Exodus - Steve White, Shirley Meier

Autor: 27383

Exodus - Steve White, Shirley Meier
Exodus, najnowszy tom cyklu Starfire, w przeciwieństwie do poprzednich części został napisany bez udziału Davida Webera – jednego z najbardziej uznanych autorów militarnej fantastyki naukowej, znanego głównie z poczytnej serii Honor Harrington. Jego miejsce obok Steve’a White zajęła S. Meyer, ale na szczęście skrót ten nie pochodzi od imienia Stephanie, a od Shirley. Mimo to jednak zmiana współautora nie wyszła temu tomowi na dobre.

Pierwszym sygnałem ostrzegawczym jest objętość książki, gdyż poprzednie części cyklu nie należały do najchudszych, a pozycja recenzowana jest szczupła. Czego zatem w niej zabrakło? Twardych żołnierzy, wciąż narzekających na polityków. Wraz z tym elementem znikła wyrazistość postaci, nie uświadczymy już bohaterów tak charyzmatycznych jak Fiona McTaggart, Howard Anderson czy Ivan Antonow. Wielka szkoda, gdyż sceny z ich udziałem były nierzadko bardzo barwne i wprowadzały niepowtarzalny klimat. Teraz mamy bohaterów co najwyżej poprawnych, nie są oni tragiczni, ale też nie wyróżniają się z tłumu.

Główną osią military s-f jest zazwyczaj jakiś konflikt i Exodus nie stanowi tutaj odstępstwa od reguły. Z kim tym razem przyszło ludziom wojować? Autorzy postawili na odwrócenie proporcji z W martwym terenie i Opcji Sziwy – w tej wojnie to przeciwnicy ludzkości są ukazani jako zdolni do odbierania uczuć na poziomie o wiele głębszym, niż może to czynić przeciętny człowiek. Arduanie są ciekawą rasą – oprócz wspomnianej wysoko rozwiniętej empatii posiadają zdolność do reinkarnacji oraz komunikują się w sposób nieznany ludziom. Jak pomysł na taką konstrukcję wojny wypadł w praktyce? Dość słabo, przede wszystkim dlatego, że w stosunku do Arduan nie odczuwamy takiej niechęci, jak do innych ras, z którymi ludzkość wcześniej wojowała. White i Meyer stworzyli rasę wiarygodną psychologicznie, ale odeszli nieco od schematu dobry-zły, wielokrotnie sprawdzonego w literaturze rozrywkowej. Nie spodoba się to osobom oczekującym prostej i niezbyt wymagającej prozy, którą pod wszelkimi innymi względami jest Exodus (i cała seria Starfire).

Sposób budowania fabuły raczej się nie zmienił – najpierw ludzie przegrywają kolejne bitwy, aby w końcu ogarnąć się i zacząć zwyciężać. Formuła ta sama w sobie nie jest zła, ale serwowana kolejny raz może nudzić. Przy okazji warto zaznaczyć, że Exodus jest chronologicznie umiejscowiony po części… pierwszej. Nikt nie wie, czemu autorzy zdecydowali się napisać w międzyczasie trzy prequele. Co prawda ich treść nie ma na fabułę Exodusu żadnego wpływu, ale może to z powodu tej przerwy powstaje kilka niezręczności, gdyż niektóre wątki i postaci są zupełnie inne niż w Powstaniu.

Czy warto zatem zainwestować w ostatnią część cyklu Starfire? Coś dobrego wyciągną z tej książki tylko najwięksi fani cyklu, a inni czytelnicy nie powinni nawet zaprzątać sobie nią głowy – po niezłych kosmicznych czytadłach nastąpił zwykły przeciętniak.