» Recenzje » Ilion

Ilion

Ilion
Jakiś czas temu przyszło mi się mierzyć z Cryptonomiconem – powieścią długą, rozwodnioną i napchaną dygresjami. Nie była to łatwa przeprawa, toteż odkładając wreszcie tę książkę na półkę, czułem przemożną ulgę – zupełnie nieświadomy, że wkrótce potem w moje ręce trafi Ilion i zafunduje mi niemal dokładnie ten sam zestaw "atrakcji".

Akcja Ilionu toczy się trzytorowo. W pierwszym z wątków śledzimy losy Thomasa Hockenberry'ego, dwudziestowiecznego naukowca wskrzeszonego (czy też może sklonowanego) przez bogów olimpijskich, by wraz z sobie podobnymi badać zgodność przebiegu wojny trojańskiej z Iliadą Homera. Kiedy badacz zostaje wplątany w spisek Afrodyty, zdaje sobie sprawę, że jego dni są policzone – jest jednak gotów na wszystko, by wymknąć się z matni.

Druga opowieść poświęcona jest Daemanowi, jednemu z ostatnich ludzkich mieszkańców Ziemi. Do tej pory wiódł on całkiem zwyczajne życie, wypełnione romansami i przyjęciami, jednak jego kuzynka Ada i niejaki Harmanem, człowiek o bardzo nietypowych poglądach i zainteresowaniach, angażują naszego bohatera w poszukiwania statku kosmicznego – lub innej metody na dotarcie do położonej na orbicie siedziby postludzi.

Trzecia z opowiadanych tu historii zabiera nas z kolei w okolice Jowisza, gdzie morawce – rasa samoświadomych, częściowo biologicznych maszyn stworzonych przez dawnych ludzi w celach badawczych – odkrywają, że na Marsie dochodzi do potężnych, zagrażających istnieniu rzeczywistości zaburzeń kwantowych i organizują wyprawę w celu znalezienia – i usunięcia – ich przyczyny.

Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę

Trzy powyższe wątki są ze sobą niemal zupełnie niezwiązane, dopiero w drugiej połowie powieści dwa z nich zaczynają się pomału splatać, trzeci zaś aż do finału pozostaje bez wpływu na resztę fabuły. Nie znaczy to jednak, że nic ich nie łączy – mają bowiem dwie wspólne wady. Przede wszystkim bardzo wolne tempo. Fabuły potrzebują całej wieczności, żeby nabrać rozpędu – a choć trzeba uczciwie przyznać, że kiedy już się to uda, dzieje się naprawdę sporo, to droga do tego celu jest długa, kręta i pełna ślepych zaułków. W każdym z wątków natrafimy na całe rozdziały, które nieszczególnie posuwają opowieść do przodu – przyjdzie nam przebijać się przez analizy literackie sonetów Szekspira i utworów Prousta, omówienia treści Iliady, infodumpy na temat prehistorycznych zwierząt, a także wiele, wiele opisów krajobrazu. Same w sobie owe fragmenty bywają interesujące, a przynajmniej sprawnie napisane, biorąc jednak pod uwagę długość powieści i jej ślamazarne tempo, trudno się cieszyć, kiedy kolejny z nich pojawia się na horyzoncie. Inną wadą wspólną dla całej powieści jest brak wyraźnego celu akcji. We wszystkich trzech przypadkach główni bohaterowie nie bardzo wiedzą, co właściwie chcą osiągnąć, a tym bardziej – jak to zrobić. Czasem bywa to bardziej, a czasem mniej dokuczliwe, jednak każdorazowo daje poczucie bezsensownego dryfowania przez treść książki – i choć ostatecznie całość nabiera kształtu, to dzieje się to zdecydowanie zbyt późno.

Choć wszystkie linie fabularne mają cechy wspólne, to pojawiają się też różnice. Wątek trojański jest najbardziej dynamiczny ze wszystkich – nie ze względu na samą fabułę, ale przez wzgląd na fakt, że rolę tutejszego wypełniacza odgrywa jeden z najbardziej znanych konfliktów wszech czasów. Widać, że autor poświęcił wiele czasu na analizę Iliady – co bywa zresztą zarówno zaletą, jak i wadą. Duży poziom dbałości o szczegóły z pewnością robi wrażenie, a rola Hockenberry'ego pozwala nam przyjrzeć się konfliktowi z różnych stron i w różnych skalach – z drugiej strony, ten zalew szczegółów i imion dodatkowo rozwadnia fabułę. Tutejsze światotwórstwo jest też najbardziej dezorientujące. Mamy tu bogów olimpijskich posługujących się polami siłowymi i nanotechnologią, sklonowanego z resztkowego DNA dwudziestowiecznego naukowca, prehistoryczny konflikt oglądany na żywo – z początku trudno to wszystko ze sobą połączyć, a autor zupełnie w tym nie pomaga. Wiele czasu minęło, nim zorientowałem się, jak ten świat działa i w jaki sposób pogodzić te pozorne sprzeczności czasu i miejsca akcji. Nie poprawia również sytuacji fakt, że tutejszy główny bohater jest nieszczególnie sympatyczny. To tchórz i kombinator, który bez wahania przedkłada swoje dobro nad cudze, bez szczególnych wyrzutów sumienia dopuszcza się gwałtu, a co najgorsze – jest zwyczajnie nudny. Przypomina szczura w pułapce, miotającego się na wszystkie strony, by ujść z życiem, ale nie prezentującego przy tym żadnej osobowości, przez co kibicowanie mu jest trudne, a obserwowanie jego losów – nieciekawe.

Wątek ziemski nie wygląda pod tym względem lepiej. Również tutejszy bohater jest tchórzem, a przy tym ma uciążliwy zwyczaj ciągłego narzekania. Doprawdy, nie sposób zrozumieć, dlaczego z uporem brnie wraz z towarzyszami w głąb fabuły, zamiast przy pierwszej okazji wrócić do swojego wygodnego życia. W przeciwieństwie do Hockenberry'ego, Daeman przechodzi jednak pełnoprawną ewolucję – choć nieco zbyt późno, by uratować czytelnika przed poczuciem znużenia. Ostatecznie jednak zamienia się w osobę o wiele odważniejszą, silniejszą i bardziej interesującą. Podobnie jest z fabułą – ten wątek meandruje najbardziej, przez co gros czasu plączemy się wraz z nimi po wyludnionej Ziemi, podczas gdy fabułę popychają do przodu zbiegi okoliczności. Kiedy jednak opowieść w końcu nabierze już pędu, wątek ten staje się najlepszym z wszystkich trzech – dzieje się dużo i szybko, bohaterowie wreszcie zyskują konkretne cele (zarówno odległe, jak i bezpośrednie), a zagrożenia zostają jasno określone. Mamy tu też do czynienia ze sporą ilością ciekawego światotwórstwa – choć niestety przedstawianego zwykle za pomocą infodumpów i niezbyt naturalnie brzmiących dialogów.

Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę

Ostatnia z linii fabuły, poświęcona morawcom, jest najbardziej statyczna. Najpierw czeka nas obserwowanie długiej podróży w okolice Marsa, potem zaś po powierzchni planety, a choć kilkukrotnie zdarza się, że napotykają oni na swojej drodze jakieś niebezpieczeństwa, przez większość czasu po prostu mozolnie brną do przodu. Tym razem bohater ma bardzo konkretny cel – dotrzeć w określone miejsce – nie wie jednak, po co ma to zrobić, więc stawka, o jaką toczy się gra raz jeszcze jest nieznana. Morawce, co wydawać się może paradoksalne, są najstaranniej zarysowanymi i najbardziej ludzkimi z bohaterów – co jest jednocześnie zaletą (w końcu ktoś, kogo da się lubić) i wadą (dlaczego istota będąca w większości maszyną ma w pełni ludzką osobowość?). To właśnie w tym wątku zostaniemy wielokrotnie uraczeni analizami literackimi, a także przytłaczającą ilością przyzwoicie napisanych, ale nic nie wnoszących dialogów.

Ilion to powieść monotonna, momentami wręcz nudna. Choć finałowe fragmenty każdego z wątków są bardziej dynamiczne i potrafią porwać, choć przynajmniej część bohaterów jest przyzwoicie napisana, choć światotwórstwo potrafi zaskoczyć, to rozwodniona, powolna i pozbawiona kierunku fabuła sprawiała, że lektura tej książki była dla mnie bardziej nudnym obowiązkiem niż przyjemnością.

Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę
6.0
Ocena recenzenta
6
Ocena użytkowników
Średnia z 1 głosów
-
Twoja ocena
Mają na liście życzeń: 0
Mają w kolekcji: 0
Obecnie czytają: 0

Dodaj do swojej listy:
lista życzeń
kolekcja
obecnie czytam
Tytuł: Ilion
Cykl: Ilion/Olimp
Tom: 1
Autor: Dan Simmons
Wydawca: Mag
Data wydania: 25 listopada 2022
Liczba stron: 720
Oprawa: twarda
Seria wydawnicza: Artefakty
ISBN-13: 9788367353199
Cena: 69 zł



Czytaj również

Ilion
- recenzja
Ilion
Szybkonogi Achilles, fizyka kwantowa, roboty i dinozaury
- recenzja
Ilion
- fragment
Triumf Endymiona
Triumfu brak
- recenzja
Terror
Groza północy
- recenzja
Endymion
Daleko jeszcze?
- recenzja

Komentarze


Jeszcze nikt nie dodał komentarza.

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.