Genoboty

Brudna wojna

Autor: Bartosz 'Zicocu' Szczyżański

Genoboty
Pierwszy tom Podziemnej wojny zapowiada wartą uwagi trylogię. T. C. McCarthy nie boi się użyć naturalizmu, aby poruszyć czytelnika, dzięki czemu obok Genobotów trudno przejść obojętnie.

Oscar Wendell jako jeden z niewielu trafia do Kazachstanu z własnej woli. Jest reporterem, któremu marzy się Nagroda Pulitzera, jednak doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że nie osiągnie sukcesu, jeżeli nie pokaże z bliska elektryzującej amerykańską opinię publiczną podziemnej wojny toczonej przez Amerykanów i Rosjan na terenach Kazachstanu. Szybko przekona się, iż największe nawet bogactwa nie są warte tego, by toczyć o nie tak krwawą walkę.

Pierwszą ważną składową Genobotów jest dramat przeżywany przez głównego bohatera. Oscar Wendell przebywa przerażającą drogę. Do Kazachstanu trafia jako pragnący oczyszczenia narkoman i żądny sławy reporter. Na wojnie nie odnajdzie ani jednego, ani drugiego. Bratanie się z marines okazuje się doskonałą okazją do zażywania lokalnego narkotyku zwanego cykiem, a śmierć bliskich ludzi jest zbyt poruszająca, aby miała stać się tematem artykułów. Wendell przemienia się z biernego obserwatora w ryzykującego życiem uczestnika walk. Nie jest to jednak szlachetny i zawadiacki wiarus znany czytelnikowi z popularnego schematu. To znerwicowana, przybita i pozbawiona złudzeń ofiara wojny, której jedynym marzeniem jest wydostanie się z tego koszmaru – nawet jeśli ma to oznaczać śmierć. W dodatku tej matni nie da się tak po prostu opuścić – mimo że Oscar próbuje, to coś zmusza go, aby powrócił do zostawionych w okopach przyjaciół. Wendella i jego towarzyszy toczy choroba, która ma wiele obliczy: głodu, tchórzostwa, gniewu, braku litości. Jej miano to podziemna wojna.

Drugim elementem, który decyduje o wysokim poziomie powieści, jest dramat tytułowych genobotów. Początkowo czytelnik poznaje ich historię z boku: młode kobiety wyhodowane w laboratoriach są tylko i aż perfekcyjnymi żołnierzami. Dopiero kiedy Wendell zaczyna spędzać z nimi więcej czasu, okazuje się, że są one najzwyklejszymi ludźmi. Choć wszystkie wyglądają tak samo, to każda jest inna: jedne chciałyby się dowiedzieć tylko, jak to jest się całować, inne śnią o życiu matek i żon, część pragnie jedynie śmierci podczas podziemnej wojny. Niestety, tylko te ostatnie będą mogły doczekać się spełnienia swoich marzeń. Dzięki zręcznemu wpleceniu w opowieść dwóch przedstawicielek gentów, Brigitte i Sophie, McCarthy może dobrze ukazać tragedię, która jest udziałem całych dywizji niezwykłych żołnierek. Wątek ten czyni Genoboty tekstem dużo oryginalniejszym niż mogłoby się na początku wydawać.

Niestety, powieść nie jest idealna. Po jakimś czasie fabuła zaczyna nieco irytować: Oscar tylko przemyka się bokami z miejsca na miejsce, od bitwy do bitwy, i wszystkie wypadki cudownie przeżywa. W potoku jego narkotycznych wizji i lęków na drugi plan schodzą pozostali bohaterowie, a ci przecież ukrywają ciekawe historie: podejmujący się opieki nad żółtodziobem Wendellem weteran Wół, rozpaczliwie próbujący odnaleźć swoje miejsce żołnierz Legii Cudzoziemskiej Brytol czy piętnastoletni, desperacko poszukujący towarzystwa i okazji do udowodnienia własnej odwagi Młody są równie intrygujący co protagonista. W pierwszym tomie Podziemnej wojny przydałoby się także nieco więcej momentów na rozluźnienie – czasami McCarthy próbuje trzymać czytelnika w napięciu zbyt długo, przez co lektura staje się męcząca.

Genoboty to bardzo dobra powieść, która z pewnością poruszy wielu czytelników. Dawno nie czytałem science fiction pokazującego coś tak strasznego w tak przekonujący sposób. Jeżeli nie boicie się przerażającego dramatu wojennego, to z pewnością warto sięgnąć po tę lekturę.