Koń wodny. Legenda głębin - Dick King-Smith

Autor: Beata 'teaver' Kwiecińska-Sobek

Koń wodny. Legenda głębin - Dick King-Smith
Produkty marketingowe, uzupełniające kampanie produkcji filmowych, są już dobrze znane polskiemu widzowi. Szczególnie chętnie sięgają po nie producenci zabawek i artykułów dziecięcych. Idea plakatów, figurek, kubków, ołówków czy koszulek z wizerunkami bohaterów filmowych zaczyna być u nas coraz popularniejsza i jest wykorzystywana w coraz szerszej gamie produktów. Jednym z najbardziej charakterystycznych filmowych gadżetów pozostaje jednak książka, czy to wydana w formie albumu typu the making of, czy w postaci całkiem nowej książki, powstałej na podstawie scenariusza filmowego, czy też – jak w przypadku Konia Wodnego. Legendy Głębin – wznowienia pierwowzoru filmu.

Koń Wodny to urocza opowieść, eksploatująca wydawałoby się dość już oklepany temat – legendę potwora z Loch Ness autorstwa angielskiego pisarza dla dzieci, Dicka Kinga-Smitha, nad którego książkami (między innymi zekranizowanej już Babe: świnka z klasą) piali z zachwytu krytycy zarówno w Anglii, jak i w Stanach Zjednoczonych. Historia osadzona jest we wczesnych latach 30. ubiegłego stulecia i zaczyna się banalnie: po gwałtownej burzy mała dziewczynka wybiera się wraz z dziadkiem i młodszym bratem nad brzeg morza, gdzie znajduje dziwną "paczkę" z wodorostów. Paczka okazuje się być jajem, z którego wykluwa się małe, żarłoczne zwierzątko, wyglądające jak hybryda żółwia, konia, ropuchy i krokodyla. Dzieci wraz z dziadkiem przejmują opiekę nad małym potworkiem i wkrótce okazuje się, że domowe pielesze nie są w stanie go pomieścić. Mali opiekunowie, wspierani przez pozostałych członków rodziny, muszą znaleźć mu dom, w którym będzie czuł się bezpieczny i nieskrępowany, ale okazuje się to trudniejsze, niż początkowo przypuszczali.

Książka, jak przystało na bajkę dla dzieci od lat mniej więcej czterech, ma linową fabułę i nieskomplikowane postaci. Nie należy sugerować się wiekiem głównej bohaterki, bo książka ta może być dla niektórych ośmiolatków zdecydowanie zbyt uproszczona. Charakterystyka bohaterów, w której King-Smith skupił się na jednym, najbardziej widocznym aspekcie osobowości każdego z bohaterów, sprawia, że z lektury będą zadowolone raczej młodsze dzieci. Także dzięki temu zabiegowi książka jest łatwa do słuchania i czytania. Autor miał też na uwadze wnikliwą naturę dziecięcej psychiki i dość konkretnie wyjaśnił zarówno pochodzenie stwora – nadając mu mityczny rodowód kelpie, czyli celtyckiego potwora z głębin – jak i jego płochliwą naturę, posługując się zdroworozsądkową kwestą bezpieczeństwa tak niezwykłego zwierzęcia, o którą zadbali jego ludzcy opiekunowie.

Książka jest wydana dość solidnie – mimo zwykłego klejenia i miękkiej okładki, jest całkiem odporna na zaginanie i transport w trudnych warunkach (np. pod spodem wózka między zabawkami do piaskownicy). Mojej 2,5-latce oraz mnie spodobała się też okładka będąca plakatem do filmu. Jedyne, czego nam zabrakło do szczęścia, to rysunki albo zdjęcia. Dla młodszych dzieci byłby to duży atut, bo patrzenie na same literki szybko im się nudzi, co oznacza zazwyczaj migrację w bardziej atrakcyjne wizualnie miejsca i koniec czytania. Dla starszych dzieci, które czytają lub choćby uczą się czytać samodzielnie, wydanie nadaje się idealnie ze względu na dużą, wyraźną czcionkę i krótkie rozdziały, dodatkowo podzielone na kilka części. Wydawnictwo uprościło też w wielu przypadkach sprawę związaną z obcojęzyczną wymową imion i nazw własnych – te nie będące nazwami geograficznymi zostały spolszczone. Brakowało mi krótkiego glosariusza dla starszych dzieci, z uproszczoną wymową szkockich nazw, i małej mapki z trasą przeprowadzek Kruzoe.

Tym, co jako nauczycielowi praktycznie od razu przyszło mi na myśl, to prostota, z jaką można do książki ułożyć krótki quiz albo wspólnie z dzieckiem narysować mapkę lub samego potwora. Książka daje duże pole do popisu kreatywnym rodzicom, którzy chcą spędzić ze swoimi dziećmi aktywne popołudnie.

Podsumowując, warto zaopatrzyć w Konia wodnego malucha, którego chcielibyśmy potem zabrać na film, albo takiego, który dopiero zaczyna samodzielnie czytać. Młodsze dzieci będą zachwycone tylko wtedy, jeśli bardzo się postaracie przy czytaniu i zrekompensujecie im tym brak ilustracji.