» Recenzje » Gdzie dawniej śpiewał ptak

Gdzie dawniej śpiewał ptak


wersja do druku

Koncertu z tego nie będzie

Redakcja: Daga 'Tiszka' Brzozowska

Gdzie dawniej śpiewał ptak
Z czytaniem klasyków bywa różnie: z jednej strony niektórych tekstów wstyd nie znać, z drugiej natomiast często zdarza się, że warstwa pokrywającej je patyny jest zbyt gruba, aby cieszyć się lekturą. Niestety, Gdzie dawniej śpiewał ptak to, przynajmniej dla mnie, ten drugi przypadek – powieść, która ponad czterdzieści lat temu mogła robić spore wrażenie, dzisiaj broni się słabo. 

Naukowo-rolniczy ród Sumnerów otwiera ośrodek naukowy, którego zadaniem jest uratować co się da z umierającego świata. Kluczem do rozwiązania wszystkich problemów ma być klonowanie. I choć jeden z członków rodziny, David, ostrzega przed konsekwencjami eksperymentu, to starsi decydują się go przeprowadzić. Skutki okazują się zaskakujące, choć nie w pozytywnym znaczeniu tego słowa, o czym przekonuje się potomek niegdysiejszych Sumnerów, Mark. 

Na okładce pojawia się cytat z “Locusa”, który nie tylko przyznał książce Kate Wilhelm swoją doroczną nagrodę, ale nazwał ją "najlepszą z dotąd napisanych napisanych powieści o klonowaniu”. I choć trudno się nie zgodzić, że Amerykanka rzeczywiście pisze o jednej z najważniejszych idei i jednym z największych odkryć naukowych XX wieku (bo, mam wrażenie, publiczne zainteresowanie tematem stopniowo gasło po narodzinach owcy Dolly), o tyle jej podejście do tematu łatwo uznać za demagogiczne. Gdzie dawniej śpiewał ptak ukazało się mniej więcej piętnaście lat po słynnych eksperymentach Johna B. Gurdona i dwadzieścia lat przed przyjściem na świat Dolly – w momencie, w którym klonowanie pozostawało w domenie marzeń. Wilhelm wzięła to marzenie i je podeptała. Jej powieść ma skrajnie dystopijny wydźwięk, a choć nie wszystko co niewłaściwe bezpośrednio wiąże się z działaniem sklonowanych ludzi, to bez wątpienia właśnie oni są tu głównym złem. Wilhelm niekiedy pochyla się nad pojedynczymi bohaterami i poetycko przedstawia ich obcość, co daje bardzo dobre efekty – szkoda, że takich fragmentów nie ma więcej, bo badanie inności bardzo często jest przepustką do wielkiej literatury, o czym świadczyć może choćby przykład Stanisława Lema – ale w gruncie rzeczy jest to ostry, antynaukowy atak na nieistniejącą ani wtedy, ani dziś społeczność. Pisarka po prostu wymyśliła sobie wroga, którego konsekwentnie punktuje, a tak irracjonalna krytyka nadaje tekstowi znamiona wręcz groteskowe, znacznie bardziej pasujące do horroru niż lirycznej opowieści o ostatnich dniach starego świata. Tutaj jednak nieoczekiwanie pojawia się pewien plus: wartość historyczna; Gdzie dawniej śpiewał ptak stanowi wizualizację tego, jak część ludzi postrzegała rozwój niektórych gałęzi nauki czterdzieści lat temu i jak bardzo się go bała. Czy sytuacja się zmieniła? To już inny temat. 

Te niemal niepodważane w powieści łatwość i nieodwołalność sądu nad klonami rozczarowują tym bardziej, kiedy ująć je w kontekst fabularny. Powiedzieć, że napisana przez Wilhelm historia jest prosta, to jak nic nie powiedzieć. Ot, świat się kończy, dzięki klonowaniu ludzkość jest w stanie apokalipsę jakoś przetrwać, lecz ekstremalne warunki prowokują ekstremalne konflikty. Brakuje w tym przede wszystkim wątków osobistych: David zapowiada się obiecująco, ale raczej szybko znika z horyzontu, natomiast Mark i jego matka, Molly, to zwykłe wydmuszki, których losami trudno się przejmować. A przez to, przez tę obojętność, powieść jest zwyczajnie nudna. Nie pomaga też rwana, dziurawa narracja, która raczej nie buduje napięcia. Miłośnicy fascynujących fabuł nie znajdą tu wiele dla siebie. 

Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę

Słynna powieść zyskuje nieco, kiedy spojrzeć na nią z perspektywy społecznej, kiedy odrzucić “kloniczną” tożsamość opresyjnej grupy. Książka zmienia się wtedy w opis dynamicznych zmagań pomiędzy wyzwoloną jednostką a wspólnotą, która gotowa jest poświęcić indywidualność na rzecz poczucia bezpieczeństwa. W takim ujęciu Gdzie dawniej śpiewał ptak nie zyskuje jakiejś oszałamiającej wartości, bo wpisuje się bez znaczących nowinek w klasyczny topos, w którym bohater walczy o personalne cele (chwałę, sławę, poczucie istotności, możliwość wyrażania siebie) kosztem odrzucenia komfortu, ale przynajmniej dotyka rzeczywistego problemu. Zmagania Marka z wychowującymi go klonami nie zaskakują, ale potrafią poruszyć. 

Warstwa patyny pokrywająca Gdzie dawniej śpiewał ptak okazała się dla mnie zdecydowanie zbyt gruba. Podejrzewam, że przed pięćdziesięciu laty pisanie o klonowaniu mogło rozgrzewać wyobraźnię czytelników do czerwoności, dzięki czemu łatwiej było przymknąć oko na niedostatki fabularne czy kreacyjne powieści. Dzisiaj o to trudniej, przez co wady książki Kate Wilhelm są aż nadto widoczne.

Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę
5.0
Ocena recenzenta
5
Ocena użytkowników
Średnia z 1 głosów
-
Twoja ocena
Mają na liście życzeń: 0
Mają w kolekcji: 1
Obecnie czytają: 0

Dodaj do swojej listy:
lista życzeń
kolekcja
obecnie czytam
Tytuł: Gdzie dawniej śpiewał ptak (Where Late the Sweet Birds Sang)
Autor: Kate Wilhelm
Wydawca: Rebis
Data wydania: 21 lipca 2020
Liczba stron: 296
Oprawa: zintegrowana
Format: 135 x 215
Seria wydawnicza: Wehikuł czasu
ISBN-13: 978-83-8188-113-5
Cena: 44,90



Czytaj również

Komentarze


Jeszcze nikt nie dodał komentarza.

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.