Instytut

Miało nie być o nastolatkach, a jest

Autor: Agata 'aninreh' Włodarczyk

Instytut
Opowieści o specjalnych młodych osobach jest wiele, a te kierowane do nastolatków często realizują stereotypowe schematy. Wśród nich znajduje się również scenariusz „szkolny", w którym to protagonistki i protagoniści, niezrozumiani przez społeczeństwo, w końcu znajdują miejsce, w jakim mogą się realizować. Tak miało być i w Instytucie. Tyle że nie wyszło.

Jak wiele powieści, tak i debiut K.C. Archer rozpoczyna się od kłopotów. Dwudziestoparoletnia Theodora „Teddy" Cannon ma dwa problemy: hazard oraz Sergieja, któremu dłużna jest naprawdę dużą sumę. W zasadzie byłaby w stanie ją wygrać przy pokerowym stole – posiada nienaturalną wręcz smykałkę do tego typu gier – ale ma zakaz wstępu do większości kasyn w Las Vegas. Jej średnio genialny pomysł, aby w przebraniu odrobić straty i spłacić na raz tak gangstera, jak i rodziców (którzy, swoją drogą, nie mieli pojęcia, że cokolwiek musiała im oddać) kończy się wielką klapą. Szczęśliwie ratuje ją były policjant, Clint Corbett, który, co należy dodać, nie znalazł się przy Teddy przypadkowo. Obserwował protagonistkę od dłuższego czasu, wiedząc, że jej „smykałka” do odczytywania intencji przeciwników i ich kolejnych posunięć w grze, to tak naprawdę przejaw jasnowidztwa. To nie koniec rewelacji: jeśli kobieta wstąpi do college'u w Whitfield i wyszlifuje swoje zdolności, będzie mogła przestać martwić się długami. Sęk w tym, że Teddy już z jednej uczelni wyleciała z hukiem. 

Wiek głównej bohaterki wskazuje, że nie mamy do czynienia z powieścią young adult, fabuła z kolei – niekoniecznie. Instytut K.C. Archer wykorzystuje schematy rodem z literatury dla nastolatków, co samo w sobie niekoniecznie może byłoby rozwiązaniem złym, gdyby nie fakt, że autorka robi to dość nieudolnie. Zmiana metryczki protagonistki oraz podmianka magii na zjawiska paranormalne nie jest w stanie ukryć, z jakim typem książki mamy do czynienia. Samo Whitfield, owa szkoła dla uzdolnionych ludzi (podkreślmy – dorosłych ludzi), w sposób przerysowany przedstawia dynamikę młodzieży licealnej. Mamy więc dzieciaki uprzywilejowane, bogate, wysportowane, faworyzowane przez instruktorów, oraz całą resztę, z wyłączeniem na margines grupy, do jakiej przynależy Teddy – buntowników, niepasujących do reszty dziwaków. Takich, o których najłatwiej tworzy się historie pełne buntu przeciw status quo i wśród których objawia się obdarzona wyjątkowo rzadką zdolnością bohaterka.

Znajdziemy w Instytucie również obowiązkowe w takich quasi-licealnych narracjach nielegalne imprezy, na których znajdzie się kontrabanda, jak też nieregulaminowa fraternizacja. W czasie pierwszego dnia pobytu w nowej szkole Teddy poznaje Piro, przystojnego pirokinetyka, z którym zamienia może z dziesięć zdań, zanim po pierwszej imprezie – przed niezwykle ważnym dla niej egzaminem sprawdzającym umiejętności – ląduje z nim w łóżku. Zresztą, nie tylko on opisywany jest w książce jako przystojny czy atrakcyjny, co sprawia, że początkowo trudno określić, kim tak naprawdę interesuje się protagonistka, zwłaszcza gdy odwołuje się "do tego przystojniaka” w momencie, kiedy na przestrzeni kilku poprzednich stron w taki sposób określiła co najmniej czterech bohaterów.

Inną wadą powieści Archer jest fakt, że autorka nie panuje nad swoimi bohaterami, którzy postępują impulsywnie, irracjonalnie oraz zupełnie wbrew zdrowemu rozsądkowi. Nawet zbuntowani anarchiści w obliczu dylematu: wpaść w łapy tajemniczego gangstera albo przetrwać cztery lata w miejscu, które załatwi problem za nich, raczej nie podpiłowaliby gałęzi, na której siedzą. Szkoda również, że postacie drugoplanowe nie zostają właściwie zbytnio scharakteryzowane, na pierwszy rzut oka bowiem wydają się naprawdę interesujące. I dotyczy to również obiektu romantycznych westchnień protagonistki.

Motorem wydarzeń jest nie tylko tendencja Teddy do podejmowania głupich decyzji i pakowania się w kolejne tarapaty, ale również tajemnica z przeszłości i niepokojące wydarzenia w Whitfield. Ten bardziej sensacyjny wątek z pewnością dodaje powieści kolorytu, a nawet zaciekawia i może utrzymać nas na dłużej przy lekturze. Świat przedstawiony w Instytucie jest interesujący: tajna organizacja szkoląca jasnowidzów do pracy z siłami rządowymi, jak też dynamika owych służb w rzeczywistości, w której istnieją osoby obdarzone nadnaturalnymi zdolnościami. Do tego zajęcia przypominające te wyjęte z curriculum szkoły policyjnej (taktyki śledcze, procedury postępowania oraz treningi fizyczne) i dopełnione teorią dotyczącą wyjątkowych zdolności uczniów. Tu tkwi naprawdę spory potencjał. Pozostaje mieć nadzieję, że w kolejnych częściach autorka go zrealizuje.

Powieść K.C. Archer to literacki debiut i jako takiemu należy mu się nieco kredytu zaufania – wielu rzeczy autorka jeszcze się nauczy, również w kwestii konstrukcji fabuły czy rozwijania bohaterów. Nie jest to jednak książka ani dobra, ani średnia, a po prostu, niestety, źle napisana. Dzięki dość szybkiej akcji czyta się ją sprawnie, a i może okazać się lekturą idealną, gdy brakuje nam mentalnych sił na cokolwiek choćby trochę złożonego. W innym wypadku – nie warto tracić na nią czasu.