» Recenzje » Grobowiec chana

Grobowiec chana


wersja do druku

Różne miejsca, różne czasy, ta sama nuda

Redakcja: Tomasz 'Asthariel' Lisek

Grobowiec chana
Ostatni potomkowie to powieść przeciętna pod każdym względem, więc niczego innego nie spodziewałem się po kontynuacji. I zawiodłem się.

Pod koniec tomu pierwszego nasza szóstka nastolatków została rozdzielona. Owen i Javier trafili pod skrzydła Asasynów, pozostała czwórka nawiązała współpracę z Templariuszami. Po utracie pierwszego z zębów Trójzębu Edenu na rzecz nieznanej siły, obie organizację robią co mogą aby przejąć drugi, jakoby pochowany w grobowcu wnuka Czyngis-chana o nieustalonej lokalizacji.

Zazwyczaj podczas pisania recenzji powieści nie poruszam tematu okładki, tym razem chciałbym jednak zrobić wyjątek, gdyż rzadko zdarza się, by to co na zewnątrz tak wspaniale współgrało z wnętrzem. Grafika na froncie jest dynamiczna, ale nijaka, zapewne po to, by nie odciągać oczu od fenomenalnie barokowego tytułu powieści, który w pełnym kształcie brzmi An Assassin’s Creed Series Last Descendants Ostatni potomkowie Grobowiec Chana. Z kolei z tyłu okładki znajdziemy wypisane wielkimi literami enigmatyczno-bełkotliwe hasło: "Koniec to dopiero początek". Wydawca gra więc przynajmniej w otwarte karty – jeżeli ktoś zdejmuje książkę z księgarnianej półki, widzi te ostrzegawcze znaki, a mimo wszystko postanawia ją kupić, to sam jest sobie winien.

Druga część trylogii wiernie kroczy śladami pierwszej, prezentując identyczny poziom w każdym niemal aspekcie – poza jednym. Tak tu, jak i tam fabuła jest w sposób typowy dla tego uniwersum absurdalna i płytka. Pierwszy tom miał też brzydki zwyczaj prowadzenia naraz kilku wątków, z których większość ostatecznie okazywała się bez znaczenie – o tym dowiadywaliśmy się jednak dopiero po fakcie, więc dopóki się toczyły, mogły sprawiać trochę frajdy. Tym razem pisarz nie bawił się już w maskowanie rozwadniaczy – od pierwszych stron ustami swoich bohaterów mówi wprost, że wiele z nich to ślepe zaułki. Ma to swoje uzasadnienie fabularne, jednak podczas lektury towarzyszyło mi niemiłe uczucie, że autor celowo marnuje mój czas, byle tylko rozdąć fabułę na oczekiwane przez wydawcę 400 stron.

Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę

Ponownie obserwujemy ją naprzemiennie z perspektywy całej szóstki bohaterów, podczas gdy ci w skórze swoich przodków zwiedzają rozmaite fragmenty przeszłości, rozmawiają z sojusznikami i od czasu do czasu zmieniają stronę w konflikcie, by ostatecznie wyruszyć do Mongolii. Nie ma tu nic, co mogłoby zaskoczyć, a akcja wciąż nie porywa. Momentami wręcz nudzi, na skutek wspomnianej oczywistej bezcelowości niektórych wątków i swojej ogólnej powolności. O ile więc poprzedni tom czytałem bez większych emocji, ale i bez przykrości, to tym razem konieczność napisania recenzji była dla mnie jedyną motywacją, by ukończyć powieść. Do zalet trudno zaliczyć też fakt, że większy niż poprzednio fragment powieści odbywa się we współczesności, z którą to uniwersum nigdy nie radziło sobie szczególnie dobrze – choć autor robi co może by unikać komicznych sytuacji, w których asasyni rzucający się z nożami i kuszami na wrogów wyposażonych w nowoczesne pancerze i karabiny automatyczne (i wygrywają!), to poziom  absurdu i tak miejscami podskakuje niebezpiecznie wysoko.

Pozostałe aspekty książki, to znaczy postacie i styl pisarza, pozostały na tym samym poziomie. Nasza szóstka bohaterów została obdarzona nieszczególnie głębokimi, ale wiarygodnymi osobowościami, a zachodzące w nich pod wpływem wydarzeń zmiany przekonań (i będące ich skutkiem zmiany stronnictw)oraz ich wzajemnych stosunków wypadają całkiem naturalnie. Dialogi sprawiają wprawdzie wrażenie wypowiadanych raczej przez osoby dorosłe, niż nastolatków wyrwanych przez dramatyczne wydarzenia z domowych pieleszy, jednak wolę już to, niż drętwe, przeprowadzone na siłę "umłodzieżowienie" wypowiedzi. Postacie drugoplanowe są zdecydowanie bardziej nijakie i momentami sztuczne, ale spełniają swoje role przyzwoicie. Kreacja postaci jest więc najjaśniejszym punktem tej pozycji – szkoda więc, że mamy do czynienia z pozycją przygodową, w której nie odgrywa ona większej roli. Styl pisarza z kolei pozostaje doskonale przeciętny, niezbyt ozdobny, płynny i pozbawiony cech szczególnych. Tym razem wyłowiłem wprawdzie jeden czy drugi niezbyt szczęśliwie sformułowany zwrot ("Wymiar sprawiedliwości uznał ojca Owena winnym strasznego przestępstwa i wysłał go do więzienia, gdzie następnie zmarł"), ale nie wpływają one znacząco na odbiór całości.

Grobowiec chana to powieść bardzo podobna do swojej poprzedniczki, jednak nudniejsza i gorzej maskująca swoje niedostatki. O ile komuś przypadli do gustu Ostatni potomkowie, może zaryzykować lekturę kontynuacji. O ile jeszcze trochę obniży swoje wymagania.

Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę
4.0
Ocena recenzenta
-
Ocena użytkowników
Średnia z 0 głosów
-
Twoja ocena
Mają na liście życzeń: 0
Mają w kolekcji: 0
Obecnie czytają: 0

Dodaj do swojej listy:
lista życzeń
kolekcja
obecnie czytam
Tytuł: Grobowiec chana
Cykl: Ostatni potomkowie
Tom: 2
Autor: Matthew J. Kirby
Tłumaczenie: Michał Jóźwiak
Wydawca: Insignis
Data wydania: 5 lipca 2017
Liczba stron: 400
Oprawa: miękka
Format: 140×210mm
ISBN-13: 978-83-65743-09-1
Cena: 34,99 zł



Czytaj również

Przeznaczenie bogów
Nijakie oblicze mierności
- recenzja
Assassin’s Creed: Ostatni potomkowie
Odwieczny konflikt, wersja młodzieżowa
- recenzja
Assassin's Creed Odyssey
W poszukiwaniu tożsamości
- recenzja
Assassin’s Creed: Herezja
Przepychanki w Abstergo
- recenzja
Assassin's Creed Origins – Tryb Wycieczki
Turysta w upale
- recenzja

Komentarze


Jeszcze nikt nie dodał komentarza.

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.