Koniec pieśni - Wojciech Zembaty

Źle się dzieje w państwie Brytów

Autor: Michał 'von Trupka' Gola

Koniec pieśni - Wojciech Zembaty
Wykonany ze złota element biżuterii może przeważyć losy wojny na korzyść brutalnych najeźdźców lub cywilizowanych obrońców. Brzmi znajomo? Choć autor bez żenady czerpie garściami z Władcy pierścieni, to jednak bardzo daleko mu do Tolkiena.

Król Artur, już od lat będący bełkoczącym wrakiem człowieka, ginie w bitwie pod Kamlann. Wygląda na to, że nic już nie powstrzyma saskich najeźdźców przed opanowaniem całej Brytanii. Bedevir, rycerz i były giermek władcy, wykrada z pola walki Ekskalibur i wraz z druidem Rhodim podejmuje próbę odnalezienia ich ostatniej nadziei – Nosiciela posiadającego zaginiony artefakt.

We współczesnej Warszawie do psychologa szkolnego Łukasza Klimkowskiego przychodzi Igi, dręczony koszmarami chłopak z problemami. Krótko potem w ręce nastolatka trafia tajemniczy złoty naszyjnik, zostaje on również oskarżony o popełnienie serii makabrycznych morderstw. Losy tych dwóch rzeczywistości splatają się ze sobą, otwierają się także bramy pomiędzy nimi. Stawką w tej grze jest przyszłość. A przegranych niech kruki rozdziobią.

Interesująca fabuła zawsze była według mnie jedną z najważniejszych cech książki. Jeżeli potrafiła wciągnąć, byłem gotów wybaczyć jej bardzo wiele. Wszystko jednak ma swoje granice. Bowiem w tym przypadku, choć mamy do czynienia z całkiem fajną historią, została ona niemal całkowicie przesłonięta wadami.

Sam koncept opowieści jest bowiem mocno naciągany i ma więcej dziur niż rozstrzelane sitkoser szwajcarski. Co więcej Wojciech Zembaty do tej pory był znany głównie z opowiadań publikowanych w Nowej fantastyce i po fabule daje się to wyczuć. O ile bowiem w krótkiej formie nie wszystko musi być do końca wyjaśnione, to powieść wymaga pozamykania wątków i wytłumaczenia – co, jak i dlaczego. I ten jej element wyraźnie szwankuje – udzielane czytelnikowi odpowiedzi są zwykle szyte bardzo grubymi nićmi. Zdarzają się nawet sytuacje, w których logika wydarzeń całkiem się gubi, a autor nawet nie podejmuje próby usprawiedliwienia takiej sytuacji. Również zakończenie sprawia wrażenie robionego na szybko, byle tylko w miarę powiązać wszystkie luźne wątki. Chociaż więc Koniec pieśni potrafi wciągnąć, to wymaga nie tylko wyłączenia logicznego myślenia, ale jeszcze pewnej dawki wyobraźni, by poskładać kawałki w jakąś w miarę sensowną całość.

Do tego należy dodać kiepskich bohaterów. Autor postanowił chyba obedrzeć znane z mitów postacie z mistycznej, szlachetnej otoczki, a przy okazji także w innych przypadkach odejść jak najdalej od stereotypu bohatera w lśniącej zbroi. Ale nieco za bardzo się rozpędził. Wykreował bowiem byty bez pojedynczej pozytywnej cechy, poskładane wyłącznie z przywar i nałogów. W dodatku w większości spędzających połowę życia na użalaniu się nad sobą lub pogardzaniu resztą ludzkiej rasy. Powoduje to, że ciężko poczuć choćby najwątlejszą nić sympatii do któregokolwiek z nich, a przez to ich losy pozostają czytelnikowi obojętne – jeżeli już, to wywołują raczej nadzieję, że ktoś ich w końcu wypatroszy. Mniej więcej od połowy książki sytuacja nieco się poprawia, jednak wtedy fatalne pierwsze wrażenie pozostawia już trwały niesmak.

Również jeżeli chodzi o narrację jest się do czego przyczepić. Co jakiś czas, głównie w początkowych rozdziałach, napotykamy na raczej mało porywające monologi wewnętrzne bohaterów, w których snują oni pseudo-filozoficzne rozważania o małości rasy ludzkiej, a których pominiecie zdecydowanie pozytywnie wpłynęłoby tak na tempo akcji, jak i jakość książki. Innym mankamentem jest częste zmienianie postaci, z perspektywy której poznajemy wydarzenia bez najmniejszego sygnału, że tak się dzieje, co powoduje czasem lekką dezorientację. Poza tym jednak narracja prowadzona jest całkiem nieźle. Dynamiczne opisy walk, barwnie odmalowane krajobrazy i dobrze zbudowany klimat pozwalają mimo wszystko czerpać z czytania pewna dawkę przyjemności.

Niestety, Koniec pieśni ciężko zaliczyć do udanych debiutów. Choć w drugiej połowie powieści sytuacja znacząco się poprawia – spada liczba nielogiczności (a przynajmniej są one lepiej maskowane), bohaterowie przestają irytować i wreszcie można się nacieszyć całkiem niezłą, w sumie, fabułą – to jednak dobrniecie do tego momentu wymaga zdecydowanie więcej samozaparcia niż powinno. Fani króla Artura i Celtów mogą dać książce szansę, acz na rynku można znaleźć wiele bardziej wartościowych pozycji. Pozostałym tym bardziej nie polecam.