Herosi - antologia

Herosie, czy Ci nie żal?

Autor: Bartłomiej 'baczko' Łopatka

Herosi - antologia
Zbiór opowiadań Herosi wydawnictwa Powergraph jest dość zróżnicowany, jeżeli chodzi o scenografię – sarmacka i teraźniejsza Polska, postapokaliptyczne krainy, światy podobne do Howardowskiej Hyperborei, daleka przyszłość, a nawet Hollywood.

____________________________


Słowo "heros", odnoszące się do mitologii greckiej, oznacza kogoś, kto przekraczał ludzkie możliwości i dzięki swoim czynom niemal zrównał się z bogami – odznaczał się nadzwyczajnymi przymiotami tak ducha, jak i ciała. Jednak w antologii Herosi nie te cechy zostały uwypuklone – w większości przypadków większy nacisk został położony przez autorów na kreację otoczenia bohaterów, miejsc, gdzie rozgrywa się akcja, niż na tytułowe postacie.

Pierwsze opowiadanie jest autorstwa Łukasza Orbitowskiego. Ów autor trawestuje Myszy i ludzi, głośną powieść Johna Steinbecka z lat 30. minionego wieku, tworząc w Krecie i Królu postaci olbrzymiego, mocarnego, ale upośledzonego umysłowo siłacza oraz jego sprytniejszego przyjaciela, który opiekuje się wielkoludem. Całość, poza zmienionymi realiami i dobudowaniem wojowniczej otoczki do historii Króla, jest wierną konwersją dzieła Amerykanina, zarówno jeżeli chodzi o wydźwięk (na przykład problematyka nierówności międzyludzkich), jak i o kluczowe wydarzenia. Jest to świetnie zrealizowane koncepcyjnie opowiadanie. Trojański splin Rafała Dębskiego z kolei stanowi przeróbkę oblężenia Troi, w które, poza oczywistym udziałem bóstw greckich, mieszają się także wojownicy Cromma i Seta pod pseudonimami Achilles oraz Hektor. Jednak nie wnoszą oni do lektury w zasadzie nic. Wymieszanie panteonów różnych mitologii, poza alternatywnym wyjaśnieniem nadzwyczajności herosów greckich i sprowadzenie bogów oraz obu walczących stron do grup naiwnych intrygantów, szarpiących się o ulubione zabawki, nie dodaje jednak w tym wypadku tekstowi wartości. Ani to śmieszne, ani interesujące. Barbarzyńcy Roberta J. Szmidta natomiast to opowiadanie o poszukiwaczu przygód, który trafia do niewoli, gdzie spotyka podobnych sobie barbarzyńców i planuje ucieczkę, aby następnie zemścić się na zdradzieckim władyce oraz czarodzieju-porywaczu. Jest to więc sztampowa historia z przewidywalnym końcem. Jej wyróżnik stanowi to, że bohaterowie noszą przekręcone nazwy znanych postaci występujących w utworach innych autorów (na przykład Saruwoman).

Za to jednym z najciekawszych i wyróżniających się tekstów jest Iter in Sarmatiam Aleksandry Janusz. Łączy ona współczesną reakcję na odkrycie dziennika Erazma Łąckiego, opisującego wyprawę do mitycznej Sarmacji, ze stylizowaną językowo relacją szlachcica. Zestawienie wymian maili, wpisów z forów internetowych oraz recenzji samego dokumentu z wydarzeniami, które, jak można domniemywać, zaszły wypada zaskakująco dobrze. Również opowiadana historia zetknięcia szlachcica z całą gamą przywar i cnót, jakie przypisujemy naszym przodkom z czasów Rzeczpospolitej szlacheckiej oraz z wyśnioną, domniemaną ojczyzną panów braci wypada zachęcająco – mamy tutaj żwawą akcję, odrobinę humoru oraz dobrze rozegrane zwroty akcji. Udane są także dwa opowiadania bardzo silnie osadzone w popkulturze. Dłużnicy Jakuba Ćwieka to opis przeżyć Vincenta, aktora, który zagra w ekranizacji komiksu o Repo-Manie, superbohaterze znanym z brutalności. Czytelnik poznaje protagonistę podczas konferencji prasowej na Comic-Conie, obserwuje jego reakcję na fandom, a następnie śledzi przygotowania bohatera do swojej przyszłej roli, polegające na zamieszkaniu Vincenta w odizolowanym mieszkaniu, wzorowanym na pustelnię postaci z komiksu. Poza otoczką geekowską, głównym elementem tekstu jest psychika protagonisty – to, jak znosi on odizolowanie, jak bardzo traci kontakt z rzeczywistością próbując utożsamić się z postacią, którą będzie odgrywał i jaki wpływ mają na niego traumatyczne przeżycia z dzieciństwa. W całej zgrabnie przeprowadzonej kreacji bohatera i stworzeniu specyficznej atmosfery zgrzytem wydaje się zbyt nagła i gwałtowna przemiana Vincenta. Drugi z tekstów komiksowych, Śmierć superbohatera Michała Cetnarowskiego, opisuje życie Clarka Kenta, który zrezygnował z bycia herosem, zaprzestał kontaktów z Ligą Sprawiedliwych i próbuje odnaleźć się w tej nowej roli (komuś jeszcze kojarzy się to z Powrotem Mrocznego Rycerza?). Najkrótszy utwór w zbiorze (ledwie 4 strony), a jednocześnie jeden z najbardziej emocjonalnych, to mrugnięcie do fanów DC ze sporą ilością nostalgii.

Dwa kolejne opowiadania rozgrywają się współcześnie. W Duchu zemsty Joanny Skalskiej Barbarzyńca próbuje pokonać odwiecznego wroga. Pchany chęcią zemsty, widzi wokół siebie rzeczywistość jak ze świata fantasy: realia średniowieczne, pełne potworów oraz magii. Kolejne akapity ukazują te same wydarzenia z perspektywy osób z XXI wieku, dziejące się w czasach obecnych – co wskazuje na jakiś rodzaj zaburzenia głównego bohatera. Całość niezbyt zaskakuje i zmierza do przewidywalnej konfrontacji, kiedy autorka nagle całkowicie zmienia perspektywę, poddając w wątpliwość wcześniejsze założenia – zabieg dezorientujący i słabo uzasadniony, który rozbił spójność tekstu. Drzypapa Jakuba Małeckiego jest kolejnym miejskim utworem tego autora, całkowicie pozbawionym fantastyki – to zderzenie i konfrontacja dwóch mężczyzn, którzy odmiennymi środkami i z odmiennych pobudek czynią dobro. Jeden, niezwykle silny, przetrąca ręce bandziorom, ekshibicjonistom, agresywnym blokersom i wymuszaczom haraczu. Wystarczy tylko, że ktoś go poprosi i zapłaci, zaś reszta go nie interesuje, nie przejmuje się nawet konsekwencjami prawnymi swoich czynów. Drugi jest gangsterem, który przeznacza część swoich wpływów z nielegalnych interesów na działalność charytatywną, hospicja, WOŚP dlatego, że ma taki kaprys i może to uczynić. Treść opowiadania stawia pytanie natury etycznej: czy liczy się sam rezultat, czy też ważne są także motywy działania? Gorzkie zakończenie stanowi pesymistyczną odpowiedź.

Dwa następne teksty dzieją się w światach postapokaliptycznych. Moje usta milczące, moje dłonie rdzawe Pawła Palińskiego toczą się w jednym z miast, które przetrwały wojnę atomową. Mieszkańcy żyją z tego, co sami zdołają wyhodować i wyhandlować. Prym wiedzie Paczka, czwórka stalkerów, którzy z poszukiwań na pustyniach wydobywają najlepsze rzeczy i często od ich słów zależy status społeczny danego człowieka. Z taką strukturą miasta nie zgadza się Hardin, nieufający Paczce i uważający jej członków za szkodniki. Sam konflikt przedstawiony jest dość ciekawie – pojawiają się nowe fakty, Hardin wierzy w to, że pozbycie się Paczki zmieni los mieszkańców i wypchnie ludzi z marazmu. Jednocześnie, jest pełen goryczy i uważa ludzkość za straconą. Z kolei Miasto ponad i pod Rafała Kosika opowiada o samotnym podróżniku, który wplątuje się w wojnę pomiędzy lokalnymi watażkami zrujnowanego kompleksu miejskiego – choć niedługo staje się ona także jego prywatną vendettą. Początkowo historia zalatuje nieco Mad Maxem, przechodząc w widowiskowe i pełne akcji przebijanie się przez siły złego władcy, okraszone obowiązkowo odrobiną patosu i wątkiem miłosnym. Solidny średniak, który żadnym elementem nie zapada w pamięć.

Ostatnim utworem antologii jest Jeszcze jeden bohater Roberta M. Wegnera. Tym razem autor znany z Opowieści z meekhańskiego pogranicza, stworzył tekst science fiction. Na odległej planecie ludzkość walczy z obcymi. "Walczy" to złe słowo – stara się bronić i jak najdłużej wytrzymać napór nieprzyjaciela, ponieważ żołnierze nie są w stanie całkowicie powstrzymać nawały wrogów. Człowiek, wspierany najnowszymi technologiami (w tym umysłami najwspanialszych wojowników świata w mechanicznych zbrojach) przegrywa z niezrozumiałym przeciwnikiem, który, przed zniszczeniem jego fizycznej powłoki, wdziera się do jego umysłu. Jest to tekst grający na emocjach, pokazujący starcie ludzi z nieznanym, śmiercią, wartość poświęcenia i ofiary z samego siebie – choć robi to nieco patetycznie, w hollywoodzkim stylu, co nie każdemu musi się podobać.

Większość opowiadań antologii wydaje się zaskakująco wtórna, bazująca na starych pomysłach, gdzie na pierwszy plan opowiadań wysuwają się odniesienia do innych tekstów kultury czy wydarzeń, niekoniecznie w specjalnie dobrym wykonaniu. O ile Łukasz Orbitowski świetnie, pod względem języka i fabuły, trawestuje Steinbecka, o tyle dodanie motywów z twórczości Howarda nie wnosi do tekstu Dębskiego nic poza lekkim zdziwieniem czytelniczym i poplątaniem kosmogonii, a odnośniki do innych znanych herosów fantastyki u Szmidta irytują, również nie przynosząc niczego twórczego. Kosikowe Miasto ponad i pod oraz Moje usta… Palińskiego także się nie wyróżniają – pierwszy stworzył historię samotnego, bohaterskiego twardziela, który próbuje wybawić damę z opresji, drugi zaś opowiada o buntowniku walczącym przeciwko ustalonemu porządkowi. Trochę inaczej wyglądają utwory Cetnarowskiego i Ćwieka – autorzy opierają się na popkulturze, ale starają się dodać coś od siebie do znanych i ogranych motywów, co im się udaje.

Zaskakujące jest również dość ograniczone pojmowanie pojęcia "heros" w antologii Powergraphu. W większości tekstów jest to człowiek posługujący się siłą, rozwiązujący konfrontacje w sposób fizyczny, nie wychodzący z roli wojaka – a kilkukrotnie sprowadzony do prostego barbarzyńcy. Te opowiadania sprowadzają się do starcia (zwykle fizycznego) protagonisty z przeciwnikiem, którym są potwory, przeciwności losu, inni ludzie, najprościej mówiąc: zło takie, jakie sobie heros sam nakreślił i wyznaczył do zwalczenia. Najnowsza antologia wydawnictwa Kosików jest słabsza od ich poprzednich zbiorów, czyli Głosu Lema i Science Fiction, głównie przez nierówność tekstów. Kilka interesujących opowiadań i interpretacji (Janusz, Orbitowski, Małecki) to za mało jak na tak szeroką tematykę przewodnią antologii.