Gniew smoka - Margaret Weis, Tracy Hickman

Powtórka z rozrywki w smoczym sosie

Autor: Maja 'Vanth' Białkowska

Gniew smoka - Margaret Weis, Tracy Hickman
Fantasy cyklami stoi. Chyba w żadnym gatunku literackim tworzenie opowieści kontynuowanych w nieskończoność nie cieszy się tak wielką popularnością. Lecz ów proceder – pozornie bezpieczny i przynoszący autorowi same korzyści – może w pewnym momencie okazać się wielce ryzykownym, gdy pomysły, które na początku płynęły niepowstrzymaną falą, nagle i niespodziewanie się kończą. Łatwo wówczas popaść w rutynę, powielając znane już schematy i na siłę mnożąc liczbę stron. Ta przypadłość dotknęła trzeci tom Dragonships autorstwa Margaret Weis i Tracy Hickmana zatytułowany Gniew Smoka, który na tle wcześniejszych części wypada znacznie słabiej, jakby formuła opowieści osadzonej w realiach wikińskiej sagi, pełnej bogów, bohaterów i, oczywiście, smoków zaczęła się powoli wyczerpywać.

________________________


Los (czy też raczej wedle stosowanej przez autorów nomenklatury – wyrd) nie oszczędza Skylana Ivarsona. Z wielkim trudem udało mu się, wraz z garstką wiernych towarzyszy, zbiec z miasta Sinaria, w którym wyznawcy boga Aelona zmuszali Torgunów do bratobójczej walki na arenie. Kiedy jednak po odzyskaniu swojego statku, wiedziony profetycznym snem, zamierzał powrócić do ojczyzny i wydawało się, iż wszyscy bogowie zaczęli mu wreszcie sprzyjać, okazało się, że jest wręcz odwrotnie, szykują oni bowiem młodemu wojownikowi kolejne niespodzianki, i to z gatunku tych wybitnie niepomyślnych. Misja powierzona mu przez Smokinię Vindrash, mająca na celu odzyskanie pięciu smoczych kości Vektii, stanowiących jedyną broń w zmaganiach bogów, napotkała na niespodziewane przeszkody. Cóż z tego, iż w rękach Skylana znalazły się już dwie z nich, a zdobycie trzeciej wydawało się bardzo bliskie, kiedy, zamiast realizować założony plan, wpierw musi się zmagać ze ścigającym go i przepełnionym nienawiścią Raegarem, a następnie trafia do podwodnego królestwa Aquinów, w którym przyjdzie mu zmierzyć się zarówno z niechętnymi mu mieszkańcami, jak i z własnymi uprzedzeniami. A wszystko to toczyć się będzie we wciąż gęstniejącej atmosferze spisków, kontrspisków i wszelakiego autoramentu knowań kapłanów Aelona, sterowanych przez samego boga.

Przygody Skylana nie stanowią jednak dominującego w książce wątku. Równie rozbudowany jest ten poświęcony dokonaniom jego kuzyna Raegara – renegata, który zdradził Torgunów i zaprzedał się Aelonowi. Do tego warto wspomnieć, że partie tekstu poświęcone jego karierze w teokratycznej Sinarii są zdecydowanie bardziej interesujące. Ten intrygant, który potrafi kłamać, zdradzać, a nawet zabijać bez zmrużenia oka – a wszystko to w imię własnych korzyści – będący wedle założenia autorów mrocznym alter ego Skylana, jawi się bohaterem znacznie od niego ciekawszym. Może dlatego, iż jego postać wciąż się zmienia i otrzymujemy kolejne elementy uzupełniające charakterystykę nakreśloną bardzo wyraziście. W przeciwieństwie do niego portret młodego wodza Vindrasów w Gniewie smoka nie ulega żadnej ewolucji. W Smoczych kościach był on przepełnionym ambicjami młodzieńcem, pragnącym za wszelką cenę zdobyć sławę, egoistą i egocentrykiem, traktującym swych przyjaciół jako pionki we własnej grze, próżnym, butnym i wybitnie niesympatycznym. W Tajemnicy smoka dojrzał za sprawą bolesnych doświadczeń i w ogniu walki jego charakter został przekuty tak, iż stał się pełnoprawnym wodzem, mądrym, odpowiedzialnym, budzącym podziw i szacunek. Teraz zaś otrzymujemy mieszankę elementów – czyli Skylana, który momentami zachowuje się niczym niedojrzały chłystek, by za chwilę podejmować decyzje godne doświadczonego przywódcy. Czytelnik ma tym samym wrażenie, jakby Weis i Hickman nie potrafili się zdecydować, jaka wersja lepiej pasuje im do fabuły.

Trzecim, równie znaczącym dla toczącej się akcji, fabularnym nurtem jest wewnętrzna przemiana Aylaen – ukochanej Skylana. Jest to młoda kobieta, która zaczyna sobie powoli uświadamiać, jaką rolę odegra w wojnie bogów, kiedy w jej dłoniach skupione zostaną smocze kości i władza nad pradawnymi potęgami. Wojowniczka, która do tej pory nie zwracała uwagi na teologiczne zawiłości i niezbyt chętna była porzucić miecz w imię magii. A teraz dodatkowo szarpie się z własnymi emocjami, a szczególnie z uczuciem, jakim darzy młodego wodza Torgunów. Również ona przechodzi szereg przemian – od dziewczyny początkowo zakochanej w nim pierwszą miłością, która stopniowo przeradza się w niechęć (gdy uświadamia sobie, iż większym uczuciem darzy jednak jego przyjaciela), a ostatecznie zmienia się w nienawiść w momencie, gdy jej wybranek za sprawą Skylana ginie. W [/t]Gniewie smoka[/t] natomiast zakochuje się w nim na nowo. Niestety, partie tekstu opisujące ich romans należą do najsłabszych w książce, autorzy nie potrafili się bowiem ustrzec ckliwego, cukierkowego wręcz jego przedstawienia (sceny, w których Skylan widzi oczyma swej duszy przyszłe ich potomstwo wywołują, miast wzruszenia, śmiech), bardziej pasującego do literatury stricte romansowej i to rodem z serii "Harlequin", niż tej spod znaku magii i miecza.

Znacznie ciekawiej nakreślona jest emocjonalna więź pomiędzy Raegarem i siostrą Aylaen Treją, która to postać stanowi chyba najlepiej wykreowaną bohaterkę spośród wszystkich występujących postaci. Nie najmłodsza już, szpetna, ambitna, o umyśle ostrym niczym brzytwa i bardzo zdroworozsądkowym podejściu do religii. O ile jej wybranek wierzy w Aelona z gorliwością neofity, całym sercem i duszą postrzegając go jako nieśmiertelnego, który przybył, aby krążącym w ciemnościach ludziom ofiarować światło chwały – nawet jeśli ów ogień ich oślepi – to Treja widzi bogów jako stado przekupek, wciskających swe towary łatwowiernej ludzkości, z którymi należy się odpowiednio targować. I tym interesownym podejściem zyskuje więcej niż Raegar swym ślepym zachwytem, choć cena, którą przyjdzie jej zapłacić za owe korzyści, będzie bardzo wysoka.

Prócz tej czwórki bohaterów na kartach książki pojawi się szereg postaci drugo- i trzecioplanowych. Część z nich pełni jedynie rolę tła, tudzież mięsa armatniego, natomiast kilkoro ukazanych jest w sposób bardziej szczegółowy. Jedną z nich jest chociażby chłopak, wilk Wulfe, członek załogi Skylana, którego naiwne postrzeganie świata kontrastuje znacząco z rzeczywistością widzianą oczyma jego wodza, zaś umiejętność porozumiewania się z przedstawicielami faerie wielokrotnie ratuje drużynę Torgunów.

Wielce bogaty jest wykreowany w Gniewie smoka świat, lecz, niestety, stracił w tym tomie oryginalność, którą zadziwiał w poprzednich częściach. Czytelnik przyzwyczaił się już do quasi skandynawskich realiów, nie zaskakują też pojawiające się istoty zaczerpnięte z mitologii greckiej, jak i z klasycznego dla fantasy bestiariusza. Pewne novum stanowi wprowadzenie Aquinów – mieszkańców morskiego królestwa, którzy stanowią mieszankę cech ludzkich i rybich, ale ten pomysł stanowi swoisty autoplagiat, gdyż podobna rasa została już przez Weis i Hickmana ukazana w cyklu Dragonlance. Jedynym urozmaiceniem jest typowo matriarchalny ustrój owej społeczności, polegający na odwróceniu tradycyjnych (w naszym pojęciu) ról społecznych – gdy to kobiety stają do walki, mężczyźni zaś zajmują się piastowaniem dzieci – lecz ukazane jest to na tyle schematycznie, iż nie budzi większego zainteresowania.

Rozmyła się również, bardzo do tej pory wyrazista, rola bogów. Przedstawiciele panteonu Vindrasów pojawiają się jeno sporadycznie i nie odgrywają w fabule żadnej znaczącej roli. Natomiast postać Aelona zyskuje zupełnie nowy wymiar, co stanowi spore zaskoczenie, jednak miast iść tym tropem, autorzy porzucają boga na rzecz opisywania dalszych dokonań Skylana i jego kompanii. Ma się wrażenie, jakby podawali jedynie kilka bardzo ogólnikowych informacji, tak by wzbudzić zainteresowanie czytelników w momencie, kiedy fabuła zaczyna kuleć, a potem, gdy już przyciągnęli ich uwagę – wracali do utartego szlaku.

Owych dziur fabularnych jest w książce sporo, podobnie jak momentów, kiedy odnosi się wrażenie, iż konkretne wydarzenie można by było opisać w znacznie bardziej skondensowanej formie. Treść by na tym nie ucierpiała, przeciwnie, owa zmiana byłaby dla samej fabuły korzystna. Rozwlekłe opisy pod- i nadmorskiego świata, wewnętrzne dylematy Skylana, czy też innych postaci, na dłuższą metę stają się po prostu nudne. Natomiast wątki, które aż prosiłyby się o rozbudowanie (jak chociażby ten dotyczący smoków i ich sposobu postrzegania toczących się wydarzeń) pozostają jedynie bardzo ogólnie nakreślone, budząc poczucie niedosytu. Specyficzny jest też język, jakim posługują się autorzy. Momentami patetyczny i wzniosły, za chwilę prosty i wręcz prostacki, pełen kolokwializmów. I nie warunkuje tego osoba narratora, którego oczyma obserwujemy konkretne wydarzenia, gdyż owe skrajności pojawiają się zarówno w wypowiedziach bogów, jak i zwykłych ludzi.

Na Gniew smoka czekałam pełna nadziei, bo poprzednie tomy stanowiły bardzo satysfakcjonująca lekturę. Niestety, trzecia część cyklu Dragonship budzi mocne rozczarowanie, odnosi się bowiem wrażenie, jakby autorom skończyły się pomysły i na siłę ciągnęli swoją historię, lub też dotarli do tego jej momentu, kiedy muszą zapełnić w jakowyś sposób lukę pomiędzy wydarzeniami już opisywanymi i tymi, które dopiero zamierzają ubrać w słowa – i nieco na siłę wykreowali ów literacki pomost. Owszem, pojawiają się w tej książce momenty interesujące, ba – są nawet wybitne (jak choćby scena finałowa), lecz bardzo szybko te pozytywne odczucia, skonfrontowane z przeważającymi znacznie słabszymi partiami tekstu, idą w zapomnienie.