Głębia. Napór
Wszyscy idą na wojnę, czyli Podlewski w najwyższej formie
Wypalona Galaktyka po raz kolejny staje się świadkiem wielkiej wojny: podobnie jak przed wielu laty zjednoczone siły ludzkości i Maszyn podejmą bój z potężnym sojuszem dziesiątek ras Obcych. I choć obie strony wydają się dysponować porównywalną potęgą, to koniec cywilizacji człowieka jest bardziej prawdopodobny niż kiedykolwiek wcześniej.
W recenzji Powrotu, drugiego tomu Głębi, narzekałem na mocno poszatkowaną narrację, która przeszkadzała w odbiorze monumentalnej historii stworzonej przez Podlewskiego i utrudniała cieszenie się olbrzymim światem, który wykreował. W Naporze pisarz nie rezygnuje z częstego zmieniania perspektywy, ale tym razem wychodzi mu to zdecydowanie sprawniej: elegancję formy można dostrzec już w pierwszych kilku rozdziałach, a logiczne ułożenie następujących po sobie fragmentów sprawia, że czytelnik cały czas pozostaje pobudzony i zaciekawiony. Szczególnie dobrze wygląda to w pierwszej części powieści, w której retrospekcja dotycząca losów Pinsleep (sama w sobie świetna – jeden z najlepiej poprowadzonych wątków całego cyklu) ściśle wiąże się ze współczesnymi wydarzeniami; odbiorca może rekonstruować szerszy obraz na podstawie dwóch pozornie rozłącznych opowieści i mieć frajdę za każdym razem, gdy jego domysły okażą się trafne.
„Szerszy obraz” jest zresztą określeniem ważnym dla całego Naporu. Podlewski konsekwentnie kontynuuje to, czym zajął się pod koniec Powrotu: zbiera wątki, przegrupowuje najważniejsze dla cyklu postaci i przygotowuje się na widowiskowy finał, a przynajmniej wszystko na to wskazuje. Trzeba przyznać, że robi to bardzo zgrabnie – czytelnik nie uświadczy w powieści rzucających się w oczy rozwiązań deus ex machina (z wyjątkiem jednej, którą pisarz świetnie wykorzystuje, popisując się kilkoma autoironicznymi komentarzami), dziur logicznych czy absurdalnych zwrotów akcji. Nie oznacza to jednak, iż potknięć w Naporze nie brakuje – jednakże Podlewskiemu udało się się zachować równowagę między zaskakiwaniem odbiorcy i dbaniem o to, aby niektóre zdarzenia był w stanie przewidzieć. Do tych drugich należą między innymi wielki zwrot w wojnie z Obcymi czy nadejście Bladego Króla – czyli to, na co miłośnicy Głębi z pewnością wyczekiwali.
W trzecim tomie przestały przeszkadzać mi też nudnawe postaci: choć Kirke i Tartus wciąż tworzą wyjątkowo irytującą parę, to między załogą Wstążki w końcu wytwarza się chemia, którą czytelnik śledzi z przyjemnością. Duża w tym zasługa wspomnianego już wątku Pin – zahukana astrolokatorka wreszcie zyskuje charakter. Ku mojemu zdziwieniu zdecydowanie mniej denerwujący stał się Piecky Tip – Podlewski podchodzi do tego bohatera z wyczuciem, przestaje kpić z jego nastoletniej pewności siebie i bardzo sprawnie opisuje jego pierwszą miłość. W tym wszystkim żal tylko wątku Antenata, najprawdopodobniej najsłabszego elementu książki: nie dość, że legendarna istota okazuje się zapatrzonym w siebie bufonem, to jeszcze znika ze sceny w bardzo słabym stylu.
Napór przypadł mi do gustu zdecydowanie bardziej niż Powrót. W powieści widać wyraźnie, że Marcin Podlewski dojrzał jako pisarz: udało mu się opanować panoszący się w drugiej części chaos, uczynić ciekawszymi postaci, które wcześniej nie porywały, niemal całkowicie oczyścić język ze zbędnego technobełkotu przeszkadzającego w lekturze (choć wciąż czekam na pierwszą rzeczywiście dynamiczną i porywającą kosmiczną bitwę w Głębi). Mam nadzieję, że kolejny tom okaże się co najmniej równie dobry!
Mają w kolekcji: 0
Obecnie czytają: 0
Dodaj do swojej listy:



Cykl: Głębia
Tom: 3
Autor: Marcin Podlewski
Wydawca: Fabryka Słów
Data wydania: 28 kwietnia 2017
Liczba stron: 920
Oprawa: miękka
ISBN-13: 978-83-7964-217-5