Inne pieśni

Dukajowa Forma i Materia

Autor: Jarek 'jareckr' Rusak

Inne pieśni
Leukippos i Demokryt mylili się. Cała Materia nie składa się z atomów, tylko z czterech żywiołów: Ognia (pyru), Wody (hydoru), Powietrza (aeru) i Ziemi (ge). W przypadku ciał niebieskich mówi się o dodatkowym, piątym żywiole – uranoizie, aetherze (podobno w makinach wykorzystują go Księżycanie).

Dlaczego poszczególne przedmioty różnią się od siebie? Ponieważ różne są proporcje pomiędzy zawartymi w nich składnikami-żywiołami. Tak jak wodzie kształt nadaje naczynie, do którego ją wlewamy, tak Materia jest organizowana i określana przez Formę. Człowiek jako jedyny posiada wiedzę o naturze rzeczywistości i ma moc zmiany Formy nie tylko samego siebie, ale i wszystkich otaczających go rzeczy i stworzeń. Ostateczną postać Materii potrafią nadawać teknitesi, zaś półboscy kratistosi permanentnie wpływają na społeczeństwa i keros w swoich strefach oddziaływania (anthosach) na całej ziemi. À propos naszej planety – to Słońce obraca się wokół niej, a nie na odwrót. Kratistosi zawierają sojusze, co jakiś czas prowadzą wielkie wojny, a najpotężniejszy z nich – Czarnoksiężnik, Olbrzym Uralski, Wieczny Wdowiec, Maksym Rog – jest suzerenem Moskwy. Za punkt odniesienia dla dat przyjmuje się upadek Rzymu (PUR), w hierarchii społecznej funkcjonuje aristokracja oraz ludzie o najsłabszej Formie, czyli niewolnicy.

Oto świat z Innych pieśni – słynnej, nagrodzonej Zajdlem powieści Jacka Dukaja. Wykorzystując swoje wykształcenie, za punkt wyjścia pisarz przyjął teorie Arystotelesa i Empedoklesa. A w co je rozwinął? W książkę niepowtarzalną, dającą czytelnikom olbrzymie pole do interpretacji i okazję do dyskusji – aby się o tym przekonać, wystarczy poczytać internetowe artykuły, komentarze pod recenzjami czy fora tematyczne. Inne pieśni dowodzą, że umysł Dukaja stanowi bezbrzeżną krainę niczym nieskrępowanej wyobraźni. Nie tylko na tym, rzecz jasna, opiera się fenomen autora, który operuje językiem i eksperymentuje z nim w sposób swobodny i tylko dla siebie charakterystyczny. W związku z tym w tekście nie zabrakło neologizmów: zarówno słów zmodyfikowanych na modłę grecką, jak i zupełnie nowych, stworzonych na potrzeby wykreowanego świata (mała próbka w pierwszym akapicie). Momentami trudno oprzeć się wrażeniu, że Dukaj za pomocą wyrazów i zdań maluje fantastyczne obrazy – nieprawdopodobne, nierzeczywiste, fascynujące; tym samym wprowadza literaturę na wyższy, "trójwymiarowy" poziom. W porównaniu z wydaną później Perfekcyjną niedoskonałością omawiana powieść jest dużo bardziej klarowna, co bynajmniej nie oznacza, że łatwa i niewymagająca dla czytelnika. Poza obszernymi fragmentami, które czyta się nadzwyczaj gładko, natrafiamy na całe akapity wymagające powtórnej lektury. Co najważniejsze – warto ją podjąć!

Na okładce napisano, iż Inne pieśni można czytać na wiele sposobów, bo to w jakiejś części książka przygodowa, fantasy, SF oraz traktat filozoficzny. I z całą pewnością tak jest, co dostrzeże każdy czytający. Elementy przygodowe – są; znajdziemy je chociażby w części poświęconej podróży do Afryki. Fantasy? Ależ proszę bardzo: układy i polityka, wojna z epickimi bitwami i obleganiem miast w średniowiecznym stylu, Księżycanie czy wreszcie starcie protagonisty – dysponującego potężnymi broniami-artefaktami – z Maksymem Rogiem. Takie oznaczanie poszczególnych części składowych powieści nie jest jednak najważniejsze i lepiej zająć się dociekaniem, co też Dukaj ma do powiedzenia. Dla mnie na jeden z najważniejszych planów wysuwa się kwestia starcia ludzkich Form – we wzajemnych relacjach któraś bierze górę, ktoś jest silniejszy ("Między silnymi a słabymi nie ma miłości, szacunku, wdzięczności. Jest tylko gwałt"), zawsze występuje jakiś rodzaj podległości, choć niekoniecznie w sensie dosłownym. W pewien sposób rzeźbimy siebie, w rozmaitych sytuacjach przyjmujemy konkretne modele zachowań i konwenanse, ale też wpływamy na bliźnich i, w mniejszym lub większym stopniu, kształtujemy ich, sami również podlegając takim wpływom. Czy istnieje ucieczka od Form?

Bohaterowie prowadzą dyskusje filozoficzne, religijne (Chrystus jako żydowski kratistos), dociekają struktury rzeczywistości, snują refleksje o człowieku (spostrzeżenia Księżycanki Aurelii). Najważniejszy jest esthlos Hieronim Berbelek (teraz pytanie: dlaczego autor z rozmysłem obdarza protagonistę tak "niepoważnym" nazwiskiem?), współwłaściciel kompanii kupieckiej, kiedyś największy strategos Europy. Przegrał tylko raz – w Kolenicy – kapitulując przed mocą anthosu Czarnoksiężnika. Jako jedyny opierał się mu wyjątkowo długo (inni obrońcy miasta już dawno ulegli), a podczas bezpośredniej konfrontacji był jeszcze w stanie napluć przeciwnikowi w twarz. Berbelek został złamany, utracił dawną Formę i świetność. Na przestrzeni pięciuset stron mamy okazję obserwować, jak ją odzyskuje (czego odbiciem jest wpływ na otoczenie i wygląd zewnętrzny), by stać się Kratistobójcą, którego obawiają się wszystkie Potęgi. Jest więc Pan Berbelek postacią – jeśli można tak powiedzieć – hiperdynamiczną.

Na długo przed przeistoczeniem się w Kratistobójcę bohater wraz z dziećmi i tajemniczą, piękną esthle Szulimą (silna Forma) wyrusza do Afryki, by odkryć Krzywe Krainy. Wraz z zagłębianiem się w nieznany i groźny ląd uczestnicy wyprawy obserwują coraz to dziwniejsze przypadki kakomorfii – wymykające się klasyfikacji twory fauny i flory, pozbawione znanych Form. Im dalej w dżunglę, tym gorzej – kakomorfia dotyka ludzi (aristokraci wykazują większą odporność) i zwierzęta pociągowe z ekspedycji, mieszają się żywioły, nic nie jest takie, jakie być powinno. Co w takim razie drzemie w centrum Skoliodoi, w samym sercu Skrzywienia? To dopiero dwie piąte książki, bo Berbelek trafi jeszcze na Księżyc, będący domeną niegdyś wygnanej kratisty Illei Okrutnej, stoczy niejedną bitwę, a także odwiedzi… Moskwę. W finale czeka go decydujące starcie ze Skrzywieniem. Pisarz zamyka wszystko wielce niejednoznacznie – jak interpretować ostatnie zdanie?

Czym w ogóle jest Skoliodoi? Czy to chaos w najczystszej postaci, a więc także początek wszystkiego? Czy rację ma pewien sofistes, twierdząc, że Skrzywienia nie dotyczą takie pojęcia jak czas i miejsce? Jak wyglądałaby demokracja w świecie powieści – rzeczywiście oznaczałaby społeczną kakomorfię, w której roztapia się każda Forma? Wszystko, co napisałem w niniejszej recenzji, łącznie z powyższymi pytaniami, to tylko wierzchołek ogromnej góry. Próby policzenia mniejszych i większych smaczków, nie mówiąc już o ich opisywaniu, spełzłyby na niczym. W przypadku Dukaja słowo "oryginalność" to za mało, należałoby raczej napisać "ORYGINALNOŚĆ" – jakimże wyzwaniem byłaby dla filmowców ekranizacja Innych pieśni! Jedyne zastrzeżenia kieruję pod adresem rdzenia fabuły, choć cały czas zastanawiam się, czy ma to znaczenie przy książce tak bogatej i wyjątkowej. Nie mam wątpliwości, że kiedyś do niej powrócę, tak samo zrobię zresztą z Perfekcyjną niedoskonałością i Czarnymi oceanami.

Być może Dukajowa proza jest niczym klasowa whisky, którą należy smakować powoli, by móc się nią delektować. Być zainteresowanym literaturą fantastyczną i nie mierzyć się z twórczością tego autora to trochę tak, jakby nie podjąć rzuconej przez niego rękawicy, okazując intelektualne tchórzostwo. Inne pieśni są tego ważnym, choć nie jedynym, przykładem.