» Recenzje » Gorejąca biel. Tomy 1 & 2

Gorejąca biel. Tomy 1 & 2


wersja do druku

Zakończenie w czarno-białych barwach

Redakcja: Michał 'von Trupka' Gola, Daga 'Tiszka' Brzozowska

Gorejąca biel. Tomy 1 & 2
Droga ku zwieńczeniu cyklu Powiernik Światła Brenta Weeksa była długa i wyboista – najpierw seria miała być trylogią, później składać się z czterech części, a ostatecznie zamknęła się na pięciu powieściach (przy czym ostatnia jest tak obszerna, że w Polsce podzielono ją na dwa tomy liczące sobie po ponad sześćset stron). Czy warto było czekać na wielki finał w Gorejącej bieli?

Recenzja zawiera spoilery dotyczące fabuły poprzednich tomów cyklu.

Dowodzący armią koloraków Koios Białodąb, Książę Barw, szykuje się do ataku na Chromerię, by raz na zawsze zdławić opór ze strony wyznawców Orholama. Kip Guile, po odkryciu w sobie mocy, które mogą zaważyć o przebiegu wojny, stara się ustabilizować sytuację w Krwawej Puszczy, atakowanej przez Krwawe Szaty. Karris, niechętnie współpracując z Androssem, próbuje przygotować Chromerię do nieuchronnego starcia, podczas gdy zmagająca się z wyrzutami sumienia Teia poluje na członków Zakonu Złamanego Oka, aby zneutralizować zagrożenie ze strony skrytobójców. Gavin natomiast, wyrwany z więzienia przez Grinwoody’ego, wyrusza w podróż w stronę ukrytej przed światem wyspy, gdzie podobno ukrywa się bóg Orholam, źródło całej magii –  były Pryzmat nie zamiarza jednak oddać hołdu, tylko zabić go za pomocą Oślepiającego Miecza. Niewiele czasu zostało do konfrontacji pomiędzy wrogimi armiami i organizacjami, a jej wynik zaważy na losach całego świata.

Ku mojemu zadowoleniu, pierwsze 60 procent Gorejącej bieli stanowi znacznie lepszą książkę od poprzedzającego ją Krwawego Zwierciadła – w dalszym ciągu mamy tu do czynienia głównie z budowaniem napięcia przed ostateczną bitwą, ale przynajmniej poszczególni bohaterowie mają konkretne zadania do wykonania. Udało się też zachować to, co było największą zaletą poprzednich tomów cyklu, czyli sposób kreacji poszczególnych postaci (przynajmniej tych pozytywnych, ale do tego przejdę później) – protagoniści są interesujący, ich osobowości są wyraziście zarysowane, a dialogi barwne; aż chce się czytać dalej, by dowiedzieć się, co wyniknie z interakcji między nimi.

Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę

Jak zawsze, najjaśniej błyszczy tu Andross, w miarę rozwoju intrygi przechodzący płynnie z roli antagonisty do sojusznika i z powrotem, w czego efekcie nigdy nie wiadomo, czego można się po nim spodziewać. Kwestią subiektywną jest jednak to, czy czas poświęcony na rozbudowę jego charakteru nie lepiej byłoby spożytkować na pozostałe postacie (zwłaszcza, że wiele z nich odgrywa w tej powieści zaskakująco niewielką rolę). Jeżeli chodzi o bohaterów, minusem są tylko, w zamierzeniu zabawne, przekomarzanki między Mocarzami, które w praktyce sprawiają wrażenie zdecydowanie zbyt wymuszonych, ale można je przeboleć.

Duże wrażenie robi też światotwórstwo Weeksa, które tym bardziej się docenia, im więcej czasu poświęci się na czytanie tej serii – wykreowane przez pisarza realia są jednymi z ciekawszych, z jakimi miałem możliwość się zetknąć. Wprawdzie nie wszystkie elementy fabularnej układanki idealnie do siebie pasują (niektóre wręcz w ogóle nie pasują, na co narzekałem już w recenzji poprzedniego tomu), jednakże nie mogę nie docenić tego, jak interesujący jest świat Siedmiu Satrapii. Jeśli jesteście fanami cykli Brandona Sandersona, też cechujących się interesującymi realiami i systemami magii, to i seria o Powierniku Światła powinna przypaść wam do gustu.

Wspomniałem jednak przedtem o tym, że dobrze bawiłem się podczas lektury pierwszych 60 procent książki – co zatem dzieje się później? Niestety, nic dobrego. Mniej więcej w tym samym momencie, w którym zaczyna się finałowe starcie, z autora wychodzą utrzymywane do tej pory na uwięzi kaznodziejskie zapędy, co skutkuje tym, że zadziwiająco sporo miejsca poświęcone zostaje na rozważania o religii i wierze. Równie dobrze Weeks mógł napisać w interludium "dobra, przeczytaliście cztery i pół tomu epickiego fantasy, teraz musicie dowiedzieć się, co myślę o Bogu” – mniej więcej tak subtelnie podchodzi on do stosowania katolickiej symboliki w swoim dzieje. Alegoryczność w fantastyce nie jest bynajmniej niczym nowym, ale niektórym twórcom udaje się wplatać swe poglądy do fabuły powieści lepiej niż innym – a Weeks czyni to z gracją słonia w składzie porcelany.

Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę

Najgorsze jest to, że o ile do pewnego momentu rozdziały są pełne dramatyzmu, tak w pewnym momencie staje się oczywiste, że nic złego już się więcej nie przydarzy bohaterom, w związku z czym wszelkie napięcie znika – choć sytuacja jeszcze przed chwilą była beznadziejna, to nagle wszystko zaczyna iść po myśli protagonistów, bez względu na to, czy zostało to wcześniej odpowiednio podbudowane fabularnie, czy też nie. Jeśli zawieszenie niewiary czytelnika nie załamało się przedtem w związku z tym, co napisałem w poprzednim akapicie, to z całą pewnością stanie się to w kulminacyjnych rozdziałach, kiedy to na drodze prowadzącej do zakończenia brakuje tylko dopisku autora „nie przejmujcie się, zaraz wszystko się ułoży”.

Zdecydowanie największym problemem Gorejącej bieli jest jednak to, jak Weeks obszedł się ze swoimi antagonistami. Nie wywoła raczej kontrowersji teza, iż łatwiej jest opowiedzieć interesującą historię, jeśli interesujący jest też czarny charakter – niestety, całe serce pisarz włożył w kreację Androssa, zatem absolutnie nic nie pozostało dla reszty adwersarzy. Zymun, znany nam od pierwszego tomu, jest tu tylko kliszowym socjopatą, który przeszkadza Kipowi, gdy ten próbuje zająć się ważniejszymi sprawami. Aliviana, której wątek zdawał się podążać w jakimś konkretnym kierunku, ostatecznie w znikomym stopniu wpływa na kształt zakończenia. Motywy Grinwoody’ego i jego Zakonu nigdy nie zostają do końca sprecyzowane i koniec końców nie dowiadujemy się nigdy, jak konkretnie miała wyglądać jego współpraca z Księciem Barw.

Sam Koios, piszę to pełen zażenowania, w ostatniej powieści z cyklu, liczącej sobie ponad 1200 stron, pojawia się w zaledwie trzech rozdziałach, z czego dwa są na samym początku książki, co mówi samo za siebie o tym, jak wiele wysiłku Weeks włożył w rozwój jego wątku. Jeszcze gorzej, o ile to możliwe, wypada Abbadon, kreowany na Zło Ostateczne, Szatana tego uniwersum – pojawia się on niezwykle rzadko, a kiedy już wchodzi w interakcję z postaciami, to nie da się go traktować poważnie. Smutna prawda jest taka, że cały wątek nieśmiertelnych bogów i upadłych aniołów pasuje do głównego wątku serii jak pięść do nosa i biorąc pod uwagę, że rozpoczyna się on dopiero w Okaleczonym Oku, nie zdziwiłoby mnie, gdyby autor dopiero wówczas wpadł na pomysł jego wprowadzenia – a tymczasem można by go zupełnie usunąć z książek i w żaden sposób nie utraciłyby one przez to na jakości.

Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę

Tym samym Gorejąca biel kończy serię tak, że po przeczytaniu ostatnich stron trudno jest nie czuć goryczy na myśl o tym, jak bardzo zmarnowany został potencjał opowieści. Nie żałuję czasu poświęconego na zapoznanie się z Powiernikiem Światła, jako że ostatecznie cechuje go więcej zalet niż wad, jednakże ci czytelnicy, dla których ważniejszy jest cel od podróży, powinni liczyć się z tym, że zakończenie nie trzyma poziomu znanego z pierwszych tomów.  Po lekturze Czarnego Pryzmatu i Oślepiającego Noża miałem nadzieję, że Brent Weeks wyciągnął wnioski z raczej nieudanego finału Trylogii Nocnego Anioła – tymczasem okazało się, że nauczył się niczego, co każe mi się bardzo poważnie zastanowić nad tym, czy warto mu będzie dawać kolejną szansę.

Tytuł: Gorejąca biel. Tom 1
Cykl: Powiernik Światła
Tom: 5.1
Autor: Brent Weeks
Tłumaczenie: Małgorzata Strzelec
Wydawca: Mag
Data wydania: 16 września 2020
Liczba stron: 656
Oprawa: miękka
ISBN-13: 978-83-66409-24-8
Cena: 45 zł

Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę
5.0
Ocena recenzenta
5
Ocena użytkowników
Średnia z 1 głosów
-
Twoja ocena
Mają na liście życzeń: 0
Mają w kolekcji: 1
Obecnie czytają: 0

Dodaj do swojej listy:
lista życzeń
kolekcja
obecnie czytam
Tytuł: Gorejąca biel (The Burning White)
Cykl: Powiernik Światła
Tom: 5.2
Autor: Brent Weeks
Wydawca: Mag
Data wydania: 30 września 2020
Liczba stron: 720
Oprawa: miękka
ISBN-13: 978-83-66409-26-2
Cena: 45,00



Czytaj również

Czarny Pryzmat
Fantasy w tęczowych kolorach
- recenzja
Krwawe zwierciadło
Człapiąc ku finałowi
- recenzja
Okaleczone Oko
Przyszłość w ciemnych barwach
- recenzja
Okaleczone Oko
- fragment
Czarny pryzmat - Brent Weeks
Pomaluj mój świat, na żółto i na niebiesko
- recenzja

Komentarze


Jeszcze nikt nie dodał komentarza.

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.