Elsenborn - Piotr Langenfeld

Nieudana ofensywa

Autor: Krzysztof 'daft_count' Mroczko

Elsenborn - Piotr Langenfeld
Książka jest wiernym zapisem wydarzeń rozgrywających się w Ardenach pod koniec 1944 roku. Niemiecka kontrofensywa została zatrzymana przez amerykańską piechotę z 1 Dywizji Piechoty, zwanej wśród żołnierzy Big Red One. Powieść stanowi jednak tak dokładny opis walk, że właściwie zabija przyjemność płynącą z lektury. W efekcie czytamy książkę, która zainteresuje jedynie największych miłośników gatunku.

__________________


Historia opowiedziana w powieści wydaje się mało skomplikowana. Oto w ostatnich miesiącach 1944 roku alianci utknęli w Belgii. Górski teren i zbliżająca się zima nie sprzyjają ruchom wojsk, a co więcej alianckie linie zaopatrzenia rozciągnięte są ponad miarę. Niemiecki sztab dostrzega swoją szansę – jeśli dokonają ofensywy i przetną na dwie części siły alianckie, docierając do Antwerpii, znacząco wzmocnią swoje pozycje w tej wojnie. Na ich drodze staną amerykańscy żołnierze z Big Red One, którzy dokonując cudu powstrzymają niemieckie natarcie.

Recenzenci zachwycili się pomysłem autora, który przedstawił - wśród szerokiego wachlarza bohaterów swej książki - postać polskiego kaprala. Zupełnie nie przemawia do mnie budowanie całej mitologii związanej z osobą Charliego Zielinsky'ego. Usytuowanie Polaka – właściwiej byłoby powiedzieć - Amerykanina polskiego pochodzenia nie ma żadnego głębszego sensu, czy większego uzasadnienia. Przytaczane przez autora w epilogu oraz przez wydawcę na okładce słowa o nieznanym dotąd udziale Polaków w bitwie o Ardeny, zupełnie nie przekonują. Wyjaśnienia tego faktu napisane przez Lagenfelda wydają się jedynie chwytem marketingowym. Od lat bowiem tematyka Polaków na wszystkich frontach II wojny światowej jest obecna w szkolnych podręcznikach oraz programach. Owszem, możemy na nowo odkrywać losy konkretnych ludzi, ale raczej nie poprzez czytanie literatury popularnej. Taka dydaktyka na siłę, wpleciona na dodatek w patriotyczne poczucie dumy, pachnie zbytnim uproszczeniem, by nie powiedzieć po prostu - tendencją. W moim odczuciu jest to bardzo słabe.

To nie jedyna słabość tej książki. Elsenborn napisano w sposób zupełnie nie przemawiający do czytelnika. Brakuje tam momentów zwrotnych, zaskakujących odbiorcę, a napięcie oscyluje w najniższych rejestrach. Wydaje się, że autor jakby podążał za tym, co rozpisał sobie w punktach przed rozpoczęciem pisania i nie był w stanie w żaden sposób ożywić swoich bohaterów oraz ich poczynań. Choć potencjalnego materiału nie brak – mamy tu bowiem zarówno siatkę niemieckich szpiegów, jak i drobiazgowo opisane myśli bohaterów po obu stronach frontu, a nawet rodzące się uczucia – nic z tego nie wynika. Wszystko jest do bólu przewidywalne, podobnie jak role odgrywane przez postacie. Kończyłem lekturę w poczuciu obserwacji ogromu zmarnowanych szans na naprawdę trzymającą w napięciu powieść wojenną. Niestety, Piotr Langenfeld nie odniósł zwycięstwa w stoczonej przez siebie bitwie.

Właśnie – bitwy. To jedyny element powieści, w którym nie można niczego zarzucić autorowi. Od najmniejszych potyczek do rozstrzygającej bitwy o Elsenborn - opisy tych starć są naturalne i znakomicie działają na wyobraźnię czytelnika. Autor umiejętnie balansuje pomiędzy dwiema krańcami skali – jego styl opisywania nie wydaje się zbyt suchy. Napisany czysto wojskowym językiem nie jest również oderwaną od bitewnych realiów opowieścią przedstawioną z punktu widzenia pojedynczego żołnierza. Takie balansowanie, przyznajmy szczerze, wymaga pewnych umiejętności, które niewątpliwie twórca Elsenborn posiada. Szkoda, że to jednak nie wystarczy na napisanie zajmującej książki.

Całość wypada zatem przeraźliwie średnio. A w tym wypadku – książki wojennej – tłumaczy się to zwyczajną nudą. Dla tego typu literatury to właściwie wyrok skazujący na śmierć przez zapomnienie. I tak się pewnie stanie z powieścią Langenfelda. Słusznie czy nie, to już ocenią ci, którzy po książkę zdecydują się jednak sięgnąć.