Dziedzictwo przodków
Nazi-apo
Podobnie jak Korzenie niebios, Dziedzictwo przodków z tytułowymi tunelami metra nie ma wiele wspólnego – fabuła powieści rozgrywa się w Obwodzie Kaliningradzkim, w kolonii Krasnotoworska. Akcję rozpoczyna scena, w której grupa nastolatków postanawia spenetrować poniemieckie podziemia, co kończy się dla nich tragicznie; miejsce spoczynku znacznej części bohaterów będzie wybawieniem dla pozostałych, ocalałych przed siłą jądrowego uderzenia. Jak się jednak okaże dwadzieścia lat później, podziemny kompleks wcale nie został porzucony w ramach wojennej zawieruchy – nazistowscy oficjele mieli w stosunku do niego bardzo dalekosiężne plany.
W ogólnym zarysie idea Cormudiana prezentuje się całkiem nieźle, bo to wykorzystanie znanego historykom faktu, że część nazistowskiej elity u kresu wojny zdołała zbiec do Ameryki Południowej i tam dożyć swoich dni. W przyszłości to nie jest cel na tyle wartościowy militarnie, by marnować na niego cenne głowice. Czemu więc nie pociągnąć historii dalej i blisko wiek po zakończeniu drugiej wojny światowej przywrócić pamięć o największych zbrodniarzach w dziejach?
Uniwersum Metro 2033 jest dla wielu autorów zarazem zbawieniem, jak i przekleństwem. Z jednej strony niemal na pewno mogą oni spać spokojnie i liczyć na wysokie nakłady (a co za tym idzie, pełne portfele), z drugiej jednak projekt Głuchowskiego od samego początku narzuca im niemalże okrutne ograniczenia fabularne. Bo w Dziedzictwie przodków, jak wcześniej wspomniano, metro prawie nie istnieje – jest jakaś jego namiastka, ale niespecjalnie znajdzie dla siebie miejsce w fabule. Dalej jest tylko gorzej – Cormudian z gracją słonia w składzie porcelany pokazuje czytelnikom, że pomysły to on może i miał, ale jak przyszło do ich realizacji, to chciał się jak najszybciej pozbyć niepotrzebnego brzemienia na jego autorskim zamyśle. A szkoda, bo futurystyczne rozwinięcie idei stworzenia żołnierza doskonałego mogłoby powieść podźwignąć z kolan. W praktyce zaś rozbija się ono o wiarygodny pretekst do otwarcia ognia między rosyjskimi żołdakami, a potomkami nazistów.
Narodowość autora powieści można rozpoznać tak naprawdę na pierwszy rzut oka tylko na podstawie jednej rzeczy: ogólnej charakterystyki rosyjskich kolonistów i nazistowskich intruzów. Żołnierze byłej marynarki wojennej (bo głównie z nich składa się populacja kolonii) to chłopy na schwał, którym niestraszny żaden przeciwnik: czy to uzbrojony po zęby człowiek, czy zmutowana bestia z morskich głębin. Sytuacja w przypadku nazistów jest zupełnie odmienna – dosłownie każdy ich przedstawiciel knuje przeciwko "rdzennym mieszkańcom" kolonii, a w scenach strzelanin to oni są chłopcami do bicia. I sytuacji nie ratuje obecne gdzieniegdzie puszczanie przez autora oka do czytelnika, które miałoby sugerować, że wcale nie stoi on wyraźnie po stronie jednej z narodowości. Najlepiej obrazuje to ewolucja nazistowskiej ideologii i odrzucenie dogmatu rasy idealnej (postapokaliptyczni naziści nie mają zupełnie nic przeciwko innym rasom czy Żydom) – z jednej strony pewne ocieplenie wizerunku, z drugiej jednak zabieg zdecydowanie niewystarczający.
Zapewne to i dobrze, że bariera językowa i różnice kulturowe ograniczają napływ na nasze półki pozycji opatrzonych logo Uniwersum Metro 2033 – jak dotąd praktycznie nic wydanego w naszym kraju w ramach projektu nie zasługiwało na czytelniczą uwagę (co najwyżej trylogia Diakowa w jakimś tam stopniu broniła się jako sposób na zabicie czasu). Piter, Korzenie niebios, a teraz Dziedzictwo przodków – tytuły te to synonimy postapokaliptycznej chałtury. Tylko drzew potrzebnych do wydrukowania powieści szkoda.
Mają w kolekcji: 0
Obecnie czytają: 0
Dodaj do swojej listy:



Autor: Suren Cormudian
Tłumaczenie: Paweł Podmiotko
Wydawca: Insignis
Data wydania: 19 lutego 2014
Liczba stron: 480
Oprawa: miękka
Format: 140x210 mm
Seria wydawnicza: Uniwersum Metro 2033
ISBN-13: 978-83-63944-34-6
Cena: 34,99 zł