrośniętego ego. Natomiast sama fabuła okazała się intrygująca, szczegółowo dopracowana, z nagłymi zwrotami akcji i trudnymi do przewidzenia (w większości przypadków) rozwiązaniami. Zatem Lawrence zaserwował nam zręcznie skonstruowaną historię z wybitnie irytującym protagonistą, w którym jednak można dopatrzeć się tragicznych nut. I wizja Jorga, który – osiągnąwszy swój cel – zasiądzie na stosie czaszek wrogów, samotny i rozgoryczony, towarzyszyła mi po zakończeniu lektury, na pewno więc sięgnę po kolejny tom, by sprawdzić, czy się urzeczywistni.