Epoka śmierci
Odyseje, Eneidy, Boskie komedie
Tressie udało się, po większych lub mniejszych perturbacjach, nakłonić grupę przyjaciół Persefony do zrealizowania planu Malcolma, który zakładał, że...dobrowolnie umrą. Znaleźli się w Phyre, zaświatach, i będą musieli przekroczyć składające się na nie trzy krainy, aby dotrzeć do drzwi w Estramnadonie, gdzie uwięziona została Suri. To ostatnia szansa, aby przełamać impas pomiędzy Fhrejami i Rhunami na korzyść tych drugich - jeśli bohaterowie nie wykonają tego zadania, wojna dla nich i ich bliskich nie zakończy się dobrze.
Do tej pory Legendy jako cykl były do bólu epigońskie i przewidywalne; jedną z tych dwóch wad często da się przełknąć bez większego problemu (zdarzają się na przykład kryminały oparte o tradycyjne prawidła gatunku, a jednak mimo tego zaskakujące), lecz w tandemie stanowią jednak pewną twardą granicę – szczytem dla takich tekstów jest bycie solidnym i ani cala wyżej. Jako solidną właśnie czy przyzwoitą można by określić tę sagę – przynajmniej do czasu Epoki śmierci.
Phyre okazuje się być bowiem absolutnie najciekawszym miejscem, jakie do tej pory opisał Sullivan. Na pierwszy rzut oka przypomina klasyczne chrześcijańskie zaświaty z trójpodziałem na niebo, czyścieć i piekło, co stanowi oczywiście okrutne pójście na łatwiznę. W dodatku pomysł pisarza na zbudowanie osadzonej w nich fabuły wydaje się po prostu banalny: weźmy wszelkie Odyseje, Eneidy, Boskie komedie i wszystkie inne klasyczne opowieści o niekończących się wędrówkach, odrzyjmy je ze wszelkich znaczeń oraz tropów, których nabrały po latach analiz i reinterpretacji, zastąpmy je typowym dla taniego fantasy miłość/lojalność/honor/cokolwiek silniejsze niż śmierć i mamy danie bardzo lekkostrawne, ale też nieszczególnie apetyczne. Brzmi mało przekonująco, prawda?
Magia zaczyna się, kiedy bohaterowie rzeczywiście zaczynają swoją pośmiertną wędrówkę i przekonują się, że życie po życiu rządzi się swoimi prawami – tak samo jak każda z trzech krain składających się na Phyre. Absolutnie najważniejszą z zasad jest to, że materia nie istnieje, a wszystko w zaświatach stanowi wytwór zbiorowej świadomości znajdujących się w nich dusz. Najsilniejsze z nich są w stanie pewne aspekty tej nie-rzeczywistości modyfikować, co prowadzi do zaskakujących i autentycznie ciekawych konsekwencji. W końcu Sullivan robi coś, za co ceni się najlepszych pisarzy fantasy: potrafi wykorzystywać stworzony przez siebie samego kontekst i rządzącą nim logikę do tworzenia pełnych napięcia i interesujących dla czytelnika sytuacji. Umówmy się: Epoka śmierci nie jest pod tym względem idealna, sam pomysł umysłów i charakterów wpływających na świat fizyczny nie stanowi idei zupełnie niespotykanej (pewną implementację tej abstrakcji stanowią wszelkie systemy magiczne, a Inne pieśni wycisnęły już ten motyw do ostatniej kropli, choć oczywiście Sullivan i Dukaj to pisarze o zdecydowanie innych profilach), ale po raz pierwszy – i to nie tylko w pojedynczych fragmentach – cykl przekracza granicę solidności, o której pisałem wcześniej, stając się autentycznie ciekawym. Czytelnik już nie zastanawia się tylko nad kolejnym krokiem swojego ulubionego bohatera; zastanawia się nad tym, jakie zagadki kryje świat, w którym się znalazł.
A to, o dziwo, nie koniec zalet tej powieści, choć kolejne plusy są nieco mniejszego kalibru i stanowią powtórzenie tego, co zdarzało się już wcześniej Sullivanowi robić dobrze. W samym Estramnadonie w końcu dzieje się coś interesującego – to najprawdopodobniej dopiero początek tego, co autor zaplanował na Epokę imperium, ale na szczęście już nie trzeba z irytacją przerzucać stron poświęconych intrygom na dworze Fhrejów (choć Mawyndulë wciąż jest po prostu głupi), zatem to i tak sporo. Co więcej, pisarz autentycznie przyłożył się do rozwinięcia mitologii świata przedstawionego. I znowu, tak jak w przypadku Phyre: dużo tutaj klasycznych inspiracji z wybijającymi się greckimi i chrześcijańskimi pierwiastkami, sporo rodzinnej telenoweli, ale to po prostu działa; opowieść o wynalezieniu wojny i próbie odkupienia tego pierwotnego grzechu z wmieszanymi w to wszystko boskimi sympatiami i antypatiami naprawdę się sprawdza.
Epoka śmierci nie jest arcydziełem. Wciąż zdarzają się w niej dłużyzny (choć generalnie tempo jest zdecydowanie najwyższe w cyklu), a pisarstwo Sullivana zawsze będzie można poznać z kilometra po scenach próbujących wyciskać z czytelniczych oczu łzy przy ciągłym powtarzaniu banałów. Nie zmienia to jednak faktu, że to powieść bardzo wciągająca, nieco lepsza od Epoki wojny i zdecydowanie lepsza od pozostałych tomów, a przy tym najbardziej oryginalna i najbardziej interesująca. Autentycznie uwierzyłem w to, że Legendy Pierwszego Imperium zakończą się z przytupem. Obym się nie rozczarował!
Mają w kolekcji: 0
Obecnie czytają: 0
Dodaj do swojej listy:



Cykl: Legendy Pierwszego Imperium
Tom: 5
Autor: Michael J. Sullivan
Wydawca: Mag
Data wydania: 7 sierpnia 2024
Liczba stron: 560
Oprawa: twarda
ISBN-13: 9788368069334
Cena: 49 zł