Fundamenty wiary

Siła po(d)stępu

Autor: Łukasz 'Qrchac' Kowalski

Fundamenty wiary
Jednej rzeczy na pewno nie można odmówić Davidowi Weberowi – tego, że jest płodnym pisarzem. Oczywiście jego sztandarowym cyklem jest Honor Harrington, ale na szczęście dla fanów na nim się nie kończy. Kolejnym jest Schronienie, którego piąty tom niedawno zagościł w polskich księgarniach. Nie ukrywam, że sam wypatrywałem go z niecierpliwością, czekając na dalsze losy Charisu oraz jego sprzymierzeńców.

Sytuacja w której znaleźli się mieszkańcy Schronienia, nie zmieniła się zbytnio od momentu, gdy rozstaliśmy się z nimi na kartach Potężnej fortecy. Większa część Floty Boga została rozbita, a Charisjanie ponownie odnieśli niebotyczne wręcz zwycięstwo. Mimo to ich sytuacja nadal nie napawa nadmiernym optymizmem. Pozostałe dwie części kościelnej floty mają się dobrze. Kościół Matka zacznie niedługo produkcję nowej broni. Sytuacja polityczna w krajach sprzyjających reformatorom zaczyna się mocno komplikować.

Tak mniej więcej przedstawia się zarys fabuły Fundamentów wiary. Nic ponad to, czego spodziewali się wszyscy śledzący cykl. Jest to zarówno plus, jak i powód do obaw. Chociaż cenię sobie poprzednie tomy, to obawiałem się kolejnego odcinka z serii „jesteśmy mali i zaszczuci, ale przewaga technologiczna i wyszkolenie pozwala nam kopać tyłki na morzu”. Na szczęście – pomimo tego, że początkowe rozdziały mocno sugerowały taki rozwój wypadków – Weber powoli, ale konsekwentnie zaczął przenosić ciężar z bitew morskich i nieustannych narad wojenno-spiskowych na inne pola. Owszem, lwią część książki nadal stanowią rozmowy, planowanie i ocenianie obecnego stanu rzeczy zarówno przez Cesarza Caleba jak i Wielkiego Inkwizytora Clyntahna czy hrabiego Corisu oraz kilku pomniejszych bohaterów. Jednak w stosunku do poprzedniego tomu jest ich o wiele mniej.

Tym razem dużo częściej jesteśmy świadkami konkretnych działań na różnych frontach, szczególnie gdy miniemy już strony stanowiące połowę powieści. Czystej akcji nadal nie ma aż tyle, ile bym sobie życzył, jednak widać w tym względzie wyraźny postęp. Dużo częściej gościmy na lądzie, a dokładniej w trakcie operacji lądowych (i to obu stron). Fani HH na pewno kojarzą moment, gdy w sadze zaczęły pojawiać się opisy akcji marines – dokładnie z tym samym mamy do czynienia tutaj.

Jednak większość pary poszło w coś zupełnie innego. Autor postanowił tym razem zagrać czytelnikom na uczuciach, momentami w dość tani ale skuteczny sposób. Jeśli ktoś jeszcze nie nienawidził Clyntahna oraz jego popleczników po przeczytaniu Fundamentów wiary obdarzy ich podobnymi uczuciami jak Merlin czy cesarska para. Pisarz bardzo zgrabnie przenosi nas w różne miejsca Schronienia, odkrywając myśli oraz uczynki różnego rodzaju ludzi i wykorzystując przy tym swoją tendencję do bardzo szczegółowych opisów. Zdarzało mi się przez to zgrzytnąć zębami złorzecząc tak Kościołowi Matce, jak i autorowi za to, że muszę o tym czytać.

Fabularnie piąty tom nie zaskakuje zbyt mocno. Pomimo że wprowadzono kilka dodatkowych elementów wszyscy, którzy znają twórczość Webera zauważą po raz kolejny pewne schematy znane z innych tytułów. Nie ma tam też zaskakujących zwrotów akcji. Najczęstszym pytaniem, jakie zadawałem sobie podczas poznawania dalszych losów ostatniej ludzkiej kolonii, było nie „co się stanie?”, ale „jak?”. Mimo, że trudno było mówić tutaj o jakimkolwiek zaskoczeniu, książka wciągnęła mnie bez końca. Ostatnie strony pochłaniałem w zastraszającym tempie i nic nie mogło odwieść mnie od czytania.

Fundamenty wiary nie są może najwybitniejszą powieścią Webera jaką czytałem, ale zaliczają się do tych bardzo dobrych. Jest na pewno lepsza niż Potężna forteca i ma w sobie to coś, co sprawia, że zostałem fanem jego twórczości. Jak zawsze dbałość o każdy, najmniejszy szczegół opisu, żeby czytelnikowi nie umknął żaden fakt, który może mieć znaczenie, sprawia, że nie ma tutaj miejsca na niedomówienia czy dowolną interpretację. Wszystko jest jasne i klarowne. Owszem, dla niektórych może ocierać się to o grafomanię, ale takie osoby i tak nie sięgną po ten tytuł, gdyż nie przebrną przez wcześniejsze powieści z cyklu. Jeśli jednak czytasz tę recenzję to znaczy, że do nich nie należysz, a piąty tom Schronienia powinien trafić na listę książek do przeczytania.