Koszmar Stracharza

Gdy dawni wrogowie rosną w siłę

Autor: Aleksandra 'yukiyuki' Cyndler

Koszmar Stracharza
Powtarzająca się w siódmym z kolei tomie walka z potworami (nawet jeśli w każdej części stwór należy do innego gatunku i walczy przy użyciu innych metod) może w pewnym momencie zmęczyć czytelnika i zacząć go drażnić zauważalną realizacją schematu. Co można w takim wypadku zrobić? Delaney postanowił centralną postacią wydarzeń uczynić pewnego potężnego, starego wroga, tyle że wyposażonego w nowe moce i w całkiem nowym otoczeniu. Czy taki zabieg wystarczy, aby Koszmar stracharza przeczytać z przyjemnością?

Po potyczce z Ordyną w Grecji stracharz wraz z Tomem i Alice wracają do Chipenden. Po przybyciu na miejsce okazuje się, iż w kraju na dobre rozgorzała wojna, a siedziba stracharza (wraz z bezcenną biblioteką) została doszczętnie zniszczona. Stary Gregory decyduje się zorganizować przeprawę na wyspę Monę, gdzie – pomimo niezbyt przychylnego traktowania uchodźców – powinni znaleźć schronienie. Niestety okazuje się, iż na Monie panuje gorączkowe polowanie na czarownice, zaś ofiarą łowców padają zarówno osoby faktycznie parające się magią, jak i całkiem niewinni ludzie. Sytuacja staje się naprawdę poważna, gdy do niewoli trafia Alice, zaś na wyspie pojawia się stary wróg stracharza – Koścista Lizzie, która po uwolnieniu z jego więzienia jest potężna jak nigdy wcześniej i pragnie zemsty.

Akcja Koszmaru stracharza rozwija się i nabiera tempa powoli, zaś wyraźnie przyspiesza dopiero po setnej stronie, co mocno kontrastuje ze Starciem demonów (obfitującym w dramatyczne wydarzenia poprzednim tomem cyklu). Autor oferuje czytelnikowi chwilę oddechu i moment na oswojenie się z sytuacją, w jakiej znalazł się Tom, a także przygotowanie się na planowane starcie z siłami Mroku, jednakże lekturze towarzyszy wrażenie tymczasowości oraz braku perspektyw.  Bohaterowie wędrują, spotykają na swojej drodze kolejne przeciwności, ale prawie do połowy książki dzieje się to jakoś niemrawo i bez większego zaangażowania (dopiero sceny z udziałem Kościstej Lizzie reprezentują wysoki poziom, do którego przywykliśmy w poprzednich częściach). Niestety podczas lektury początkowych rozdziałów po raz pierwszy w Kronikach Wardstone można zacząć odczuwać zmęczenie, a nawet – na szczęście niezbyt często – nudę.

W Koszmarze stracharza Joseph Delaney skupił się, po raz kolejny, na bohaterach znanych z poprzednich tomów, jednakże tym razem postacie z dalszego planu nie miały praktycznie nic do powiedzenia. Jedynie ptasia wiedźma Adriana, jedna z ofiar polowania na czarownice, wybija się ponad przeciętność, jednakże została scharakteryzowana zbyt pobieżnie, aby na dłużej zapaść w pamięć. Książka została zdominowana przez czterech wyrazistych bohaterów, którzy wyraźnie wyróżniają się na tle innych. Autor nie silił się na rozbudowane charakterystyki postaci, które towarzyszą czytelnikowi od kilku tomów, lecz z wyczuciem ukazuje nowe rysy charakteru każdej z nich. Widzimy znużenie Gregory’ego, coraz wyraźniej przygniecionego ciężarem wieku i odpowiedzialności, wciąż walczącego z Mrokiem, lecz coraz słabiej wierzącego w zwycięstwo; energię oraz gotowość do poświęceń i trudnych wyborów młodego Thomasa Warda, a także samotność Alice, która nigdy nie zaznała matczynej miłości i wciąż musi się pilnować, by nie zabrnąć za daleko w Mrok, lecz z determinacją stara się wykorzystać wszystko, czego się nauczyła i co pochodzi od Mroku przeciwko niemu. Koścista Lizzie, mimo iż jest główną antagonistką, na tle protagonistów wydaje się dość stereotypowa i bezbarwna – ot klasyczna żądna władzy wiedźma, która lubi zadawać ból i obserwować cierpienie ofiary.

Jednym z lepszych motywów jest ukazany z wyczuciem, coraz bardziej zauważalny, pogłębiający się rozdźwięk między Tomem Wardem a jego mistrzem. Chłopak, posłuszny matce, gotów jest stawić czoła Złemu, imając się wszystkich dostępnych środków, nawet tych wymagających użycia sił Mroku, zaś stary Gregory z uporem pozostaje przy swoim stanowisku, traktując nieufnie Alice i piętnując wszelkie użycie mocy, nawet w słusznym celu i w sytuacji, gdy nie ma innego dającego szanse na przeżycie i zwycięstwo wyjścia. Pod tym względem zdecydowanie lepiej prezentuje się Tom – odważnie podejmujący trudne decyzje (nawet jeśli wiąże się to z zawarciem dość dwuznacznych sojuszy) i z determinacją stawiający czoła ich konsekwencjom. Wyraźnie widać, iż elastyczność chłopaka daje mu zdecydowaną przewagę w walce z Mrokiem, aczkolwiek coraz bardziej zasadne wydają się wątpliwości, jak daleko gotów jest posunąć się, aby zwyciężyć oraz czy wpływ Mroku na jego duszę nie stanie się tak silny, że zwycięstwo nad Złym przestanie być możliwe.

Chociaż zło ukazane zostało w cyklu jako siła nadprzyrodzona, uważny czytelnik zauważy tutaj bardzo mocno zarysowany wątek edukacyjny, mówiący z jednej strony o sile płynącej z bycia elastycznym i otwartym na nowe rozwiązania, ale z drugiej ostrzegający przed zagrożeniem wiążącym się z kompromisem – im częściej się to robi, tym łatwiej iść na kolejne ustępstwa, aż granica między tym co słuszne a co niedopuszczalne powoli się zaciera. Jak na razie Delaney nie daje jednoznacznej odpowiedzi, jednakże świetnie pokazuje obie strony medalu, wywołując u czytelnika niepokój i potęgując obawy o przyszłość głównych bohaterów.

Koszmar stracharza jest zauważalnie słabszy od poprzednich tomów, aczkolwiek z całą pewnością nie zasługuje na miano złej książki. Delaney swą opowieść snuje konsekwentnie, poszczególne wątki rozwijając w sposób logiczny i dobrze wytłumaczony. Mimo wyraźnego spadku dynamiki powieść czyta się dość szybko, zaś momenty nudnawe nie są na tyle częste, by wpłynąć na przyjemność czerpaną z lektury.