Felix, Net i Nika oraz Gang Niewidzialnych Ludzi - Rafał Kosik

Czyli Omnes Gentes Plaudite

Autor: Michał 'Grabarz' Sołtysiak

Felix, Net i Nika oraz Gang Niewidzialnych Ludzi - Rafał Kosik
Zacząłbym tą recenzję od retorycznego pytania: "quo vadis ars fantastica?" Niestety, z powodu niedojrzałości wzorców i wymogów artystycznych tego serwisu, nie powinienem. Zacznę więc inaczej, podając się za poważnego człowieka, owego vir bonus, lumenus et clarus, który na drodze do opus magnum minorum, nie powinienem się dobrze bawić przy pozycjach przeznaczonych dla młodzieży. Jako osoba szczycąca się mugolstwem i lekkością humoru Kaplicy Czaszek powinienem zjechać autora za świętokradczą zdradę SF i pisanie ludycznych krotochwili dla zepsutych zachodnią zgnilizną małolatów, którym tylko jedno w głowie, a pojęcia imponderabiliów są im całkowicie obce. O tempora, o mores – jak mówili wielcy. Malum Signum Temporis powiadam wam, vanitas vanitatum nam jedynie pozostało, a widzący to, niczym ów szlachetny asinus asinorum, są, jak wołający na puszczę, lekceważeni. Rafał Kosik zamiast oddać się pisaniu poważnego SF, oddaje się bezecnie pisaniu dla dzieci, niczym monstrum biblijne krzywiąc ich poznanie akcją, przygodą i świetnymi dialogami. Ale jest dla niego nadzieja, ponieważ Errare humanum est, a nas niech prowadzi Misseria i Ars Amatoria.

Starczy? Czy być może potrzebne jest jeszcze coś? Tym, którzy przetrwali moją wulgarną, średniowieczną łacinę gratuluję. Książka Rafała Kosika jednak wprowadziła mnie w tak dobry nastrój, że musiałem spełnić moje groźby napisania recenzji choć w części po łacinie. Dodatkowo, potrzebny mi był taki kontrastowy wstęp w jeszcze jednym celu, ale to za chwilę.

Zazwyczaj piszę o tym, jak wygląda, jak ją wydano, itd. W kwestii tej książki jest to jednak mało ważne. Mam nadzieję, że starczy, jeżeli napiszę: wydano ją dobrze, są obrazki i twarda oprawa, miło wziąć do ręki.

Najważniejsza zaś jest tu treść i przed nią chylę czoła. Opisano w niej przygody trojga nastolatków (dokładnie 13-latków), którzy mają niesamowity talent do wpadania w kłopoty oraz zaiste cudowną smykałkę do wychodzenia z tarapatów. Każde z nich jest niezwykłe na swój sposób, a w trójkę są po prostu jedyni w swoim rodzaju. Felix jest małym wynalazcą, synem konstruktora cudów i niewidów; Net to komputerowy geniusz, syn malarki i informatyka; zaś Nika, jest po prostu chodzącą tajemnicą. Poznajemy ich, gdy rozpoczynają naukę w jednym z warszawskich gimnazjów, gdzie jako osoby pozostawione samym sobie przez zapracowanych rodziców, szybko nawiązują przyjaźń. Odtąd ta trójka będzie walczyć z przestępcami (małego i wielkiego formatu), odnajdywać skarby i pomagać sobie nawzajem w trudnym życiu gimnazjalnego pierwszoklasisty. Poznajemy ich rodziny, z obowiązkową babcią dokarmiającą wszystkich i zawsze. Poznajemy ich kolegów z klasy i nauczycieli. Ich świat jest naszym, no, może nie do końca, ale łatwo w niego uwierzyć i zawiesić swoje mugolstwo na kołku.

Jest to książka o przyjaźni, przygodzie, o tym, że nie istnieją granice dla prawdziwej sympatii, nie ważne są bogactwa, to, co się liczy, to bliscy nam ludzie. Czytając przypomniałem sobie te same emocje, co wtedy, gdy lata temu czytałem Niziurskiego, Bahdaja i Nienackiego. Jest tu coś z każdego z nich, lecz nie w formie naśladownictwa, ale atmosfery niezwykłości i prawdziwej magii świata nastoletnich marzeń. Nie widziałem naiwności, prostoty rozwiązań fabularnych ani nielogiczności wynikających z realiów świata powieści. Napotkałem tu to, co się liczy w książce: akcje, bohaterów, którzy od razu stają się także twoimi przyjaciółmi i jakieś takie uniwersalne przesłanie, co w życiu jest ważne. Podano to zaś w sposób całkowicie bezpretensjonalny, bez zadęcia i jakiejś takiej chwalby. Pisanie dla dorosłych jest trudne, ale napisanie dobrej książki dla dzieci, a już wogóle dla młodzieży, to rzecz arcytrudna. Młody czytelnik nie podda się artyzmowi zdań, głębokości przemyśleń i metafor, nie schlebi mu górnolotny styl, on chce ciekawej fabuły, wspaniałych bohaterów i by przesłanie było wyłożone w sposób nie moralizatorski, ale wynikało z samej treści. Rafał Kosik stanął na wysokości zadania, bo zaufał jedynej sprawdzonej metodzie, pisał z sercem na dłoni, prosto. I pamiętał, by nigdy nie nudzić ani nie dać się ponieść własnemu, oryginalnemu stylowi.

Napisałem tak patetyczny wstęp właśnie po to, by pokazać kontrast między tym co piękne i proste, a zadufaniem jakie często wynika z nadmiernej wiedzy, wiedzy, która zabija całą magię dzieciństwa i każe patrzeć na lektury młodości z pobłażaniem. Każdy z nas był dzieckiem, ale czasem gubi się w drodze do "pozornego oświecenia dorosłością". Wtedy pogardza prostotą książek z lat minionych. Czytelnik twardego SF, który czytał Marsa, raczej nie spodziewał się po autorze takiego ciepła, jakie zaprezentował nam w Felixie, Necie i Nice. Są tu wprawdzie sceny, które zaprawiony w Harrym Potterze czytelnik rozpozna skądinąd, sam język nie zawsze też jest odpowiednio płynny i narracja czasem przystaje, ale znów muszę to powiedzieć, treść wynagradza te drobne braki. Dodatkowo Rafał Kosik sam puszcza oko do swoich czytelników, wkładając w usta bohaterów stwierdzenia, "że ich przygody to tak jakoś wyglądają książkowo, jakby byli bohaterami powieści". Pokora to chyba kolejna z tych cech, która pozwoliła mu napisać tak świetną powieść.

Rafał Kosik w moich oczach właśnie dołączył do grona ważnych autorów mojej młodości. Przeczytałem go trochę późno, bo już nie mam "nastu" lat, ale cieszę się, że jeszcze pamiętałem o co chodzi w takich książkach. Wy zróbcie to szybciej, nie ma co czekać. Polecam z całego serca.