Głodne Słońce. Dymiące zwierciadło

Z wizytą w Ameryce Łacińskiej

Autor: Marcin 'Karriari' Martyniuk

Głodne Słońce. Dymiące zwierciadło
Z pewnością znacie tę historię – biali ludzie dopłynęli do Ameryki Łacińskiej, lecz pomimo początkowych sukcesów atak konkwistadorów został odparty, a ocalali agresorzy zmuszeni do odwrotu. Moment, jak to do odwrotu?

Widać wyraźnie, że Wojciech Zembaty upodobał sobie mity i legendy. Z podań arturiańskich korzystał w debiutanckim Końcu Pieśni, miksując je z teraźniejszością. Drugą powieścią zatytułowaną Dymiące zwierciadło rozpoczyna dylogię Głodne Słońce, w której rezygnuje wprawdzie z pierwiastka współczesności, ale nadal chętnie korzysta z podań, zastępując arturiańskie o wiele mniej popularnymi w Europie przekazami z Ameryki Środkowej i Południowej. W kreowanej przez Zembatego rzeczywistości konkwistadorom nie udało się podbić tubylców, gdyż przeszkodziła im tajemnicza Klątwa. Co jednak rozpoczęli najeźdźcy, dokończyli sami Aztekowie – pomimo zwycięstwa nad białoskórymi, poszczególne miasta nie szczędziły sobie wewnętrznych walk, a wszelkie sojusze okazywały się chwilowe. Akcja dzieje się kilkaset lat później, gdy dawne terytoria Azteków podlegają już Kruzom, kultywującym wierzenia i kulturę praszczurów, przez co składanie krwawych ofiar bogom nigdy nie wyszło z mody. Kluczowym punktem dla fabuły są ambicje stojącego na szczycie Odrodzonego Przymierza Quinatzina pragnącego przełamać utrzymującą się od lat równowagę pomiędzy plemionami. Jego plany podboju wcale się jednak na tym nie kończą.

Zembaty prezentuje nam kilku bohaterów, umiejscawiając ich w różnych lokacjach oraz przypisując do odmiennych kast. Najważniejszych z nich dotyka ten sam problem – to wielokrotnie widziane, nie tylko w literaturze, klisze. Ciamajdowaty następca tronu, który zupełnie nie ma głowy do rządzenia? Jest. Człowiek o bardzo niskiej pozycji społecznej, za to dumny i potrafiący zadbać o siebie? Również. Władca pragnący zapisać się złotymi zgłoskami w annałach historii? Znane i ograne? Owszem, ale w przypadku Dymiącego zwierciadło można to nawet uznać za przyzwoite rzemiosło, bowiem wszyscy zostali zarysowani wystarczająco dobrze, by czytelnik nie miał kłopotu z określeniem ich cech szczególnych i choć trudno mówić o przesadnie złożonych osobowościach, to z pewnością każda postać wzbudza emocje. Najbardziej rozczarowuje Quinatzin – ma za nic opinie kapłanów czy sojusze pomiędzy miastami, ale trudno znaleźć fragment, w którym górowałby nad innymi czymś więcej niż liczbą podkomendnych. Miejscami przypomina roszczeniowego młokosa, który irytuje nie tylko osoby napotkane w powieści, ale i czytelnika. Z kolei Tennok potrafi znużyć ciągłym użalaniem się nad swym losem i nieudolnością we wszelkich podejmowanych działaniach. Mamy więc co najmniej dwójkę bohaterów wzbudzających negatywne uczucia, lecz szczęśliwie pisarz dla równowagi zaprezentował Harana i Szaratangę, sprawnych wojowników o wiele bliższych odbiorcy. Ich przeszłość i burzliwe życiorysy bardzo wyraźnie odmalowują się w codziennym zachowaniu, a z kolejnymi stronami jedynie nabierają głębi, czego kulminację znajdziemy w poruszających scenach wieńczących powieść.

Zembaty przedstawia losy postaci na tle rodów i plemion, z których się wywodzą, zyskując dzięki temu interesujące tło dla ich poczynań. Tak więc przywódca Przymierza pomimo swej pozycji musi się solidnie napocić, wypracowując umowy i podejmując trudne decyzje, by mieć szanse na zrealizowanie swych dyktatorskich ambicji, ale brak porozumienia z cieszącą się szacunkiem społeczeństwa kastą kapłanów może przesądzić o błyskawicznym niepowodzeniu jego kampanii. Z kolei zorganizowany zamach wystarczył, by to przed Tennokiem pojawiły się szanse na objęcie miasta we władanie. Takie sytuacje przedstawione w plastyczny sposób potrafią przykuć uwagę odbiorcy, tym bardziej że Zembaty nie stroni od epizodów nasączonych akcją, pojedynkami oraz bataliami i prezentują się one bardzo dobrze. Autorowi udało się nie zagubić pomiędzy podniosłą atmosferą podszytych honorowym postępowaniem starć a heroicznymi i często krwawymi wyczynami wojaków. Słabiej wypadają dialogi, niektóre ciekawe, posiadające drugie dno, inne zaś na tyle niewyraziste, że można mieć wątpliwości, która z postaci przemawia w danej chwili.

Najmocniejszą stroną powieści i tak bezsprzecznie pozostają wyśmienicie oddane realia indiańskiej kultury, systemu miast-państw i losów całych plemion. Owszem, pierwsze kilkadziesiąt stron potrafi zniechęcić, pokaźna liczba nazw, leniwie i chaotycznie tworzonych zalążków większej historii wraz z prezentacją bohaterów i świata nie ułatwiają lektury, lecz po przebrnięciu przez początek jest już o niebo lepiej. Hierarchia społeczna, wierzenia i towarzyszące im obrzędy, a także kultura i tradycje zostały zaprezentowane z niezwykłą wręcz drobiazgowością. Dłuższe opisy są na tyle wnikliwe i intrygujące, że trudno poczuć się znużonym pomimo ich dużej liczby, za to bardzo łatwo przenieść się myślami do Ameryki Łacińskiej. W powieści znalazło się również miejsce dla nieludzkich istot, ale te bynajmniej nie psują poczucia realności stworzonego świata. Jedynym zarzutem skierowanym do autora w tym aspekcie jest uwspółcześniony język, którym posługują się postacie – miejscami gryzie się to z dopracowaną wizją krainy.

Jeśli kogoś interesują cywilizacje Azteków i im podobnych, a przy tym lubi ciekawe historie, to powieść Zembatego powinien dodać na szczyt listy życzeń. W innym wypadku i tak warto zwrócić uwagę na Dymiące zwierciadło – wzbudzający, nie zawsze pozytywne, emocje bohaterowie, dużo sensownie zaprezentowanej akcji, solidna fabuła i barwnie wykreowany świat to atuty, które nie pozwolą przejść obojętnie wobec pierwszego tomu dylogii o Głodnym Słońcu.